Dwa światy
"Symptomy... - Kołodyńska/Kordaczuk 20. Festiwal Sztuk Performatywnych A PartKołodyńska/Kordaczuk i ich Symptomy na zmultiplikowany kontrabas, monoctone i aktora to widowisko głosowo-ruchowo-muzyczne, próba połączenia dwóch różnych od siebie światów. Próba dość ciekawa i na pewno wizualnie przyjemna w odbiorze, acz trochę nieudana.
Kinoteatr Rialto w przedostatni dzień Festiwalu zmienił się w specyficzną salę koncertową. Na scenie tylko dwie osoby: kompozytor i aktorka. Oprócz tego rzeczone instrumenty i skrzynka telefoniczna, czyli analogowy syntezator modularny. Wiedzę o nim otrzymujemy z ust samego Kordaczuka, który chętnie opowiada o swoich zabawkach, ich działaniu czy całym projekcie. Nie kryje się z tym, że jego gadanina zapewnia mu cenne sekundy na przygotowania między kolejnymi numerami, co w jakimś stopniu usprawiedliwia obecność przerw. Nie działają one jednak na korzyść dla samego widowiska. Wręcz przeciwnie, zdecydowanie traci strona estetyczna, bowiem przerwy nie tylko wybijają z rytmu, ale po prostu stoją w klimatycznej opozycji do tego, co prezentuje jego sceniczna partnerka.
Zaprezentowanych utworów jest 11: Ych, Kołysanka, Cesarzowa, Ballada o jednej takiej, wiersz o incipicie Mnożę myśli o spadaniu, Katharsis, Ślina, Letnio, Love story oraz Testament. Wszystkie teksty są autorskimi tworami, które wyszły spod pióra Kołodyńskiej. Czy dobrymi? Część z nich na pewno intryguje, część bywa zaskakująca, lecz pojawiają się również momenty niezrozumienia. Nie można im jednak odmówić klimatu, który konsekwentnie przewija się przez wszystkie piosenki. Zdecydowana większość z nich to erotyki lub wiersze w mniejszym lub większym stopniu o erotyzm się ocierające. Otwierający wieczór Ych bawi tematem kąpieli, Symptomy zaczynają nużyć powtarzanym jak mantra pytaniem: Gdzie jesteś, kochanie?, a właściwie niema Ślina wywołuje uśmiech. Najbardziej abstrakcyjne okazuje się Love story, podczas którego Kołodyńska wpierw przykleja sobie sztuczne sutki, po czym te same rurki przyczepia do uszów i w okolice ust. Kończy natomiast swój występ, kreśląc czerwoną szminką słowo Palce na obrusie.
Ruch sceniczny jest mocno ograniczony. Za wyjątkiem kilku chwil, właściwie nie pojawia się taniec czy choć gesty większej ekspresji. Większość emocji przekazywana jest za pomocą głosu, intonacji i sposobu wypowiedzi. Odniosłam jednak dość nieprzyjemne wrażenie, że Kołodyńska ma manię dzielenia wyrazów na sylaby, gdyż zabieg ten pojawiał się nader często, co ostatecznie zaczęło po prostu śmieszyć.
Warstwa muzyczna zasługuje natomiast bezapelacyjnie na oklaski. Twórca monoctonu swoją muzyką buduje świat niezwykły, osnuty tajemnicą. Rezonujące dźwięki przechodzą przez ciało, niejednokrotnie zostawiając gęsią skórkę. Posmak grozy, czasem wręcz czegoś nadnaturalnego wprowadza słuchacza w stan zasłuchania. Wszystko jednak burzą wspomniane wyżej przerwy pomiędzy poszczególnymi utworami, które nie pozwalają wczuć się w klimat w stu procentach. W momencie gdy już, już zaczynam odkrywać ten niezwykły świat, melodia cichnie, a ze sceny padają kolejne słowa wyjaśnienia. Przez to również całe widowisko trąci trochę amatorszczyzną. Rozumiem, że takie są wymogi instrumentów, jednak podobne rozwiązanie zwyczajnie mnie, jako widza, nie satysfakcjonuje.
Symptomy na zmultiplikowany kontrabas, monoctone i aktora to z pewnością ciekawa propozycja, która może się podobać. Nie jest wolna od niedociągnięć, jednak broni się muzyką i kilkoma tekstami. Myślę, że warto jest ją zobaczyć choćby ze względu na monoctone, instrument w pełni zaprojektowany przez Kordaczuka, bo dźwięki z niego się wydobywające są jedyne w swoim rodzaju. I jak widać, potrafią również przyćmić negatywne odczucia.
KOŁODYŃSKA/KORDACZUK (POLSKA)
SYMPTOMY NA ZMULTIPLIKOWANY KONTRABAS, MONOCTONE I AKTORA
koncert