Dzień drugi
16. Przegląd filmów uczniów Łódzkiej Szkoły FilmowejWczorajszy pierwszy blok filmowy był dopiero preludium tego, co czekało na fanów studenckich filmów w drugim dniu festiwalu. Kolejne bloki przeglądu mogliśmy zobaczyć w sobotę od 13 do 21. Kino i organizatorzy zapewnili cały dzień filmowych wrażeń, a seanse przeplatały spotkania z pracownikami Laboratorium Narracji Wizualnych oraz możliwość obejrzenia projektów w technologii VR. Przedstawiono SELF Patryka Jordanowicza i Tadeusza Chudego i DEAD CITY Krzysztofa Grudzińskiego, była też opcja krótkiej rozmowy z twórcami.
Seanse obejrzane poprzedniego dnia sprawiły, że wręcz nie mogłam doczekać się tego co zobaczę dzisiaj. Filmy zdały mi się jeszcze bardziej poruszające i emocjonalne. Wszystkie produkcje były wyjątkowe, jednak nie opiszę każdej, bo ta recenzja urosła by do rozmiaru książki.
Zainteresowały mnie następujące tytuły:
„Na serio"w reżyserii Ernesta Lorka. Autor w swoim filmie interpretuje tytułowe słowa na różne sposoby. Jako relację między dwójką ludzi w której nie wiadomo, czy jedna ze stron bierze drugą na poważnie. Widzimy też groźby sąsiada, które imprezujący studenci zaczynają brać na serio. Film jest historią fabularną i zahacza o temat wymuszania zeznań przez służby porządkowe. Pojawia się wątek dekryminalizacji stosowania konopii oraz wartości moralnych, mimo wszystko ważnych nawet dla ludzi z patologii. Bardzo spodobał mi się sposób przedstawienia studenckiej imprezy.
W wielu filmach wychodzi to często karykaturalnie, a tu wyszło bardzo naturalnie, dzięki czemu widz może lepiej się wczuć.
Pojawiła się też bardzo ciekawa animacja „Najważniejsze, że się starasz" reż. Karolina Borgiasz. Miała bardzo ważne przesłanie, żeby w życiu cały czas próbować i się nie poddawać. Nawet jeśli zmagamy się z przeciwnościami losu. Animacja trwała zaledwie 5 min ale na pewno wymagała olbrzymiego wkładu pracy, choćby w przygotowanie figurek bohaterów, a potem ustawienie wszystkich kadrów. Swojego czasu uczęszczałem na zajęcia z animacji i sama mogłam przekonać się jak bardzo żmudny to proces. Kiedy chcemy pozyskać pół minuty nagrania, wymaga to wielu godzin pracy, setek zdjęć. Efekt końcowy powoduje u mnie wielki podziw.
Film który absolutnie skradł mi serce to „Osiem tygodni i dwa dni", w którym reżyser Filip Jakubowski zawarł historię swojego pierwszego poważnego związku. Dzieło jest dokumentalnym filmem drogi, pokazuje nam jak młodzi ludzie (nie)odnajdują się w związkach, a mimo to są spragnieni bliskości. Autor pokazuje zwykłe szczęście prostej codzienności, jaką żyje człowiek na początku romantycznej relacji. Rozmawia ze swoją dziewczyną o życiu, ich rodzinach, filozofii jaką się kieruje w relacjach. Młodzi ludzie wymieniają się spostrzeżeniami, uczą się siebie nawzajem. Obserwowanie ich rozwijającego się związku, który jest wspólną drogą przez życie, to niezwykle wzruszające doznanie. Uważam, że wielkie podziękowania należą się Gabrieli, partnerce reżysera, bez jej zgody ten świetny film nie mógłby powstać.
Kolejnym mocnym akcentem tego festiwalu była produkcja „Dziecko" autorstwa Zuzanny Grajcewicz.
Młodzi rodzice dowiadują się, że ich noworodek jest hermafrodytą, czyli nie ukształtowała się u niego całkowicie płeć i posiada zarówno męskie jak i żeńskie narządy płciowe. Problem jest stosunkowo prosty do rozwiązania, przynajmniej z technicznego punktu widzenia. Wystarczy przeprowadzić operację korekty płci. Rodzice boją się jednak dokonania niewłaściwego wyboru i skrzywdzenia dziecka na całe życie. Nie chcą narazić go na nękanie w przyszłości, na przykład przez rówieśników w szkole. Nerwową atmosferę podsycają dodatkowo dziadkowie dziecka, gdyż na USG lekarze widzieli, że prawdopodobnie urodzi się wnuk i do tej myśli rodzina przywykła. Matce ciężko radzić sobie z presją, a mimo uwag całego otoczenia, konsekwencje tej decyzji będzie musiała ponieść sama. Film zwrócił moją uwagę z powodu odwiecznego wręcz konfliktu pokoleniowego i innych perspektyw patrzenia na świat przez ludzi w różnym wieku. Był to też bardzo oryginalny pomysł na scenariusz filmu fabularnego.
Kolejnym interesującym tematem zajął się reż. Ming-Wei Chiang kręcąc „Połączenia". Nieco enigmatyczny tytuł, ale szybko można domyślić się, że bohaterami będą pracownicy centrali numeru 112. Którzy każdego dnia muszą przetworzyć multum telefonów od najprzeróżniejszych osób. Niejednokrotnie muszą filtrować napływające do nich zgłoszenia, często dzwonią ludzie pijani albo z jakimiś błahostkami, a w tym czasie ktoś może potrzebować faktycznej pomocy. Musimy pamiętać, że osoby pracujące w takim miejscu muszą zachowywać pełen profesjonalizm, nawet gdy są obrażane, nie mogą od tak się rozłączyć, co też uchwycono w filmie. Widać w tych ludziach poczucie misji ale dokument pokazuje, że potrafi być naprawdę ciężko. Doceniam pomysł, taka forma oddania hołdu pracownikom centrali, tak często niedocenianym, to coś potrzebnego, co miło było ujrzeć na takim festiwalu.
Przenieśmy się w kierunku trochę lżejszego tematu. „Szczypigłówki", czyli rysunkowa animacja w wykonaniu Katarzyny Miechowicz. Bardzo absurdalna, kolorowa, dynamiczna i można powiedzieć wręcz, że nieco psychodeliczna. Swoim charakterem przypomina trochę te sny, z których budzimy się i nie wiemy, o co właściwe w nich chodziło. Klimatem przypomina nieco serial „The Midnight Gospel". Jestem dużą fanką abstrakcji i muszę przyznać, że w tym wydaniu wyglądało to na prawdę świetnie.
Ostatnim filmem który przywołam będzie „Diabeł" w reżyserii Jana Bujnowskiego. Fabularna historia osadzona w latach 90 – tych XX wieku. Jak wynika z badań Ośrodku Badań Opinii Publicznej jako osoby wierzące określało się ok. 95% Polaków. Okres przemian ustrojowych to też czas rosnącego bezrobocia i przestępczości w naszym kraju. Główny bohater filmu żyje z tego, że wypatruje wiernych ludzi w podeszłym wieku. Naciąga ich na pieniądze, przychodząc do ich domów w nocy, w przebraniu szatana. Jego postawa moralna ulega zmianie, kiedy pewnego dnia spotyka na swojej drodze staruszkę, która przebywa w domu ze zmarłym mężem. Małżonek, był tyranem, znęcał się nad nią, a kobieta i tak nie potrafi odnaleźć się w życiu bez niego. Mężczyzna pod pozorem tego, że skontaktuje się ze zmarłym, próbuje wyłudzić oszczędności od emerytki. Zmienia jednak swoje zamiary kiedy kobieta mimo wszystko prosi go, żeby przekazał mężowi, że wybacza. Wówczas „ diabeł" wzrusza się i odchodzi. W tej produkcji najbardziej zaskoczył mnie kadr rozpoczynający historię. Jest to zbliżenie na oko umiłowanego aktora w blasku zachodzącego słońca. Wygląda nieco upiornie, ale na myśl przywodzi skojarzenie, że mogła by to byś scena z jakiegoś filmu słynnego reżysera. Ujęła mnie też wizja diabła, którego tak poruszyło przywiązanie i dobroć tej kobiety, że sam postanowił się zmienić na lepsze. Z drugiej strony widzimy historię ofiary przemocy domowej, której nikt nigdy nie udzielił pomocy. Ile takich osób żyje obecnie wśród nas?
Podsumowując bardzo doceniam to, że wszystkie filmy na festiwalu opatrzone były angielskimi napisami, więc osoby niepolskojęzyczne nie miały najmniejszego problemu z odbiorem dzieł. Wiele z filmów miało kompozycje otwartą, co pozwalało na własne rozmaite interpretacje, zdecydowanie pobudzało to wyobraźnie widzów do działania. Wiele produkcji poruszało ważne społecznie tematy, cieszy mnie to, gdyż widzę, że studenci są wyczuleni na współczesne problemy, a ich filmy nie są jedynie sztuką dla sztuki. Udział w takim festiwalu był dla mnie prawdziwą przyjemnością, świetnie było patrzeć też na twórców filmów, siedzących na widowni ze znajomymi, cieszących się z owoców swojej pracy. Tworzyło to niepowtarzalną atmosferę wydarzenia. Mam nadzieję, że w przyszłości będę miała okazję wziąć udział w takim festiwalu i gorąco zachęcam do tego wszystkich kinomaniaków.