Dzień wędrówek

24. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

Drugi dzień XXIV Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej upłynął pod znakiem podróży - zarówno w czasie jak i przestrzeni, a jedną z ważniejszych ról odegrały dziś... małpy.

O poranku Warszawski Teatr Lalka zaserwował nam seans kina niemego z muzyką na żywo. Chaplina gonił zabawny policjant, potwór doktora Frankensteina płodził kolejne dzieci, a włochaty King Kong wspinał się po Pałacu Kultury. Śmiechom i oklaskom nie było końca. Zgromadzone na widowni dzieci reagowały niezwykle żywo i spontanicznie, co udzieliło się również dorosłym. Dzięki spektaklowi „Kino Palace” wróciłam nie tylko w czasy swego dzieciństwa, ale też stwierdziłam, że podobnie czuli się widzowie starych kin, w których wyświetlano pierwsze czarno-białe nieme filmy. W „Życiu Warszawy” po premierze tego spektaklu napisano: „Takiej zabawy na scenie lalkowej jeszcze nie było”. Podpisuje się pod tym obiema rękami.

Potem teatr z Węgier przedstawił historię Jana Spryciarza, z którym widz wyruszył na wyprawę do piekieł, by potem w belgijskim spektaklu „Kefar Nahum” przebyć krainę rodem z sennych transformacji.

Kolejna podróż była równie daleka – ale tym razem w płaszczyźnie synchronicznej. Wczoraj nie udało się artystom z Hong Kongu wystąpić, za to dziś mieli aż dwie okazje ( zespół z Iranu nie dojechał), by pokazać się festiwalowej publiczności. Najpierw – o 14 – na placu Chrobrego pokazali trzy 15-minutowe etiudy. Jedna z małych dziewczynek stwierdziła, że lalki na scenie są ”strasznie straszne i groźne”. Rzeczywiście ich grymasy twarzy, maski i zachowanie jest zupełnie odmienne od tego, do czego jesteśmy przyzwyczajeni w naszej kulturze. Żywa, jaskrawa kolorystyka, wyrafinowane, kunsztowne stroje i pokazy walk – to cechy typowe kultury Dalekiego Wschodu. Lalki żonglowały talerzami, strzelały z łuku, piły trunki i walczyły między sobą. Bardzo podobne etiudy przedstawił wieczorem ten sam zespół, tylko w przestrzeni Dużej Sceny Teatru Banialuki. Ponownie pojawiła się małpka, która zarówno wśród widzów dorosłych jak i dzieci zrobiła furorę. Przechadzała się między widzami, wskakując na niektórych i radośnie się do nich przytulając. Artyści pokazali też pewną historię, ale jej odbiór był bardzo utrudniony ze względu na barierę językową. Sporo widzów wyszło, bo przedłużający się występ lalek i rozmowa między nimi w zupełnie nieznanym języku sprawiła, że spektakl z jednej strony nużył a z drugiej irytował. Nie od dziś wiadomo, że przestrzeń warunkuje odbiór. Mimo, że artyści z Hong Kongu przedstawili bardzo podobne etiudy zarówno w plenerze jak i na scenie, wzbudzili nimi zupełnie inne emocje w widzach. Dodatkowo pojawiło się we mnie pytanie, jak na ten sam spektakl reagują widzowie z Hong Kongu a jak z Polski. Czy nie jest czasem tak, że ta egotyczna estetyka tylko w nas wzbudza salwy śmiechu?

Tego typu pytań z serii tych dotyczących kulturowych różnic i uwarunkowań w związku z festiwalem pojawia się więcej. Zresztą do ich stawiania inspiruje formuła tych międzynarodowych spotkań. Widz jest postawiony wobec różnych spektakli, a tym samym też różnych kultur. Uważam, że w sztuce nie ma uniwersalizmu. Już język, którym artyści się posługują na scenie niesie ze sobą odmienną energię. Dlatego tym cenniejsze wydaje się być obcowanie z tym, czego na co dzień nie znamy. Nawet ( a może przede wszystkim dlatego) gdy rozumowe poznanie jest niemożliwe i pozostaje tylko (albo aż) estetyczna kontemplacja.

Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
24 maja 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia