Dziwny świat, w którym ludzka tragedia zmienia się w łamigłówkę

"Korzeniec" reż. R. Brzyk

Jak słusznie zauważył narrator książki Zbigniewa Białasa "Korzeniec", Sosnowiec to nie Moskwa i za tajemnicą zniknięcia obciętej głowy raczej nie stoi diabelska świta. Co więc się stało? Na pytania dotyczące tajemniczej śmierci Alojzego Korzeńca, samozwańczego króla kafelków, próbuje odpowiedzieć redaktor Walerian Monsiorski, przemierzając ulice, uliczki i podwórka Sosnowca początków XX wieku.

Trzeba szczerze powiedzieć, że te uliczki i podwórka nie należą do szczególnie wytwornych: tygiel narodów, kultur, języków i przesądów sprawił, że mamy do czynienia z miastem kontrastów. W miejscu, gdzie Trójkąt Trzech Cesarzy jest na wyciągnięcie ręki, nagła śmierć rzemieślnika wybija z codziennego rytmu mieszkańców różnych grup społecznych. Jak trafnie zaznaczył aptekarz Kerszenblat, wszyscy się na tego Korzeńca pochorowali. Adaptacja Tomasza Śpiewaka wydobywa z powieści najważniejsze wątki i postacie, igra z ich życiorysami i zazębia je z sobą, w ruch wprawiając pulsujący organizm miasta. To dziwny świat, w którym najprawdziwsza ludzka tragedia zmienia się w łamigłówkę, w którą redaktor naczelny miejscowej gazety angażuje się trochę z wyrachowania (bo sprzedaż spada), trochę z nudów (bo ta wdowa jeszcze całkiem niczego sobie). Choć to dopiero początek dwudziestego stulecia, redaktor Monsiorski nie ma wątpliwości, że news jest produktem, po który wystarczy się schylić. A jeśli w dodatku ten news leży bez głowy na żwirowisku przy torach, schylić się trzeba czym prędzej.

Początkowo czysto dziennikarskie dochodzenie, z czasem nabiera cech prywatnego śledztwa, co ma nierozerwalny związek z rozwojem znajomości dziennikarza z Jadwigą Korzeńcową. Kobieta sprawia wrażenie, jakby nigdy nie pasowała do świata Sosnowic: dziwnie otępiała we własnych wspomnieniach, z irytacją wraca do dziecinnych lat spędzonych w zakurzonym, głośnym Świniogrodzie (zapada w pamięć wspaniała Maria Bieńkowska i jej niekończący się welon, który delikatnym, białym tiulem opanowuje przestrzeń surowo zaaranżowanej sceny). Nie do końca do Sosnowca pasuje też Emma (świetna Agnieszka Okońska), fińska bona w domu Dietlów, która nie bez trudności uczy się polskiego, choć wie, że nie jest jej to do niczego potrzebne. Jaj spacer po cmentarzu ewangelickim i wyborny monolog wzbogacony filmową projekcją to jedna z najciekawiej skomponowanych scen w całym spektaklu. Nie sposób nie wspomnieć też o drobnej Ester Pławner (debiutująca Edyta Ostojak), delikatnej Żydówce, dla której american dream okazał się bardziej koszmarem niż snem.

Zadziwiająco dobrze w mieście założonym na hałdzie odnajdują się mężczyźni w każdym wieku. Sam Korzeniec, niezbyt lotny, choć niezwykle pewny siebie, z dumą myśli o wszystkich tych miejscach, w których podłogi zdobi jego glazura. Może nawet coś wyszłoby z jego planów sięgających kolejnych pokoleń podobnych mu A. Korzeńców, gdyby nie ta przedwczesna utrata życia. Walerian Monsiorski (z łatwością skupiający uwagę Grzegorz Kwas) w roli domorosłego detektywa zachowuje się niemal profesjonalnie: udaje się na miejsce zbrodni (gdzie zabawnie wywija legitymacją prasową i wszelkimi możliwymi opieczętowanymi upoważnieniami), przeprowadza wywiad środowiskowy i rozmawia ze świadkami (kapitalny jak zwykle Wojciech Leśniak, i jako Ociepa, prosty kolejarz ze słowotokiem, i jako aptekarz Kerszenblat). Bez zarzutu spisują się także przemytnicy (Aleksander Blitek i Tomasz Muszyński, którzy dość niechętnie zapuszczają się na nieprzyjazne tereny Abisynii) oraz celnicy cesarstwa niemieckiego, Austro-Węgier i imperium rosyjskiego (Michał Bałaga, Przemysław Kania i Krzysztof Korzeniowski), którzy ucinają sobie przyjacielskie pogawędki przy co rusz podnoszonym granicznym szlabanie. Do tego elegancki Lubelski o zniewalającym uśmiechu (Piotr Bułka), najprawdziwszy showman jak z innego świata i 12-letni Janek Kiepura, roznosiciel gazet, któremu Cyganka przepowiedziała międzynarodową karierę śpiewaka. Warto sprawdzić, który z nich miał powód, by przez okno krzyknąć: „kocham cię, Sosnowcze!”

Choć tak naprawdę „Korzeniec” warto obejrzeć także z wielu innych powodów. Dzięki bardzo udanej, nienachlanej scenografii duetu Brzyk-Śpiewak nienagannie przygotowani aktorzy Teatru Zagłębia mają do dyspozycji przemyślaną przestrzeń, w której wirują wielkie widokówki sprzed lat i „jedynki” gazet, mijają się dorożki (genialne lejce!), a ślubne portrety Korzeńców sąsiadują z piłkarzykami naturalnych rozmiarów. Świat „Oków namiętności” Klandestyna Bizukonta ociera się o ociekającą krwią świńską rampę, a obrazy upiornych dzielnic biedoty zderzają się z opowieściami o kawiarniach, które zmieniają swoje przeznaczenie wraz ze zmianą pór dnia i nocy. Całość scala charakterna, porywająca muzyka Jacka Grudnia, rytmiczna i pełna miejskich, codziennych hałasów.

Nie ma wątpliwości, że „Korzeniec” Remigiusza Brzyka to teatralne wydarzenie, nie tylko na skalę Zagłębia. Sosnowiec doczekał się świetnie zrealizowanego spektaklu, który ma szansę przyciągnąć na widownię tych, którzy szukając ważnych i odważnych przedstawień, zamiast Teatru Zagłębia uparcie wybierali inne sceny województwa śląskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że turystyka teatralna do Sosnowca stanie się faktem i że wielu widzów po spektaklu będzie chciało sprawdzić, gdzie jest mauzoleum Dietlów, co powstało na terenach dawnej Abisynii i za którymi drzwiami na Żytniej 16 najprawdziwszy A. Korzeniec wmurował swój biały kafelek z błękitnym napisem.

Julia Korus
Teatr dla Was
14 czerwca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...