Dziecko w czasach absurdu

"Wroniec" - reż. Jan Peszek - Wrocławski Teatr Lalek

O stanie wojennym zwykle mówi się z patosem, podkreślając martyrologiczny aspekt tamtych czasów, koncentrując się na prześladowaniach i walce z komuną. Jan Peszek, realizując "Wrońca" we wrocławskim Teatrze Lalek pokazał, że z wydarzeń sprzed 30 lat można śmiać się, w dodatku bez poczucia winy.

Mały Adaś, bohater powieści Jacka Dukaja „Wroniec”, nie rozumie stanu wojennego, nie wie co dzieje się w świecie dorosłych, więc wszystkie wydarzenia – aresztowania, internowania, godzinę milicyjną, działania tajniaków i ubeków stara się po dziecięcemu zracjonalizować i oswoić.W jego oczach stan wojenny zamienia się w baśń pełną przedziwnych bohaterów – Bubeków, Milipantów, puchaczy-słuchaczy, Pozycjonistów i Momo.

W roli Adasia Jan Peszek obsadził Grzegorza Mazonia. Dziecięcy aktor nie był zupełnie do tej roli potrzebny. Mazoń, w pasiastej piżamie i czerwonej czapeczce z pomponem, w świetny sposób buduje postać zagubionego chłopca. Dorosły sprowadzony do roli dziecka podkreśla absurd stanu wojennego.

Chłopiec przemierza szarą i stłamszoną Polskę zachowując zdrowy dystans do otaczających go ludzi. Ocaleniem dla niego jest dziecięca niewinność. Nie ulega fascynacji Pozycjonistami, ani Panem Betonem, czy Panem Najoporniejszym, nie interesują go Milipańci, Pangłowcy, Bubeki czy cinkciarze. Nie daje się też maszynie-szarzynie, która zwykłych ludzi przetwarza w ponure postaci. Adaś chce odnaleźć rodziców, babcię i siostrzyczkę. Nie rozumie polityki i nie jest nią zainteresowany.

To dziecięce podejście do stanu wojennego jest kluczem do tego, by zacząć śmiać się z polskiej przeszłości, by popatrzeć na nią z dystansem, jak na odległą i nierealną krainę.

 „Wroniec” Peszka nie jest jednoznaczną opowieścią o historii. Reżyser unika oczywistych skojarzeń, a jeśli już nawiązuje do prawdziwych postaci to robi to w sposób bardzo umowny. Pan Najoporniejszy, czyli w domyśle pierwszy elektryk RP, nosi ubranie ozdobione lampkami przypominającymi choinkową girlandę. Adaś nie wie, czy to błazen, czy ktoś poważny. Groteskowi stają się też milipańci. Powinni symbolizować przemoc i budzić strach, jednak w oczach Adasia zamieniają się w wycinanki poruszane listewkami, niczym ludowe zabawki. Są śmieszni, więc nikt ich się nie boi.

Wszystkie atrybuty stanu wojennego – gaz łzawiący, suki, ubecy, tajniacy, czy członkowie partii, a nawet kolejki w sklepach – wyśmiane, odrealnione tracą moc budzenia lęku. Dmuchane jęzory gazu, przedziwne psie głowy zamiast policyjnych pojazdów, zwanych sukami, urzędnicy krążący bez celu po korytarzach, czy członek mówiący urzędowym bełkotem mogą jedynie wywołać śmiech.

Świetna scenografia, fascynujące konstrukty, które pojawiają się w spektaklu są dziełem Roberta Rumasa, a udane kostiumy inspirowane modą lat 80. ubiegłego wieku stworzyła Julia  Kornacka.

Jan Peszek poważył się na terapię anty-stano-wojenną. Pokazał, że nie trzeba żyć przeszłością i skupiać się na doznanych krzywdach. Trzeba nauczyć się iść dalej i cieszyć się, że jednak Wroniec został zwyciężony. Jednak w tym spektaklu nie znajdzie się dydaktycznego przesłania. To raczej sugestia reżysera, który zachęca do odczarowania stanu wojennego i spojrzenia na niego z dystansem. Muszę przyznać, że udało mu się to wyśmienicie, bo nawet siedzący na widowni bohaterowie tamtych czasów, jak np. Władysław Frasyniuk, śmiali się szczerze.

Z okazji spektaklu WTL wznowił książkę „Wrocław walczy o wolność” Beaty Maciejewskiej i Mieczysława Michalaka przedstawiającą historię wrocławskiej „Solidarności”. Książkę otrzymają opiekunowie grup, które przyjdą na spektakl.

Agnieszka Kołodyńska
Kreatywny Wrocław
14 marca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia