Dyrektor to wariat
Rozmowa z Adolfem WeltschekiemGroteska powstała równo 70 lat temu i miała być teatrem dla wszystkich. Dla dzieci i dorosłych. Jej szef ADOLF WELTSCHEK stara się te tradycje kontynuować. Z dziecięcą naiwnością. Bo tylko naiwniak albo szaleniec może dziś wierzyć, że sztuka wysoka jest potrzebna i zbawia świat - pisze Jolanta Ciosek w Dzienniku Polskim.
Czy po siedemnastu latach sprawowania funkcji dyrektora teatru dla dzieci człowiek staje się bardziej dojrzały, czy może infantylnieje?
- Infantylnieje, ponieważ przede wszystkim starzeje się, a starość kieruje nas do źródeł, a więc dziecięctwa. Ponadto nie można być w dzisiejszych złożonych czasach dyrektorem przez siedemnaście lat, nie mając w sobie dziecięcej naiwności, czyli wiary, że to, co się robi, jest ważne i potrzebne. A tylko wariat może wierzyć, że dziś sztuka wysoka, czyli teatr, jest potrzebna i zbawi świat. Z upływem lat coraz bardziej dostrzegam dziś obowiązującą tezę Majstra Sajetana z "Szewców" Witkacego: "pogwajdlić, pokierdasić".
"I iść spać".
- Tak jest. To jest zawołanie bojowe części populacji naszego globu. Jak zatem w takiej przestrzeni nie być wariatem, skoro się wierzy, że sztuka, wartości etyczne, moralne, estetyczne, ład i porządek mają sens i są komuś potrzebne? Na szczęście po siedemnastu latach dyrektorowania jestem wariatem i infantylnieję.
Zanim przejdziemy do tego, jak "gwajdliłeś" i "kierdasiłeś" przez te lata, sięgnijmy do początków, kiedy to siedemdziesiąt lat temu, w roku 1945, Zofia i Władysław Jaremowie założyli teatr Groteska, któremu od razu narzucili określony styl estetyczny. Na czym on polegał?
- Zacznijmy od tego, że Jaremowie byli parą wybitnych reżyserów, inscenizatorów, pionierów nowoczesnego myślenia o sztuce lalkowej i teatrze plastycznym w powojennej Polsce. Od początku wizję plastyczną teatru współtworzyli znakomici plastycy, m.in. Kazimierz Mikulski, Jerzy Skarżyński, Lidia Minticz, Ali Bunsch. A co najważniejsze: teatr okupacyjny w Krakowie był bardzo silny w swych awangardowych przejawach w osobie Tadeusza Kantora i Grupy Krakowskiej. Ten teatr jakby nie uwzględniał okoliczności wojennych i, co było niewiarygodne, funkcjonował. Czyli to środowisko artystyczne cały czas działało prężnie.
Trafili na sprzyjający grunt.
- Na środowisko, które było gotowe tworzyć teatr i zapewne dyszało wręcz chęcią do pokonania sztuką traumy wojennej. Już w czerwcu 1945 roku dali pierwszą premierę - "Cyrk Tarabumba" Władysława Lecha w reżyserii Władysława Jaremy, dekoracje do przedstawienia zaprojektował Andrzej Stopka, lalki Zofia Jaremowa, a muzykę skomponował Alojzy Kluczniok.
Teatr zdominowali malarze surrealiści.
- Tak jest. Im bardziej w powojennej Polsce władza naciskała na upowszechnianie sztuki socrealistycznej, tym bardziej w Krakowie dawano upust wolnej wyobraźni, krzewiąc sztukę surrealistyczną. Spektakle coraz bardziej przybierały, nomen omen, groteskową formę. Co ważne, repertuar teatru kierowany był do dzieci, ale także -jako scena nowych form teatru lalki, maski i aktora - do dorosłych. To staramy się kontynuować i rozwijać. Do wybitnych realizacji Groteski Jaremów należy zaliczyć m.in. prapremiery utworów Sławomira Mrożka, Tadeusza Różewicza, Idelfonsa Gałczyńskiego, Bertolta Brechta, Alfreda Jarr'ego.
Za kolejnej dyrekcji Fredy Leniewicz do teatru zawitał klasyczny repertuar dziecięcy?
- I to w rozmaitej formie: od dramatów pisanych z myślą o młodym widzu po adaptacje prozy i poezji. Z wybitnych reżyserów współpracujących wówczas z teatrem wymienić należy takie osobowości, jak: Vojo Stankovski, realizator słynnego spektaklu "Gilgamesz", Zofia Mikulska, Freda Leniewicz, Zofia Jaremowa. Współpracę kontynuowali wybitni scenografowie, jak: Lidia Minticz, Kazimierz Mikulski, Jerzy Skarżyński, a zadebiutowali m.in. Wojciech Krakowski i Jan Polewka, późniejszy dyrektor Groteski. Tak jak moi poprzednicy staram się utrzymywać tę więź międzypokoleniową, która jest w teatrze niezbędna.
Czym zasłużył się dla Groteski Jan Polewka, Twój poprzednik?
- Janek jest wybitnym człowiekiem teatru jako scenograf, literat i reżyser. Jego "Miromagia", wspaniałe przedstawienie, objechała chyba wszystkie festiwale. Za jego dyrekcji pojawiły się m.in. inspiracje Orientem, komedią dell'arte, malarstwem hiszpańskim. Jego zasługi można długo wymieniać.
No to przejdźmy do Twoich zasług, prowadzisz ten teatr od 1998 roku i zapewne nie samymi sukcesami żyjecie?
- Wrócę do wspomnianej ciągłości międzypokoleniowej. Od wielu pokoleń dzieci wychowywane są na historiach o Czerwonym Kapturku, Kopciuszku, które funkcjonują od średniowiecza do dziś. One zaspokajają nasze marzenia, lęki, tęsknoty. Te klasyczne pozycje pojawiły się za dyrekcji Fredy Leniewicz i my także do nich wracamy. Istnieje nadzieja, że ten wspólny zbiór sensów stylistycznych, wartości, postaci będzie żył z pokolenia na pokolenie. To on pozwala porozumiewać się. Tę linię zaczęli przecież Jaremowie, robiąc teatr dla wszystkich. Pierwszą troską dyrekcji Polewki było odbudowanie repertuaru Jaremów. My to kontynuujemy. Mówiąc językiem nowomowy liberalnej, zaczęliśmy podążać za odbiorcą. Czyli za młodymi widzami, którzy wchodzą w dorosłość. Wierność tekstowi literackiemu, wierność jego sensom, duchowi i wartościom estetycznym - na tym polega nasza kontynuacja Nie wystawiamy postmodernistycznych spektakli, w których wszystko może się wydarzyć...
I chroń nas przed takimi, Panie Boże.
- Tak jest, droga koleżanko. No i oczywiście staramy się podążać za naszym odwiecznym zawołaniem, by był to teatr plastyczny. Takie spektakle, jak kiedyś "Miromagia", dziś "Hommage a Chagall" czy "Przemiany", nawiązują kontakt z publicznością dzięki skoncentrowanym, zintensyfikowanym działaniom plastycznym. Obraz i ruch tworzą ten teatr. Stąd też organizujemy Festiwal Formy Materia Prima, który pokazuje złożoność świata utkanego za pomocą obrazu i ruchu. Tu też sięgamy przecież do źródeł, do początków Jaremów. Wciąż podkreślam, że Jaremowie przeciwstawiali się socrealizmowi, a my przeciwstawiamy się brutalizmowi, programowej brzydocie, wszystkiemu, co jest w tzw. mainstreamie teatralnym.
Wciąż mówimy o sukcesach, a gdzie te zawiedzione nadzieje?
- No cóż... mimo wykreowania trzech ogólnopolsko rozpoznawalnych marek Parady Smoków, Reality Shopka Szoł i Festiwalu Materia Prima, myślę, że nie udało nam się w pełni przebić do świadomości dorosłego widza
Szopka co roku budzi różne emocje. Niektórzy twierdzą, że dyrektor znalazł świetną metodę na bratanie się z politykami, by zapewnić sobie długi żywot dyrekcyjny.
- Zapewniam, że dzięki mojej znajomości z politykami nigdy niczego dla siebie nie załatwiłem, żadnych wczasów, samochodów i zwiększonych dotacji dla teatru. A Szopka powstała na jubileusz Sceny OFF Groteska. I chwyciło. Zaczęliśmy się tym znakomicie bawić.
Podlizujecie się politykom, pokazując ich ludzką twarz"?
- Raczej flirtujemy z demokracją. Pokazywanie polityków tak, jak to robiliśmy, to ich oswajanie, a zatem oswajanie demokracji.
Czy po siedemnastu latach urzędowania w gabinecie, wokół którego każdego dnia biegają rozkrzyczane dzieci - nie masz chwilami ich dość?
- Z czysto pragmatycznych względów - nie. Mam świadomość, że wśród tych maluchów dorastają przyszli lekarze, prawnicy, a bez ich nabytej niezbędnej elementarnej wrażliwości i wyobraźni starzejący się człowiek nie da sobie rady.