Egipska "ciota"

"Misja" - reż. Ewelina Marciniak - Teatr im. Stefana Żeromskiego w Kielcach

Biały blok. Trzech mężczyzn. Cel ich zgromadzenia – bliżej nieokreślony. Rozkaz – baczna obserwacja. Jeśli zrezygnują można strzelać, jeśli nie - również. Byle celnie.

Nie było krwi. Nie! Była, tylko sterylna. Wykrochmalona jak nowe atramenty na przysięgę. Tylko mama nie przyjechała.

Wrzask, irytacja, bezradność i niezgoda natomiast się zjawiły, wciśnięte w schludny mundurek. Zabieg owinięcia zachowań i reakcji na nie w czystą, nowoczesną przestrzeń to bardzo dobre rozwiązanie. Zabieg taki stwarza pozorny spokój, wraz z tekstem, który zdaje się po prostu wywrócony na drugą stronę, otwiera przed widzem świat który dość dobrze zna, ale niekoniecznie chce z nim bywać na salonach. To wywrócenie tekstu to przede wszystkim operowanie żartu cynizmem, obnaża tym samym filozofie cynicką, na jakiej zdaje się być zbudowany świat.

„Misja" jest metaforą samą w sobie. Transferem tych samych uczuć, między świadomościami różnych osób i ich kumulacją. Ten stan potęguje bardzo metodycznie uwalniane emocji.

„Misja" to sztuka, której bohater został zaczerpnięty z nie tak odległych wydarzeń. Pewnego dnia odnaleziono w górach mężczyznę – weterana wojennego. Ta sztuka jest pokazaniem, że wojna to nadal ołowiana armia z armatami na mapie świata, a żołnierzyki trzymane są w łapach możnych bijących się między sobą o wpływy, jak dzieci w bardziej luksusowej piaskownicy. Żołnierz ma jechać według rozkazu, jeśli wróci pojedzie następny raz, jeśli nie – trudno. A co gdy wróci? Gdy został okaleczony nie tylko fizycznie? Gdy się boi? Gdy pomimo tego, ze wrócił nadal jest na wojnie? Cóż, wtedy rozkaz brzmi – medice, cura te ipsum - wykonać.

Duet Michał Buszewicz – Ewelina Marciniak osiągnęli ciężki do uzyskania efekt. Ich wspólna praca ukazała widzom sztukę współczesną, dotykającą problemu społecznego – tabu, bez przekombinowania i patosu, z wielowątkową pointa. Ich dzieło było dalekie od „teatrzyku" pod zacnym tytułem „Wiele hałasu o nic. Czyli sztuka bez początku i końca. Na podstawie dziennika wieczornego."

Wybierając się w podróż – stworzenie sztuki, która porusza temat tabu, zawsze jest ryzyko, że wyląduje się na którymś z wyżej wymienionych biegunów. Najczęściej jest to ten drugi i ciężko w tej drodze znaleźć się gdzieś pomiędzy, szczególnie jeżeli podejmujemy tematykę społeczną, bo ona jak żadna inna, nie uznaje tego miejsca, a deski teatru weryfikują bardzo szybko.

Oglądając ten spektakl, czułam się wyśmienicie. Właśnie dlatego, że nie była bańką wypełnioną zatęchłym powietrzem, albo co gorsza helem. Ta sztuka była o czymś, zaskakiwała, a przede wszystkim mówiła – ciebie też to dotyczy.

Sami aktorzy świetnie odnaleźli się w sztuce, w sposobie jej przedstawienia, w wizji, którą stworzyła – jak było widać, wspólna praca reżysera i aktorów. Ich gra odsłaniała ich świetny warsztat i profesjonalizm w partnerowaniu sobie. Świetną szkołę pokazała również Marzena Czarniecka, która stworzyła bardzo dobrą i spójną scenografię. Posypując tę formę lekko awangardowym pudrem, jak wyłożenie starymi materacami jeden części sceny, tworząc obok głównego elementu scenografii sceny – biały blok, osobną przestrzeń. Tak jak tekst sztuki, również scenografia była metaforyczna. Biały blok, mógł być odebrany na tyle śmiało na ile pozwalała wyobraźnia widzów.

Biały blok. Trzech mężczyzn. Cel ich zgromadzenia – izolacja. Rozkaz – baczna obserwacja. Jeśli zrezygnują można strzelać, jeśli nie też – tyle że celnie. I to właśnie ten absurd, możliwość strzału, gdy już nie ma do kogo. A tam gdzie nie ma szans na wojnę, zaczyna się akcja humanitarna i pomoc niewolniczo uciśnionego ludu.

Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Kielce
4 listopada 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...