Dziady po Smoleńsku

rozmowa z Lechem Raczakiem

- "Spisek smoleński" może chwilami obrażać uczestników przedstawienia, zwolenników katastrofy smoleńskiej, a nawet wszystkie strony, biorące udział w tym sporze, ale przecież o to chodzi w alternatywnym teatrze! - rozmowa z Lechem Raczakiem, reżyserem głośnego spektaklu "Spisek smoleński", który został pokazany na festiwalu "Klamra".

Dlaczego zależało Panu na tym, by w teatralny sposób opowiedzieć nie tyle o tragedii smoleńskiej, ale przede wszystkim o tym, co wokół niej się działo?

- Nałożyło się na to kilka rzeczy. Najpierw sam chciałem zamknąć ten trudny temat za pomocą sztuki, którą skończyłem pisać dokładnie w pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej. To pozwoliło mi się oderwać i złapać dystans, po czym odłożyłem tekst, który napisałem, do szuflady.

By trzy lata później po niego sięgnąć...

- Postanowiłem wrócić do tematu z prostego powodu - otóż wokół katastrofy smoleńskiej nadal odprawiano egzorcyzmy, a żałoba, która powinna się dawno skończyć, nadal trwała, a nawet się rozwijała. Okazało się, że to aktualny temat, który warto pokazać w teatrze.

Po tym, jak "Spisek smoleński" został oprotestowany, nie miał Pan wrażenia, że wkłada kij w mrowisko?

- Nie. Premiera w Poznaniu została oprotestowana przez 11 zawodowych demonstrantów. To były te same osoby, które urządzały demonstrację przeciwko wizycie prezydenta Izraela w Polsce i przedstawieniu "Golgota Picnic". Do tego trzeba dodać pięć ekip telewizyjnych i kilkunastu dziennikarzy, których można było też spotkać podczas demonstracji w Legnicy, zorganizowanej przez kilku radnych. W Toruniu mieliśmy jedną panią poseł. Te protesty nie mają żadnej skali. Dla mnie są przykładem folkloru politycznego. W każdym mieście spektakl się odbył i znalazł odbiorców.

A co z zarzutami, że Pana przedstawienie obraża ofiary katastrofy smoleńskiej?

- "Spisek smoleński" może chwilami obrażać uczestników przedstawienia, zwolenników katastrofy smoleńskiej, a nawet wszystkie strony, biorące udział w tym sporze, ale przecież o to chodzi w alternatywnym teatrze! Pani poseł Sobecka w swoim liście protestacyjnym napisała, że sztuka powinna służyć prawdzie, dobru i pięknie. "Spisek smoleński" tej prawdzie służy, ponieważ stara się w pewien sposób uspokoić dyskusję.

Od lat funkcjonuje Pan w teatrze. Trudno dziś pokazywać spektakle, które tak mocno dotykają rzeczywistości?

- To bardzo szeroki temat, ale rozumiem, w jakim kierunku zmierza to pytanie. Ja w poprzednim ustroju też uprawiałem sztukę, która dotykała rzeczywistości i ona powodowała strach elit politycznych. Z kolei dzisiaj mamy do czynienia z bardzo zaciętym marginesem ideologicznym, ale wierzę w to, że polska kultura poradzi sobie z próbami cenzurowania.

"Dziadów" Adama Mickiewicza, po które Pan teraz sięga, chyba nikt nie będzie cenzurował?

- Proszę sobie wyobrazić, że już jakiś recenzent napisał, że robię "Dziady smoleńskie"!, ale nic z tych rzeczy. Tym razem chcę wyrazić wielki, klasyczny tekst współczesnym językiem

Paulina Błaszkiewicz
Nowości
24 marca 2015
Portrety
Lech Raczak

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia