Dzieci, synowie i młodzież

23. Łódzkie Spotkania Baletowe

Jean-Christophe Maillot należy do najciekawszych europejskich choreografów. Z zespołem Les Ballets de Monte Carlo dokonuje między innymi reinterpretacji baletowych hitów. Tak też zrobił z "Jeziorem łabędzim", które wystawił w 2011 roku pod tytułem "LAC".

Spektakl wciąż zachwyca świeżością spojrzenia na ograny wątek walki dobra ze złem i zdrady księcia sprowokowanej przez grę ciemnych mocy; dodatkowo staje się historią o sadystycznym udręczeniu bohaterów od dziecka skazanych na swój los.

"LAC" rozpoczyna się krótkim czarno-białym filmem. Widzimy, jak Jej Wysokość Noc (żeńskie wcielenie złego czarownika Rotbarta) rozdziela dwoje zaprzyjaźnionych ze sobą dzieci. To, co obejrzymy na scenie, będzie następstwem tych wydarzeń. Noc przedstawia księciu swoją córkę, czarnego łabędzia, ale on tęskni do idealnej miłości, wspomnienia z dzieciństwa i odnajduje uwięzioną białą łabędzicę. Mimo że tym razem książę rozpozna oszustwo (czarny łabędź przybywający na bal w białej sukience sam się zdradzi charakterystycznym ruchem stopy!), baśń musi skończyć się źle. Tym bardziej, że książę jest słaby i nieporadny. To balet o żeńskiej dominacji. Królowa-Matka dominuje nad małżonkiem, jest zaborcza wobec syna; oba łabędzie są wyrazistszymi postaciami niż książę, o znakomitej, demonicznej i seksownej Jej Wysokości Nocy nie zapominając. Oryginalny język choreograficzny, mocno osadzony na klasycznych podstawach, wielka żywiołowość kompaktowego rozmiarami spektaklu, nietuzinkowe operowanie muzyką Czajkowskiego i pomysłowe kostiumy - to kolejne atuty tego przedstawienia.

Wizyta Phoenix Ballet - zespołu powołanego do życia przez Sławomira Woźniaka i jego żonę Irenę - składającego się głównie z uczniów i absolwentów ich szkoły - była okazją do poznania efektów działalności pedagogicznej i artystycznej byłego pierwszego tancerza scen w Łodzi i Warszawie.

"The Awakening" Rickiego Palomina i "Solstice" Francisca Gelli okazały się nieco szkolne, ale pozwalały zaprezentować techniczne umiejętności tancerzy. "Tylko miłość...", choreografia Sławomira Woźniaka stworzona w Warszawie w 1998 roku, wcale się nie zestarzała. Interpretuje on nostalgiczne Adagio Tomasa Albinoniego jako dramatyczne wspomnienie oszalałego z rozpaczy mężczyzny, któremu los zabrał ukochaną. I na koniec "String of Thoughts" A.B. Cattafiego - eklektyczne, miejscami bardzo "kylianowskie" w wyrazie, miejscami żartobliwe, bardzo wymagające technicznie. Poziom zespołu, biorąc pod uwagę jego niedługą historię, budzi podziw. Cieszy, że dwaj synowie Sławomira Woźniaka - Sławek junior i Michał - prezentują wysoki poziom i potrafią zaistnieć na scenie. Także wśród żeńskiej części zespołu widać co najmniej trzy prawdziwe talenty.

Tegoroczne Spotkania zakończyła powtórzona dwukrotnie gala zespołu La Scali. Złożyły się na nią zarówno choreografie dwudziestowieczne, jak "La rose malade" Rolanda Petita (piękne wykonanie) albo fragment "Historii Manon" MacMillana, jak i klasyczne, popisowe hity. Jednak to fragmenty bliższe współczesności okazały się mocną stroną gali. W klasyce u młodych solistów i członków zespołu widać było potencjał i dobrą szkołę, ale i dozę niepewności. Dwie rzadko spotykane na scenie wywrotki solistów trzeba chyba przypisać problemom z podłogą, a nie brakom technicznym. Spektakularnym pas de deux z "Korsarza" i "Don Kichota" zabrakło blasku, lepiej wypadło "Grand pas classiąue" i duet Diany i Akteona Waganowej (akrobatyczny popis Federica Fresiego), ale klasę miało tylko pas de deux z Giselle w wykonaniu Lusymay Di Stefano i Claudia Coviella.

Na inaugurację Spotkań gospodarze - zespół Teatru Wielkiego w Łodzi - zgodnie z tradycją przygotowali własną premierę: "Chopina wymarzonego", którą zrealizował Włoch Giorgio Madia. Wybór tego choreografa wydawał się zaskakujący. Co prawda z Teatrem Wielkim w Łodzi utrzymuje on kontakty już od kilkunastu lat, spektakl Giuseppe do baletowej muzyki Verdiego przygotował tu w 2001 roku, ale najlepiej sprawdzał się w widowiskach z akcją, zwłaszcza kiedy na nowo i oryginalnie interpretował znane tematy, łącząc baletową neoklasykę z teatrem tańca ("Śpiąca królewna", "Cinderella", "Opowieści Hoffmanna", "Dziadek do orzechów"). "Chopin wymarzony" jest całkowicie odmienny. Do dwudziestu ośmiu utworów fortepianowych Chopina Madia ułożył bowiem tyleż samo abstrakcyjnych kompozycji choreograficznych, nie komponujących się w zwartą dramaturgiczną całość ani niepowiązanych losami konkretnych postaci. To miał być zapis nastrojów i wrażeń, jakie wywołuje w nas muzyka. Pasje teatralne Giorgia Madii i tym razem dały o sobie znać. Część pierwszą prezentowanego bez przerwy spektaklu Włoch pokazał na tle czarnej ściany z ciągiem drzwi, znacznie zresztą ograniczając przestrzeń sceny. Tancerze, ubrani także na czarno, przez owe drzwi nieustannie wchodzą i wychodzą, jakby szukali się lub próbowali nawiązać ze sobą kontakt. Początkowo zastanawiamy się, jaki jest klucz do tych wędrówek, ale szybko okazuje się, że to tylko ruchowa wartość dodana. Część druga, w której wykonawcy są na pustej, delikatnie oświetlonej scenie, choreograficznie jest zdecydowanie bardziej czysta, ale i tu daje o sobie znać ubóstwo stylu Giorgia Madii.

W niby erudycyjnym eseju zamieszczonym w programie do spektaklu Józef Baliński konstatuje, że muzyka Chopina jest trudna dla choreografów, zatem zdarzyły się tylko dwa udane dzieła: klasyczne już "Sylfidy" Michaiła Fokina i fabularna "Dama kameliowa" Johna Neumeiera. Stwierdzenie to, mające podbudować wagę twórczego wysiłku Giorgia Madii, jest fałszywe. Autor nie wspomniał choćby o wymienianym w wielu opracowaniach historii baletu XX wieku "Chopin Concerto" Bronisławy Niżyńskiej, a przede wszystkim o znakomitych choreografiach Jeromea Robbinsa na czele z "The Concert" i "Dance at a Gathering". A to one wyraźnie inspirowały Giorgia Madię. Niewiele jednak z popdpatrywania Robbinsa wynikło. "Chopin wymarzony" jest nudny, neoklasyka - sztampowa, taniec współczesny - wtórny. Całość razi tanimi pomysłami, na przykład tancerką z balonikami kroczącą do marsza żałobnego z "Sonaty b-moll". Po tej premierze niewiele da się też powiedzieć o aktualnej kondycji zespołu Teatru Wielkiego w Łodzi.

Katarzyna Gradzina-Kubała
Ruch Muzyczny
9 lipca 2015

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...