Ekshumacja trupa w Teatrze Polskim - strach się bać

"Trup" - Teatr Polski w Poznaniu

Paweł Szkotak postanowił reanimować trupa. Z werwą wdmuchuje w niego powietrze i energicznie uciska mostek, ale zamiast reanimacji wychodzi z tego ekshumacja. Bo dusza z tego trupa dawno już uleciała

Śledzenie czyjegoś życia odwraca uwagę od refleksji nad własnym. Telewizja pełna jest krwi, golizny i wyreżyserowanych wzruszeń, a widzowie są gotowi te makabreski nie tylko oglądać, ale i brać w nich udział. Czy, żeby się tego dowiedzieć, trzeba pójść to teatru? "Trup" Erica Coble\'a w reżyserii Pawła Szkotaka - nowa premiera Teatru Polskiego - to pogrzeb teatru, który jest czymś więcej niż staniem na scenie i przekazywaniem wyuczonego na pamięć tekstu.

Oglądalność reality show producentki telewizyjnej Giny Yaweth leci na łeb na szyję. Gina musi znaleźć nowy hit. Wyszukuje na mapie miasto, w którym "ludzie mogą mieć problemy", a w nim nieudacznika. Trafia do Leadville i domu Eldona Phelpsa. Eldon nie ma pracy, niedługo wyrzucą go z mieszkania, rzuciła go dziewczyna. Ale to właśnie on ma być nową gwiazdą nowego reality show - dostanie milion dolarów, który będzie musiał wydać w tydzień, a później zginie w sposób wybrany przez telewidzów. W "Trupie" oglądamy ostatnie siedem dni życia Eldona.

Trudno wytłumaczyć, dlaczego Paweł Szkotak zdecydował się przynieść "Trupa" do Teatru Polskiego. W "The Dead Guy" Erica Coble\'a - poza zaskakującym zakończeniem - nie ma nic interesującego. W tym miałkim, powierzchownym tekście medialna rzeczywistość jest raczej odtworzona niż przetworzona, trochę przerysowana, ale głównie odrysowana. A poza tym ten "Trup" już się dobrych kilka lat temu rozłożył. To, że nie ma takich brudów, których nie dałoby się publicznie przeprać, wiemy od dawna.

Dlaczego tego nieszczęsnego "Trupa" trzeba grać, zdają się nie wiedzieć także aktorzy. Poważnie czy niepoważnie, z zaangażowaniem czy dystansem, śmiać się czy płakać? Wychodzi nijak. Ewa Szumska w roli Giny bardziej niż na konstruowaniu postaci koncentruje się na własnej dykcji. Nie jest ani nadpobudliwą, histeryczną, uzależnioną od kofeiny dziennikarką, ani wyrachowanym telewizyjnym demiurgiem. Aktorskie amplitudy Łukasza Chrzuszcza (Eldon) są przerażająco płaskie. Bronią się bohaterowie drugiego planu - każde pojawienie się Jakuba Papugi i Wojciecha Kalwata (pierwszy z mikrofonem, drugi z blendą) pozwala trochę odetchnąć, świetna jest prostytutka w wydaniu Magdaleny Płanety ("Dziewczyna, która wie, jak się dobrze zabawić"). Ale w "Trupie" im ktoś dłużej jest na scenie, tym wypada gorzej, tym trudniej mu swoją tam obecność jakoś wytłumaczyć.

I choć przydatność tego tekstu dla teatru wydaje się wątpliwa i tak można było coś z "Trupa" spróbować wykrzesać. Można było np. pomstowanie na tabloidyzację mediów pokazać z innej perspektywy - od strony mądrych i wrażliwych telewizyjnych producentów, których zapotrzebowanie na głupoty zmusza do ogłupiającej pracy. Można było rozwinąć scenę, w której Eldon odgraża się, że do końca programu będzie tylko leżał w łóżku i pił piwo. To od niego zależy przecież, czy ktokolwiek będzie chciał dalej oglądać program Giny. A że Gina medialne życie ceni bardziej niż to prawdziwe - ma do stracenia więcej.

Ale wtedy trzeba by tego "Trupa" rozbebeszyć i trochę w nim pogrzebać. A Szkotak zamiast słabą sztukę Coble\'a wyreżyserować, jedynie ją wystawił, co jeszcze wszystkie jej słabości uwypukliło. Chcąc zrobić sztukę o reality TV, sam zrobił reality teatr. Oglądalność może nawet będzie duża, znaczenie - żadne.

"Trup", reż. Paweł Szkotak, Teatr Polski, kolejne spektakle wtorek-czwartek, godz. 19

Michał Gradowski
Gazeta Wyborcza Poznan
9 marca 2010

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia