Efekt artystyczny pozostawia niedosyt

"ADHD i inne cudowne zjawiska" - 5. Katowicki Karnawał Komedii

Doceniam szlachetne intencje Joanny Szczepkowskiej. Chciała na swoim przykładzie opowiedzieć o tym, jak trudne jest życie z ADHD. Krytyk jednak nie ocenia intencji, lecz efekt artystyczny, a ten pozostawia niedosyt

Najciekawsze rzeczy na scenie dzieją się jeszcze przed rozpoczęciem spektaklu. Gdy widzowie powoli zajmują miejsca na oświetlonej widowni, na ekranie widzimy osoby, cierpiące na deficyt uwagi. Chorych grają aktorzy. Mówią patrząc prosto w kamerę. Nie recytują, lecz szukają słów. Gdy Julia Kijowska opowiada o „zawieszkach”, Łukasz Lewandowski wyznaje, że czuje się nikim, a Wojciech Solarz ze śmiechem przyznaje, że nie potrafi zbyt długo usiedzieć w miejscu (i dodaje: „co chyba widać”), brzmi to naprawdę przejmująco. Jest to pierwszy i zarazem ostatni taki moment w tym spektaklu.

Później na scenie pojawia się aktorka. Wygląda, jakby przyszła prosto z ulicy - bez makijażu, w prywatnym ubraniu. Na ramieniu dźwiga skórzaną torbę. Wchodząc – umyślnie lub przypadkowo - potyka się o krzesło. Prosi pracownika Korezu o zwinięcie ekranu, a siedzącego w kabinie oświetleniowca – o mocniejsze światło na scenie. Siada przy stoliku przed mikrofonem (przez chwilę siłuje się ze statywem), za nią stoi tablica. Wysypuje zawartość torby na stół. Wita siedzących na widowni specjalistów od ADHD – profesora Johna Maxwella i francuską neurobiolog – a także swoich przyjaciół z mityngów. Zapowiada, że mózgiem zajmuje się amatorsko i już ma zacząć wykład, gdy przypomina sobie, że zaginął jej pies. Za chwilę na scenę wbiega Panna Młoda, trzymająca w jednej ręce worek na śmieci, a w drugiej… wiosło. Dziewczyna ma dzisiaj wesele, jej ukochany, zwany przez nią „Pyszczkiem”, zabarykadował się w toalecie, bo boi się siedzącego na posesji psa. Zwierzę, wiosło i śmieci okazują się należeć do autorki. Bohaterka postanawia opowiedzieć Pannie Młodej o tym, czym jest ADHD. Mówi więc o migotaniu myśli (jakby zmieniało się kanały w telewizji co kilka sekund), panicznym strachu przez wypełnianiem wszelkiego rodzaju druków (w efekcie w skrzynce piętrzą się upomnienia z rozmaitych urzędów), małych przedmiotach, które dla chorych pozbawione są konturów (portfel w śmieciach, kreda), niskiej samoocenie (a więc i potrzebie akceptacji) i tym, że cierpiący na ADHD nie uczą się na błędach. Dla chorych niezwykle ważna staje się odpowiedź na pytanie, czy ryby słyszą, przymusem jest mówienie o tym, o czym aktualnie się myśli, a sprzątnięcie pokoju zajmuje nie kilka godzin, a cały dzień. W zestawieniu z ich codzienną walką z rzeczywistością neurozy Adasia Miauczyńskiego z „Dnia świra” są po prostu śmieszne.

Podstawowym problemem tego spektaklu jest brak konsekwencji. Jakby autorka i aktorka nie mogła zdecydować się jedną z form – wykład lub spektakl, łączy więc obie. Wychodzi od prawdziwej historii, ale potrzebuje fikcji – stąd fragment o kimś, kto wynajął tę salę tylko na półtorej godziny i się niecierpliwi, kłótnia o brak kredy, zarzuty w stosunku do prof. Maxwella, że splagiatował w swojej książce wyniki badań jej przyjaciela – neurobiologa Jasia Koczka. Gdzie kończy się Szczepkowska, a zaczyna postać? Czy wielka aktorka, która w pierwszym teatrze Szczepkowskiej w garderobie po spektaklu wypijała butelkę wódki, istniała naprawdę? Mówi do widzów, ale potrzebny jest jej reprezentant społeczeństwa, które ADHD nie rozumie – wprowadza więc na scenę Paulę, Pannę Młodą, która ze złością krzyczy: „Ta pani nigdy w życiu nie dostała w dupę – wtedy to całe ADHD przeszłoby jej jak grypa żołądkowa!”. Hanna Konarowska w roli Pauli wnosi na scenę sporo energii, mało tego – rola daje jej możliwość zaprezentowania swojego talentu. Jest bardzo wiarygodna zarówno jako Paula, jak i urzędniczka (w sygnalizowanych różowym światłem retrospekcjach). Nie zmienia to jednak faktu, że metateatralne chwyty (panna młoda wchodzi wejściem dla widzów, aktorka mówi do publiczności) dzisiaj wydają się już mocno pretensjonalne. Jeśli ktoś przyszedł na ten spektakl, by się pośmiać, zawiedzie się – to przedstawienie o smutnej tematyce, rozjaśnione jedynie kilkoma zabawnymi kwestiami. Jeśli ktoś chce się dowiedzieć czegoś więcej o ADHD, polecam publikowany w „Dużym Formacie” reportaż „Zawieszka co chwilę” (Szczepkowska jest jedną z bohaterek).

Aktorki kilka razy wychodziły do ukłonów. Z terapeutycznego punktu widzenia powstał spektakl ważny, który z pewnością dotrze do tych, którzy go potrzebują. Z ulgą jednak przyjąłem wiadomość, że Joanna Szczepkowska wraca do tradycyjnego teatru – 4 lutego we wrocławskim Imparcie premiera „Spotkania” Davida Hare’a (partnerować jej będzie Dorota Landowska).

Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
4 lutego 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...