Eksperyment z Iwoną

"Iwona, księżniczka Burgunda" - Attila Keresztes - Teatr Śląski w Katowicach

"Iwona, księżniczka Burgunda" w reżyserii Attili Keresztesa to spektakl, który pod wieloma względami miał być widowiskiem innowacyjnym, odbiegającym od kanonicznych odczytań dramatu Gombrowicza. Przedstawienie to rozgrywa się w sterylnym, czarno-białym pomieszczeniu, nasuwającym skojarzenia z dziwnym laboratorium. Niestety, jak to w pracowni szalonego naukowca, ciekawe eksperymenty łączą się tu z dużą dozą przypadkowości i niekonsekwencji

Dramat Gombrowicza ogniskuje się wokół postaci Iwony – dziewczyny bezbarwnej i bezwolnej; osoby, która, choć niezdolna do żadnego działania, wytwarza na scenie napięcie, jakiego nie są w stanie znieść ani pozostali bohaterowie sztuki, ani też jej odbiorcy. Główna bohaterka Gombrowicza stanowi pewną zagadkę. Zdystansowana wobec rzeczywistości, sprawia wrażenie to cynicznego obserwatora, to też osoby uwięzionej w gombrowiczowskim pojęciu formy.

Największy problem związany z katowicką inscenizacją tkwi właśnie w tej postaci. W realizacji Teatru Śląskiego Iwona jest co prawda nijaka, jednak nie jest to nijakość, która mogłaby prowokować do stawiania pytań, czy też wywoływać żądzę mordu. Choć pozostali bohaterowie jak w lustrze widzą w niej swoje wady, nie przenosi się to na odczucia odbiorców. Postać ta powinna wywoływać niepokój, sprawiać, że będą mogli „przejrzeć się w niej” również widzowie. Iwona jest tu jednak raczej upośledzoną dziewczynką niż świadomą postacią, która z takich czy innych powodów izoluje się od społeczeństwa. To duże przesunięcie w stosunku do tekstu Gombrowicza, niestety, nie tłumaczące się żadną nadrzędną ideą.

Sam spektakl oparty jest jednak na dosyć ciekawym pomyśle. Spięty został kompozycyjną klamrą o nieco psychodelicznej atmosferze. Keresztes  wprowadza do dramatu nową postać – bezimienne ucieleśnienie zła – która, szepcząc w niezrozumiałym języku, potęguje mroczny nastrój przedstawienia.

Dekoracjami rządzą kolory biały i czarny, opozycja ta ma również swoje odbicie w kostiumach i wyglądzie aktorów. Kiedy Iwonę zaczynają otaczać postacie o pobielonych twarzach, możemy zastanawiać się, czy aby to nie ona jest jedyną „normalną” bohaterką w tym dziwnym świecie. Niestety, złudzenie to niemal natychmiast pryska, gdyż i ten ciekawy pomysł nie został poprowadzony konsekwentnie.

Nie oznacza to jednak, że „Iwona, księżniczka Burgunda” jest przedstawieniem całkowicie nieudanym. Mocnym punktem spektaklu (jeśli nie najmocniejszym) jest z pewnością sposób kreacji postaci Izy (w tej roli rewelacyjna Barbara Lubos). Wyróżnia się ona wśród bohaterów prawdziwą osobowością. To dowód na to, że autorski pomysł, odbiegający od standardowych odczytań dramatu, może być udany, jeśli będzie wykorzystany w sposób spójny i konsekwentny.

Spośród aktorów, unoszących na sobie ciężar spektaklu, wymienić jeszcze trzeba z pewnością świetnego Walentego (Roman Michalski) oraz odtwórców roli Króla i Królowej (Anna Kadulska i Grzegorz Przybył). Ten pierwszy z każdym pojawieniem się wprowadza nie tylko niepokój, ale i pytanie o realność przedstawionych scen, a także czasu, w którym się poruszamy. Współgra to również z ową psychodeliczną, czy też demoniczną, atmosferą spektaklu, wprowadzaną przez szepczącą postać. Za bardzo ciekawy należy uznać monolog wewnętrzny Królowej Małgorzaty, kiedy to równocześnie zamierza zabić Iwonę i pozbyć się swojej poezji. Jest to scena pełna ekspresji i dynamiki.

Jak widać, w zestawieniu tym brak postaci pierwszoplanowych. Nie zachwyca bowiem  Iwona (choć to bardziej wina samego pomysłu na sztukę  niż gry aktorskiej), nie zachwyca Książę Filip ani jego kompani. Uwagę zwraca raczej Szambelan (w tej roli Jerzy Głybin ) i Damy dworu, niż postacie, które powinny koncentrować wokół siebie akcję spektaklu.

"„Iwona..." nie jest czymś, co można rozwiązać w jeden wieczór” – napisał w materiałach promocyjnych reżyser spektaklu. Z całą pewnością miał rację. Z katowickiej inscenizacji wychodzimy obarczeni pewnymi pytaniami i to już jest duży plus tego widowiska. Spektakl miał jednak potencjał (i aspiracje), by stać się jednym z ciekawszych odczytań tekstu Gombrowicza. Tak się, niestety, nie stało, gdyż ciekawe, innowacyjne pomysły w jakiś sposób „zagubiły się” w kolejnym wiernym i nieco bezbarwnym odtworzeniu tekstu.

Barbara Englender
Dziennik Teatralny Katowice
12 stycznia 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia