Dzieło sztuki Yasmeen Godder

"Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca": 16. Międzynarodowe Spotkania Teatrów Tańca

Prezentacje drugiego dnia Międzynarodowych Spotkań Teatrów Tańca zaczęły się dobrze, a skończyły świetnie, ale środek budził wątpliwości.

Ów dobry początek to miniatura "Olympia" [na zdjęciu] portugalskiej choreografki i tancerki Very Mantero. Pomysł tej niewielkiej realizacji przyszedł w trakcie lektury "Asphyxiating Culture" Jeana Dubuffeta. Artystka wspomina, że nagość przywołała jej na myśl Olimpię z obrazu Maneta w paryskim Muzeum D'Orsay i skłoniła do zadania pytania: a co gdybym była Olimpią czytającą Dubuffeta? To myśl istotnie kusząca - "ożywić" obraz.

Spróbować postawić się na miejscu przedstawionej na nim postaci. Co by się działo? Co mogłaby zrobić Olimpia? Może spróbowałaby zmienić niewygodną pozę, w jakiej ułożył ją malarz? Może zmieniłaby wygląd? A może wstałaby z łóżka, aby zatańczyć i zastepować? Vera Mantero odczytuje obraz mistrza w sposób przewrotny i z wielkim poczuciem humoru. Bawi się nim i bawi widzów, otwierając jednocześnie nową perspektywę oglądu dzieł sztuki, odmienną od akademickiej powagi i nudy. Urocza, dowcipna miniatura była obiecującym otwarciem wieczoru.

Potem, niestety, nie było już tak dobrze. Druga z miniatur zaprezentowanych wczoraj przez Verę Mantero - "Co można powiedzieć o Piotrze" - przywodziła mi na myśl skojarzenia filozoficzne, szczególnego wszakże rodzaju. Dawno, dawno temu w ściśle dobranym gronie asystencko-studenckim Instytutu Filozofii i Socjologii organizowaliśmy od czasu do czasu całkowicie prywatne - nazwijmy to tak - "sympozja" nawiązujące do tej koncepcji (modnej i praktykowanej w pewnych kręgach), która nazwę: filozofia wywodzi nie z greckich słów philein sophia (umiłowanie mądrości), lecz niemieckich - viel saufen (tłumaczyć nie będę, można sprawdzić w słowniku). Otóż po kilku intensywnie spędzonych godzinach nasze filozoficzne dialogi na owych sympozjach były równie głębokie i błyskotliwe, jak dywagacje rozbrzmiewające z offu w trakcie występu Very Manteros. Zaś ruchy, jakie wykonywaliśmy, można uznać za rodzaj improwizowanej choreografii ekstremalnej. Chciałoby się zatem rzec, że już dawno w Lublinie byli bezwiedni prekursorzy niektórych przedsięwzięć portugalskiej choreografki. A mówiąc już zupełnie poważnie: nie odmawiam choreografom prawa do inspiracji filozofią, przeciwnie - w ubiegłym roku bardzo chwaliłem świetną realizację Sanny Kekäläinen opartą na myśli Jacquesa Derridy; nie chcę też deprecjonować wykładu Gillesa Deleuze'a na temat Spinozy, który był dźwiękowym podkładem do improwizacji Mantero. Jednak powyciągane z kontekstu, oderwane cytaty z najmądrzejszej nawet całości bardzo łatwo mogą stać się zwykłym bełkotem. A zbiór przypadkowych ruchów i gestów to jeszcze nie choreografia; przynajmniej w moim tego słowa rozumieniu.

Zaś na pisanie o filmie "Bieg ciszy" szkoda czasu i miejsca na stronie, bowiem jego związki z tańcem można uznać w najlepszym razie za mocno dyskusyjne.

Na szczęście druga prezentacja wieczoru nie pozostawiała już żadnych wątpliwości - spektakl Yasmeen Godder "Nadchodzi koniec burzy" to par excellence teatr tańca i to w wydaniu najlepszym. Co właściwie nie było dla mnie żadnym zaskoczeniem. Yasmeen Godder to bezsprzecznie jedna z najwybitniejszych współczesnych choreografów (świadomie używam formy męskiej, aby nie umieszczać jej tylko w gronie tworzących choreografie kobiet, lecz wśród wszystkich twórców), o czym przekonaliśmy się nie po raz pierwszy. Starsi widzowie Spotkań pamiętają ją zapewne z piątej odsłony lubelskiego festiwalu, w 2001 roku, kiedy jej praca zrobiła bardzo dobre wrażenie. A w tym roku było jeszcze lepiej. Powiedzieć, że Godder stworzyła choreografię wybitną - to byłoby stanowczo za mało. Niejednokrotnie w swoich recenzjach z festiwalowych prezentacji podkreślałem, jak ważna dla choreografów i tancerzy jest świadomość ciała. Odważę się powiedzieć, że Yasmeen Godder posiadła ją w stopniu absolutnym. Patrząc wczoraj na jej tancerki i tancerzy miałem wrażenie, iż oni wszyscy nie tyle realizują (nadzwyczaj precyzyjnie zresztą) założenia choreograficzne, co raczej ona wydobywa taniec tkwiący już wcześniej w ich ciałach. Każdy ruch i gest został perfekcyjnie dostosowany do predyspozycji i potencjału każdego z wykonawców. Rzekłbym wręcz, że Godder stworzyła w tym spektaklu sześć odrębnych choreografii. A te złożyły się w jedną, spójną, fascynującą całość, oglądanie której było najczystszą przyjemnością. Takie spektakle zapisują się trwale w historii festiwalu. A jeśli ktoś zadawał sobie pytanie, dlaczego właśnie Yasmeen Godder poprowadziła w tym roku warsztaty master class, to "Nadchodzi koniec burzy" odpowiada na nie najlepiej.

Andrzej Z. Kowalczyk
Polska Kurier Lubelski
10 listopada 2012

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia