Dźwignąć kamień

"Kaligula" - reż. Anna Augustynowicz - Teatr im. Stefana Jaracza w Łodzi

Anna Augustynowicz rozegrała Kaligulę w ascetycznej, niemal sterylnej przestrzeni, ubierając aktorów we współczesne kostiumy.

Trudno wyobrazić sobie bardziej trafną formę dla czytanego dziś Kaliguli niż ta, którą posłużyła się Anna Augustynowicz. To "papierowe arcydzieło" - jak już w połowie zeszłego stulecia pisał o dramacie Camusa Ludwik Flaszen - w istocie zbliża się do traktatu filozoficznego tak niebezpiecznie, że teatr, nie tylko ten dzisiejszy, ale i znacznie bliższy współczesności pisarza, miewał z tym dramatem pewne problemy. Bohater Camusa snuje swoje rozważania, by, za pomocą kolejnych epizodów akcji, dać wykładnię tez, sformułowanych w zasadzie w zamknięty system filozoficzny. Cały dramat jest zatem wyłożeniem idei, w którą uwierzył bohater, podanym w formie nie lada oszczędnej, jeśli wziąć pod uwagę środki sceniczne i konstrukcję dramatyczną. Reżyserka zdecydowała się na kolejne uproszczenia: ograniczyła maksymalnie środki formalne, osadzając bohaterów w ascetycznie zbudowanej rzeczywistości, w której nic nie komplikuje jasności, czytelności przekazu.

Wojciech Brzeziński w roli tytułowej dokonuje wielkiej sztuki: nie tylko bardzo klarownie podaje rozważania cesarza, ale wydobywa jego ludzki wymiar, uruchamia w widzach procesy współodczuwania z postacią, budzącą grozę zarówno w starożytnych, jak w czytelnikach Camusa. Okazuje się to ważne dla zrozumienia postaci. Powodzenie spektaklu opiera się w głównej mierze na sukcesie współpracy reżyserki i aktora. Stworzyli oni na scenie metaforę świata i człowieka współczesnego i przyglądają się mu z wnikliwym skupieniem, na tych samych prawach, na jakich obecni jesteśmy tu my, widzowie. Brzeziński jako Kaligula kilka razy podczas spektaklu wraca na swoje miejsce wśród publiczności, zasiada w pierwszym rzędzie, staje się widzem. Augustynowicz opowiada bowiem także o teatrze, w którym wszyscy bierzemy udział. Całym swoim życiem, toczącym się w porządku cywilizacji zachodniej, potwierdzamy kryzys tożsamości człowieka. Godząc się na niedoskonały, nie do końca logiczny porządek, stajemy się postaciami dramatycznymi, wkładamy maski i odgrywamy role. Bohater, który na tak zarysowaną kondycję człowieka zgodzić się nie chciał, w ostatniej scenie dramatu tłucze lustro, niszczy swój wizerunek. U Augustynowicz lustra nie ma, bohater patrzy na nas, tak jak my patrzymy na niego. Ta konfrontacja masek i twarzy jest najistotniejszym "dzianiem się" na scenie, i chyba najważniejszym celem naszego spotkania z Kaligulą.

Poznajemy go, gdy po kilkudniowej nieobecności w Rzymie wraca z pomysłem pozyskania księżyca. Jego nagłe zniknięcie i metamorfoza, jaką przeszedł podczas tajemniczej wędrówki, spowodowane są śmiercią Druzylli, jego siostry i kochanki zarazem. Rozpacz, jako źródło najbardziej szalonych pomysłów, mogłaby doskonale tłumaczyć pobudki bohatera. Początkowo jawi się on jako postać niezwykle wrażliwa, zraniona, może nawet nieco hamletyczna. Szybko rozumiemy jednak, że Kaligula nie jest szalony, to nie porywy miłości nim powodują. Wszystko, co mówi i robi, jest konsekwencją logicznego rozumowania, które doprowadziło go do wstrząsających spostrzeżeń. "Ludzie umierają i nie są szczęśliwi" - mówi Kaligula, wobec tego "Ten świat taki, jaki istnieje, jest nie do zniesienia". Żądanie rzeczy niemożliwych, których symbolem staje się księżyc, jest zatem znakiem sprzeciwu wobec tej nagle osiągniętej świadomości absurdu życia. Owa świadomość, która legła u podstaw myśli egzystencjalnej, w ujęciu Camusa wiedzie do innych konkluzji. Pisarz, który nazwał egzystencjalizm "samobójstwem filozoficznym", nie zgadzał się na wnioskowanie prowadzące do nihilizmu. "Wybrałem ten wysiłek absurdalny i bez znaczenia, [] opowiedziałem się za walką" - pisał Camus. Kaligula jest postacią wywiedzioną wprost z jego filozofii.

Cesarz morduje swoich poddanych, wywołuje klęskę głodu, odbiera patrycjuszom majątki i przywileje, zmusza ich do zachowań przeczących moralności, nie ustaje w poniżaniu. Jest przy tym kompletnie nieprzewidywalny. Wszystko, co jawi się jako wyraz czystego szaleństwa, dla bohatera Camusa jest przemyślaną metodą do osiągnięcia celu. Jest nim wytrącenie ludzi z poczucia bezpieczeństwa i obnażenie kłamstwa, na którym ufundowana została kondycja człowieka i porządek świata. Postępowanie cesarza wywraca wszelkie wartości, burzy prawa ludzkie, religijne i państwowe, jest to jednak jego aktywna odpowiedź na konstatację dotyczącą absurdu życia i braku wolności człowieka. Ta ostatnia jest najważniejszą kategorią w myśli Camusa, stała się też swego rodzaju obsesją dla Kaliguli.

Jest on buntownikiem, demonstruje swoją wolność, używając jej w sposób nieograniczony, ale świadomy. W konsekwencji buntu nie powstaje jednak żadna nowa wartość, stajemy więc przed pytaniem: czy sensem jego działania jest afirmacja, czy destrukcja? Brzeziński odegrał tę skomplikowaną postać tak, że razem z nim zastanawiamy się, dokąd w istocie prowadzi eksperyment cesarza. Podjęcie wysiłku zmierzenia się z losem, wobec świadomości śmiertelności, jest absurdalne, ale absolutnie konieczne. Wydaje się, że dla Kaliguli to nie kwestia decyzji, ale imperatyw. Jednocześnie wszystkie jego czyny zmierzają do sprowokowania poddanych, by wystąpili przeciw niemu. Zawiązanie się spisku jest oczywistą konsekwencją tego, co robi cesarz. Jest to tak samo nieuchronne, jak rozwój jego działań. Kaligula przybliża więc swój koniec, w nieoczywisty sposób dąży do niego. Sprzeczność zawarta w tym postępowaniu komplikuje postać na poziomie świadomości, logika doprowadzona do ostateczności łączy się z działaniem irracjonalnym, bohater staje wobec swego losu, by ostatecznie pozwolić mu się zmiażdżyć.

Ostatnim akcentem spektaklu jest huk spadającego kamienia. Ten najważniejszy w pustej przestrzeni rekwizyt wisi od samego początku z przodu sceny, na wysokości głowy, pozostaje więc nieustannie w polu naszego widzenia. "Nie doszedłem do niczego. Moja wolność nie jest dobra" - mówi Kaligula w finałowym monologu. Ostatnie słowa wypowiada jednak z przewrotnym, nieodgadnionym uśmiechem: "Jeszcze żyję". Nie walczy przy tym z napastnikami, jak w dramacie. Reżyserka dopisała inny finał: spadający kamień. Tak, jakby całe dotychczasowe poczynania cesarza były mozołem wtaczania go na szczyt, z którego, to jasne, spadnie, i trzeba będzie po niego wrócić. "Interesuje mnie Syzyf podczas tego powrotu. Ten czas [] jest czasem świadomości Syzyfa. [] Jasność widzenia, która powinna być mu udręką, to jednocześnie jego zwycięstwo. Nie ma takiego losu, którego nie przezwycięży pogarda" - pisał Camus w Micie o Syzyfie. Wprowadzenie do przedstawienia kontekstu tego eseju jest kluczem dla zrozumienia postaci Kaliguli. Istotą i ostatecznym celem człowieka pozostaje świadomość, która przynosi wyzwolenie.

Refleksja egzystencjalna, choć dominująca, nie wyczerpuje wszystkich sensów spektaklu. Kaligula nie działa w próżni, lecz wśród ludzi, którzy muszą mierzyć się z jego wizją świata i podporządkować się jej. Obserwujemy różne postawy, jakie przyjmują poddani w konfrontacji z jego nieograniczoną władzą. Patrycjusze, których reżyserka rozebrała do naga i scharakteryzowała za pomocą właściwych różnym profesjom nakryć głowy, potraktowani zostali chyba jeszcze ostrzej niż u Camusa. W dramacie stanowią grupę, której perspektywa widzenia ogranicza się do interesu partykularnego. W spektaklu są, ni mniej, ni więcej, tylko grupą śmiesznych, upokorzonych idiotów, przypominających obrażone dzieci, którym zabrano zabawki. Na tym tle wyróżnia się Cherea. On rozumie cesarza, jako jedyny dorównuje mu inteligencją. Nawet jeśli przyznaje racje jego logice, nie chce buntować się przeciw zastanemu porządkowi. Ponieważ jednak nie może walczyć za pomocą argumentów, przyłącza się do spisku. Równie intrygująca jest postać Scypiona, któremu Kaligula zabił ojca. Młody poeta, który doświadczył ogromnego rozczarowania ukochanym niegdyś władcą, nie jest w stanie podjąć z nim walki. Mówi, że "zabić go, albo być zabitym, to dwa sposoby, żeby z nim skończyć", i jest w tym stwierdzeniu tyleż desperacji, co rezygnacji.

Jedynym świadkiem wątpliwości i najintymniejszych wyznań Kaliguli jest jego kochanka, Cezonia. Iwona Dróżdż-Rybińska w wystudiowany, powściągliwy sposób gra postać, w której mieszczą się uległość i mądrość, posągowy chłód i pokłady czułości. To bardzo ciekawa rola, która w interesujący sposób uzupełnia kreację Brzezińskiego. Siła tego duetu jest ogromną wartością przedstawienia.

W scenie teatru, który urządza przebrany za Wenus cesarz, by bluźnić przeciw bogom, Cezonia i Kaligula uformowani zostali przez Augustynowicz na kształt Piety. Antyczny sztafaż, z którego całkowicie zrezygnowała reżyserka, także i w tym momencie ustąpił, by można było powiedzieć coś ważnego o współczesności. Kaligula, który stoi przed nami ubrany w czarne dżinsy, którego widzimy dźwigającego swój kamień, patrzy na nas tak wymownie, że trudno się przed tym obronić. Jeśli nie budzi sympatii, pozostaje pytanie: czy tak odrażające wydają się jego czyny, czy jest tak, jak mówi Cherea, że "nie sposób lubić tej ze swoich twarzy, którą usiłuje się zamaskować w sobie".

Marta Byczkowska
Teatr - pismo
8 marca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...