Efektownie i z dystansem
"Wizyta starszej pani" na Festiwalu Sztuk Przyjemnych i NieprzyjemnychFestiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych zamknął Michał Zadara swoim spektaklem "Wizyta starszej pani". Przedstawienie, które pod wieloma względami było wyjątkowe, stanowiło nie tylko ciekawy punkt na festiwalowej mapie - pozostawiło także widzów w przeświadczeniu, że organizatorzy starali się ściągnąć do Łodzi spektakle zróżnicowane zarówno pod względem treści, jak i formy.
Tekst Friedricha Dürrenmatta w warstwie fabularnej nie jest w żaden sposób skomplikowany - tytułowa starsza pani to bogaczka Klara Zachanassian, po 40 latach powracająca do małego miasteczka, w którym się urodziła i wychowała. Jej majątek sprawia, że wspomnienia, jakie mają mieszkańcy mieściny, ulegają pewnej modyfikacji - Klara, która nie była lubiana, zostaje kimś w rodzaju miejscowej osobistości. Pieniądze bogaczki stają się narzędziem zemsty, oferuje ona bowiem mieszkańcom okrągły milion w zamian za zadośćuczynienie dawnych win. A jest co naprawiać - kobieta została bowiem porzucona przez swego kochanka kiedy zaszła w ciążę, ojciec dziecka wyparł się potomstwa, a Klara skończyła jako pracownica burdelu.
Kluczem do inscenizacji tego tekstu jest zrozumienie założeń teoretycznych Dürrenmatta - podobnie jak Bertolt Brecht, on także był zwolennikiem stosowania „efektu obcości” (Der Verfremdungseffekt, czyli brechtowski V-Effekt), wytwarzania u widzów dystansu do oglądanych zdarzeń, co miało pobudzić ich do myślenia. Zadara w swojej inscenizacji idealnie zrealizował te założenia, aktorzy grają bowiem tak, jakby byli poza swoimi postaciami, nie są przypisani do jednej roli, a całość jest skonstruowana w taki sposób, by uprzytomnić widzowi fikcyjność sztuki. Starsza pani to postać zbudowana z tektury - dosłownie. Wetknięty na patyk kawał dykty z napisem „starsza pani” to postać głównej bohaterki, której głosu użycza jedna z aktorek (Anna Januszewska). Groteskowe gesty usłużności odprawiane wokół kawałka tektury to jednak dopiero początek. Na potrzeby tej inscenizacji zaadaptowana został cała przestrzeń teatru - scena, balkon, widownia, na którą schodzą aktorzy, przejścia na widownię (po prawej stronie teatralnych foteli usytuowany jest podest, na którym rozgrywa się spora część akcji). Bezpieczna pozycja obserwatora zakłócona została przez wtargniecie aktora w sferę widza by pokazać mu umowność takiego podziału przestrzeni. Scena, w której mieszkańcy miasteczka obradują, odbywa się przy zgaszonym świetle, a więc widz może jedynie słuchać dźwięków ludzkich głosów. To rozbieranie teatru na czynniki pierwsze, pokazywanie, że składa się na niego światło, dźwięk, muzyka, scenografia i wiele innych elementów.
Udanym zabiegiem inscenizacyjnym jest wprowadzenie do spektaklu znanych i lubianych polskich piosenek, które spełniają funkcję brechtowskich songów, komentujących akcję. Mieliśmy okazję usłyszeć m.in. „Autobiografię” czy „Nie płacz Ewka” Perfectu oraz szlagier „O, Ela” Chłopców z Placu Broni. Piosenki wyrywały nas z normalnego toku fabuły sprawiając, że po raz kolejny uświadamialiśmy sobie umowność scenicznych środków wyrazu. Kiedy w finale publiczność buja się w takt muzyki, a kolorowe, migające światła przenoszą nas w inny świat, czujemy się jak na koncercie.
Zadara robi wszystko, czego w tradycyjnym teatrze robić nie wypada - burzy przyzwyczajenia percepcyjne, sztuczne podziały, zwraca uwagę na formę nie przejmując się jednocześnie komfortem widza. Jak w poprzednich swoich spektaklach (chociażby w „Kartotece” Różewicza zrealizowanej w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu) tak i tym razem publiczność może czuć się zagrożona, nie wiadomo bowiem, w którym momencie zostanie wciągnięta do świata bohaterów. Pozorny chaos, spowodowany częstymi zmianami miejsca akcji oraz formy przekazywania tekstu jest zjawiskiem w pełni kontrolowanym - każdy z elementów, który zdaje się rozbijać teatralną formę, składa się jednocześnie na przemyślany, dopracowany, efektywny i (V)efektowny spektakl. To dowartościowanie teatru jako sztuki, pokazanie, że treść, tekst dramatu, jest tylko jednym z elementów przedstawienia, a wachlarz sposobów jego przekazania jest szeroki jak horyzonty twórcy.