"Dziwoląg z zewnątrz" i jego teatr
rozmowa z Marcinem BrzozowskimOd października w kamienicy przy ul. Jaracza 40 działa prywatny Teatr Szwalnia. O pierwszych 120 dniach łódzkiej świątyni offu i jej planach na przyszłość rozmawiamy z Marcinem Brzozowskim - szefem teatru, aktorem, reżyserem i wykładowcą łódzkiej Filmówki... od niedawna także hydraulikiem i malarzem.
Joanna Rybus: Jak to się stało, że powstał Teatr Szwalnia?
Marcin Brzozowski: To był absolutny impuls, którego podłożem była praca w teatrze instytucjonalnym. Teatr Nowy stworzył mi piękne warunki pracy. Otwartość Zbigniewa Brzozy, jego spokój i odwaga w traktowaniu mnie, dzikusa z zewnątrz, były nieocenione. Ale pracując w Teatrze Nowym poczułem, że teatr instytucjonalny nie jest dla mnie, że mnie blokuje. Wchodzę w jakieś niepotrzebne ugrzecznienie, próbując się dopasować. To pewnie wynika z moich cech charakteru. Powiedziałem: stop. Chciałem znaleźć swoją przestrzeń. Każdy człowiek w głębi serca chce mieć swój teatr. I tak wybrałem się z Igorem Chmielnikiem do Urzędu Miasta, żeby powertować miejsca na próby. Znaleźliśmy. Potem były całe perypetie, żeby to miejsce zdobyć. Od momentu znalezienia oferty do wynajęcia lokalu i zakończenia remontu minęły trzy miesiące. Już we wrześniu zaczął się projekt "Szwalnia młodych talentów". Pierwsze spotkania były jeszcze bez krzeseł. Teraz teatr zaczyna działać pełną parą. Coraz więcej ludzi chce w nim być. Jedni przychodzą czegoś się nauczyć, drudzy pooglądać.
A skąd pomysł na nazwę?
W tym pomieszczeniu była wcześniej spółdzielnia, która zajmowała się szyciem ubrań. Pomyśleliśmy, że to pasuje. Chodziło o nazwę neutralną, ale też nie odseparowaną od historii Łodzi i tego miejsca. Nie chcieliśmy też stworzyć teatru jednej grupy. Nazwy, które miałem w głowie, nie pasowały. Były bardzo pretensjonalne. Na wymyślenie nazwy trzeba mieć czas... My mieliśmy śrubki i farby. Naprawdę dużo mogę ci powiedzieć o młotkach i gwoździach.
O remontach, które musiałeś przeprowadzić, słyszałam już legendy.
Wszystko musieliśmy zmienić. To było absolutnie zrujnowane miejsce, pomalowane olejną farbą na seledynowe odcienie. Na środku stał podest, który rzekomo był ringiem bokserskim, bo wcześniej była tam szkoła walki. Trzeba było prawie wszystko skuć. Wstawałem o trzeciej rano i wywoziłem gruz 70 km za Łódź. Jeździłem po sześć razy dziennie, tam i z powrotem. Mnóstwo energii i pieniędzy na to poszło. Miałem swój "szwadron niewolniczy", czyli 20 studentów Filmówki, którzy działali, malowali, pomagali...
Kto za to płacił?
Ja. Od nikogo nie dostajemy żadnych pieniędzy. Płacimy normalnie za czynsz i media. Jesteśmy zupełnie prywatną instytucja. Prowadzę prace na rzecz tego, żeby miasto wsparło Szwalnię i chociaż czynsz obniżyło, ale czekamy już kilka miesięcy na decyzje.
Szukasz rąk do pomocy?
Tak, ale to muszą być ludzie, którzy poważnie potraktują swoje zadania. Zakres pracy dla wolontariuszy jest szeroki. Nie mam pieniędzy, żeby się reklamować, więc potrzebni są ludzie do plakatowania czy roznoszenia ulotek. Przydadzą się osoby, które będą chciały się z nami uczyć. Jeżeli ktoś chce pobawić się światłami, zrobić jakąś scenografię czy pomóc w rozmowach z artystami, to zapraszam.
Każdy może pokazać swój spektakl w Szwalni?
Nie. Ja decyduję, co pokażemy. Muszę na tym kłaść łapę, żeby nie było tak, że każdy ciągnie w swoim kierunku. Bywam na festiwalach teatralnych, więc jeśli jest w Polsce coś wartościowego i nowatorskiego, to prędzej czy później się o tym dowiem. Nie chcę uczynić z tego miejsca trybuny walki. Politykowanie czy załatwianie prywatnych spraw nie wchodzi w grę. Chcę, żeby było to miejsce wielu osób, które będą pokazywać swoje próby, skończone działania itd. Mogą tam posiedzieć, popracować czy napić się herbaty.
Co szykujecie na najbliższe miesiące?
Luty to miesiąc prób i działań otwartych. Bezpłatne warsztaty prowadzę ja i Wacek Mikłaszewski. 20 marca podczas Festiwalu Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu będzie można zobaczyć monodram Wacka "24h". Szwalnia współprodukuje ten spektakl. Zaraz po premierze we Wrocławiu na pewno będzie można zobaczyć go u nas. Trwają prace przygotowawcze do premiery "Scenariusza dla trzech aktorów" Bogusława Schaeffera. Premiera pewnie w czerwcu. Chóry Gertrudy Stein z racji wznowienia "Technik świetlnych" równolegle będą robić nowy spektakl. Premiera na pewno do wakacji. Planów realizacyjnych jest dużo, zobaczymy co z tego wyniknie.