Egzystencjalny ekshibicjonizm
"Bóg mordu" - reż. Bożena Suchocka - Teatr im. Horzycy w ToruniuSpektakl pt. „Bóg mordu" powstał na podstawie książki autorstwa Yasminy Rezy (fr. Le Dieu du Carnage). Dzieło francuskiej aktorki i dramatopisarki ukazało się w 2006 roku. Dramat ten był licznie wystawiany w Zurichu, Berliner Ensemble, Broadwayu oraz na West Endzie. Warto także nadmienić, iż 1 września 2011 roku odbyła się premiera adaptacji filmowej tegoż dramatu – pt. Rzeź - w reżyserii Romana Polańskiego.
Spektakl ten to na pozór zwyczajna historia opowiadająca o spotkaniu czwórki dorosłych ludzi, którzy chcą wyjaśnić okoliczności, w jakich doszło do bójki między ich jedenastoletnimi synami. Jednak z każdą, kolejną chwilą tej scenicznej kreacji publiczność ma okazję zauważyć, że spotkanie to stanowi wyłącznie pretekst, do tego, by ukazać znacznie więcej.
Początkowo między głównymi bohaterami toczy się dyskusja na temat winy i odpowiedzialności dzieci za bójkę. Każdy rodzic w naturalny sposób broni swego potomstwa. W późniejszym etapie, zebranie czwórki dorosłych ludzi w jednym miejscu i czasie przeradza się w ekshibicjonistyczne wręcz obnażenie tego, jak złożona i barwna bywa ludzka natura.
Widz staje się świadkiem emocjonalnego tornada, które przetacza się przez scenę. Bohaterowie uzewnętrzniają skrywane dotąd emocje, uczucia, żale, pretensje, wady, powody smutku, rozpaczy, radości. Każdy z nich mimo tego, że znajdują się w jednej czasoprzestrzeni tak naprawdę jest sam z tym, co przeżywa. Pod wpływem upojenia alkoholowego stają się oni odważniejsi względem samych siebie. Ukazują swoje prawdziwe oblicze - dotąd skrzętnie ukrywane. Kurtuazja, dobre maniery, etykieta odchodzą w niwecz. Wszelkie nakładane maski, pozory ustępują miejsca prawdzie. Na scenie trwa swoista konfesja każdego z osoba i jednocześnie wszystkich razem.
Tytułowy „Bóg mordu" pojawia się na scenie tylko raz. Wszystko to za sprawą słów wypowiedzianych przez jednego z bohaterów. Na darmo szukać w tym spektaklu mordu w dosłownym tego słowa znaczeniu. Bo „Bóg mordu" istnieje w każdym z nas, trzeba tylko dać jemu okazję do tego, aby dał o sobie znać. Każdego z nas stać na złe emocje, wystarczy tylko mieć dobry powód by je z siebie wyzwolić.
Spektakl stanowi portret psychologiczny. Pokazuje, że sposób, w jaki człowiek prezentuje siebie wobec świata, to często tylko próba zatuszowania prawdy, ucieczka od szczerości. Doskonale widać to na przykładzie Vѐronique (Małgorzata Abramowicz), która kreuje się na osobę zainteresowaną sztuką oraz konfliktem zbrojnym w Darfurze. Z tym, że zainteresowanie do sztuki sprowadza się wyłącznie do posiadania przez nią kilku albumów, o które przesadnie dba. To właśnie zainteresowania mają zasłonić jej prawdziwe ja, za którym stoi uzależnienie od alkoholu. Podobnie adwokat Alain (Paweł Kowalski) sprowadza swoje życie do pracy i ciągłych rozmów przez telefon komórkowy, zaniedbując tym samym żonę i rodzinę. Doprowadza to do tego, że jego małżonka Anette (Anna Kierzkowska) w akcie desperacji i odwagi, której źródło stanowi alkohol wrzuca jego telefon do wazonu z żółtymi tulipanami. Od tego momentu świat jej męża się zawala. Ten groteskowy obraz daje wyraz temu, jak negatywny wpływ na nasze życie może mieć nadmierne przywiązanie do przedmiotów. Ciekawą postacią jest także Michel (Jarosław Felczykowski), który wydaje się być najszczęśliwszym z całej czwórki. Jako sprzedawca sprzętu domowego sprawia wrażenie człowieka spokojnie wiodącego swój żywot. Jednak to także gra pozorów. Nie trzeba długo czekać, by dowiedzieć się, że prawdziwy Michel jest skłonny szydzić ze swej żony i być wobec niej agresywnym. To, co dzieje się na scenie przywodzi na myśl tezę Witolda Gombrowiczowa, iż: „ nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę".
Spektakl ten ujmuje nie tylko fabułą, ale również dobrą grą aktorską. Charakteryzuje ją pełne zaangażowanie oraz naturalność. Wszystkie kwestie są zrozumiałe, a co za tym idzie publiczność z łatwością może wejść w sceniczny świat. Na odbiór spektaklu pozytywnie wpływa również scenografia w wykonaniu Jana Kozikowskiego. Jej główną zaletą jest to, że posiada bardzo minimalistyczny wymiar. Składa się z kanapy, stolika, komody, dwóch wazonów żółtych tulipanów, barku, i skromnego oświetlenia. Dzięki temu widz może w całości skupić uwagę na tym, co dzieje się pomiędzy bohaterami – a dzieje się bardzo wiele!
Polecam ten spektakl przede wszystkim dlatego, że poddaje on analizie trudne, egzystencjalne problemy w sposób komiczny. Myślę, że gorzką prawdę na temat prawdziwego oblicza ludzkości o wiele łatwiej przyjmuje się, gdy można ją osłodzić szczyptą śmiechu. To przede wszystkim lekcja dla nas, o nas samych. Z całą odpowiedzialnością stwierdzam, że toruńska inscenizacja tego dramatu stwarza odbiorcy możliwość do tego, aby stał się on bardziej świadomym spraw, o których ludzie nie myślą, nad którymi się nie zastanawiają. I nie dlatego, że nie chcą tego czynić, ale dlatego, że się po prostu boją, bo kogóż nie przeraża sam „Bóg mordu"? Polecam i zapraszam do teatru, obecność obowiązkowa!