Dziadek wraca do baśni

"Dziadek do orzechów" - chor. Paul Chalmer - Opera Nova w Bydgoszczy

Zabierając głos na temat kolejnej inscenizacji "Dziadka do orzechów", zwykle odczuwam pewien dyskomfort. W dzisiejszych czasach balet ten często przeradza się w gwiazdkowe przedstawienie dla dzieci z mnóstwem gadżetów, nie mających wiele wspólnego ani z utworem Czajkowskiego, ani z literackim pierwowzorem Ernsta Theodora Amadeusza Hoffmanna.

Bywa także, że aby zaspokoić dziecięce gusty, twórcy na plan dalszy wysuwają taniec i jego siłę przemawiania do wyobraźni, a także wykonawcze mistrzostwo, które w balecie klasycznym jest warunkiem koniecznym. Bydgoski "Dziadek do orzechów" - w choreografii Paula Chalmera, ze scenografią Mariusza Napierały i kostiumami Agaty Uchman - szczęśliwie zwalnia recenzenta ze wszystkich tych rozterek.

Nastrój prawdziwie świąteczny, trochę dickensowski, buduje już pierwszy obraz, ukazujący ośnieżone miasteczko w ferworze bożonarodzeniowych przygotowań. Wszyscy pędzą, kupują podarki, wybierają choinki; dzieci ciągną rodziców do sklepików, inne rzucają się śnieżkami. Cała ta przedświąteczna bieganina jest mistrzowsko wyreżyserowana, pełna uroczych szczegółów, które wraz z kolejnymi przedstawieniami będą zapewne jeszcze dopracowywane. Na wszystko opadają puszyste płatki śniegu, wyświetlane na tiulowych zasłonach. Orkiestra pod dyrekcją Macieja Figasa oddała wdzięk i dziecięcą radość partytury Czajkowskiego. Było nawet słychać dzwoneczki sań i padające płatki śniegu.

W pierwszym akcie pojawia się XIX-wieczny mieszczański salon i mnóstwo maleńkich szczegółów, budujących ciepłą, rodzinną atmosferę, która nabiera jeszcze większego znaczenia. Nestor rodu, dziadek, w fotelu na kółkach przygląda się psotom wnuków. Goście - dorośli i dzieci - doskonale się bawią, oglądają podarki i zachwycają się mechanicznymi lalkami prezentowanymi przez tajemniczego, ale sympatycznego Drosselmeyera. To już było? Tak, ale u Paula Chalmera oparty w znacznej mierze na pantomimie akt pierwszy - zwykle z uwagą śledzony przez dzieci, a przez miłośników baletu traktowany jako zło konieczne - stał się płynną opowieścią, pełną wdzięcznych, niebanalnych tańców gości i dzieci. Kanadyjski choreograf ma niezwykłą umiejętność układania tańców zbiorowych w nieustannym ruchu, w zmienności. Scenę ubarwiał też dyskretny humor. Popisową partię otrzymał tu utaneczniony Fritz, brat Klary (znakomity Seiru Nagahori).

Walka ołowianych żołnierzyków z myszami to także majstersztyk. Dzięki prostym środkom scenograficznym realizatorzy sprawili, że choinka rośnie, a Klara zmniejszyła się do rozmiarów walczących zabawek. Jak w pierwowzorze Hoffmanna, Drosselmeyer pojawił się na zegarze wybijającym północ - godzinę czarów. Bitwa rozegrała się pod kolczastymi gałęziami choinki, żołnierzyki galopowały na drewnianych konikach, strzelały z armaty do strasznych myszy w wielkich maskach, zagrzewani przez Lalkę Żołnierzyka i Lalkę Vivandiere, które nadały całości francuski smaczek. Bitwa była jednocześnie dynamiczna i klarowna: dzięki wielkim maskom Dziadek do orzechów i Król Myszy górowali nad tłumem, a ich walka, mimo że po baletowemu elegancka, była fizyczna i gwałtowna.

Po przemianie Dziadka w Księcia następowała kluczowa scena: pierwszego nieśmiałego pocałunku z Klarą. Dzięki tej scenie dorosły widz rozumie, o czym jest ten Dziadek. Oprócz barwnej baśni otrzymujemy opowieść o dojrzewaniu do pierwszej miłości, o przebudzeniu - może jeszcze nie kobiecości, ale pierwszych romantycznych uczuć podlotka, w którego przeistacza się Klara. Zresztą postać ta w interpretacji Marty Kurkowskiej od początku nie jest małą dziewczynką. To nastolatka, która według dorosłych jest za mała, by przejść do ich grona jak jej starsza siostra, która otrzymała pod choinkę elegancki szal, ale w swoim mniemaniu jest już za duża, by tylko beztrosko bawić się lalkami. Może dlatego jej uwagę zwraca nietypowa zabawka: dziadek do orzechów.

W bydgoskiej realizacji "Dziadka do orzechów" główna para solistów wykonujących role Dziadka i Klary nie tańczy finałowego pas de deux (tak było też w Petersburgu na prapremierze), ale ma ogromne taneczne zadanie. Już w walcu śnieżynek Klara fruwała w ramionach odczarowanego Księcia, niemal nie dotykając ziemi, a w drugim akcie oboje cały czas towarzyszyli tańcom charakterystycznym i brali w nich udział. Odniosłam wprawdzie wrażenie, że Tomasz Siedlecki potrzebowałby nieco niższej partnerki albo był już trochę zmęczony po dwóch spektaklach (oglądałam trzecie przedstawienie w serii), lecz i tak jego kreacja godna jest pochwały. Miał w sobie brawurę, bohaterstwo, ale i wesołość młodego księcia (świetna była zwłaszcza pantomimiczna opowieść o bitwie z myszami, którą opowiada Cukrowej Wieszczce i mieszkańcom Zaczarowanej Krainy).

Drugi akt nie ma w sobie nic z nudnego divertissement ułożonego z tradycyjnych tańców charakterystycznych. Zasługa w tym trzech Małpek wprowadzonych przez choreografa, które animowały akcję, wnosiły rekwizyty, komentowały ruchem wydarzenia i po prostu rozrabiali Może jedynie taniec hinduski łamał dynamikę aktu: polegał bowiem głównie na nużącym noszeniu w powietrzu tancerki przez dwóch tancerzy. Za to zwykle konwencjonalny taniec pasterzy przerodził się w popis Marcepanowych Panienek, w którym wirtuozerią techniki pointowej ma okazję popisać się także Klara. Walc kwiatów, podobnie jak wcześniejszy walc śnieżynek, oprócz misternych tanecznych przebiegów, olśniewał tiulowymi sukienkami lżejszymi od powietrza. Kostiumy Agaty Uchman to zresztą olbrzymi walor przedstawienia.

Na finał mamy jeszcze baletowe clou: sławne pas de deux Cukrowej Wieszczki i jej Kawalera. W tych partiach w pierwszych czterech spektaklach wystąpili gościnnie pierwsi soliści Polskiego Baletu Narodowego: Yuka Ebihara i Maksim Woitiul. Doświadczeni artyści byli w tym rozradowanym, żywiołowym i barwnym "Dziadku" przejawem wyższego, dojrzałego świata, do którego Klara zbliża się, ale... Jeszcze do niego nie dotarła, zaledwie go dotyka. Recenzent nie powinien być może zdradzać swoich subiektywnych odczuć i emocji, ale, oglądając ten spektakl, czułam, że wróciłam do ciepłej i bezpiecznej krainy dzieciństwa. Że wszystko jest tak, jak być powinno: i w baśni, i w balecie.

Katarzyna Gardzina-Kubała
Ruch Muzyczny
4 grudnia 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...