Ekstremalne obnażenie

rozmowa z Aleksandrą Popławską

Rozmowa z Aleksandrą Popławską.

O sztukach Sarah Kane zwykło się mówić, że to nowy brutalizm. Słusznie? Aleksandra Popławska: Polecam książkę Emira Suljagicia "Pocztówki z grobu". Ona po części skłoniła nas do realizacji tego spektaklu. To wstrząsające świadectwo o tym, jak w 1995 roku bośniaccy Serbowie dokonali bestialskiego mordu na uchodźcach ze wschodniej Bośni w Srebrenicy. Relację z tego miejsca zobaczyła Sarah Kane i to zainspirowało ją do napisania "Zbombardowanych". Książek o wojnie, opisujących ją bez żadnych osłon, powstało tysiące. Zastanawiam się, co skłania ludzi do klasyfikowania właśnie Kane jako brutalistki. Kiedy czytamy o tym samym w literaturze faktu albo gazetach czy oglądamy to w telewizji, łatwiej przejść nad tym do porządku dziennego. A kiedy mamy zobaczyć podobne rzeczy na scenie, staje się to nie do zniesienia. O sztukach mówi się "brutalne", o książkowych relacjach - "prawdziwe". Gdy przeczytałam "Zbombardowanych", nie czułam, że przekraczają one normy w ukazywaniu okrucieństwa. Równie mocnych tekstów jest wiele, ale nie są to sztuki teatralne i może dlatego są bardziej przyswajalne? Nie wiem. 

Może to przekonanie wzięło się z dotychczasowych inscenizacji "Zbombardowanych" które zwykle były naturalistyczne. Sądzę, że zbytnia dosłowność nie służy temu dramatowi. Gdy przeczytałam pierwszy raz "Zbombardowanych", uderzyła mnie zawarta w nich poezja. Nie okrucieństwo poszczególnych scen. Uderzyła mnie rozpacz autorki po zobaczeniu relacji ze Srebrenicy. Było to tak niedawno, stało się na oczach obserwatorów ONZ, świat milczał, a ona napisała o tym sztukę. I powstał utwór pisany emocjami, wypełniony bólem kogoś, kto postanowił oddać koszmar tamtych wydarzeń, a była to młoda, szalenie wrażliwa dziewczyna. Próbowaliśmy wydobyć z tego tekstu zawartą w nim poezję, poczuć wrażliwość Sarah Kane, która obojętność świata wobec cierpienia człowieka przypłaciła życiem. 

Ról takich jak Kate ze "Zbombardowanych" nie jest wiele. 

- Także dlatego tak bardzo chciałam, żeby Marek Kalita zrobił to przedstawienie. Pragnęłam się z nią zmierzyć. Nie wydaje mi się, żeby Kate była chora psychicznie. Może jest lekko opóźniona, nie nadąża za czasami, w jakich żyje. Na pewno jest nadwrażliwa na rzeczywistość. Niedostosowana. Zagranie tych wszystkich stanów było możliwe tylko z reżyserem szalenie czułym na tego typu sfery. Gdyby ktoś kazał mi na pierws2ej próbie zacząć się jąkać, nie mogłabym tego zrobić. Nie mogłam z miejsca w to wejść, potrzebowałam czasu. A Marek niczego nie żądał od razu. Intensywne próby i rozmowy pozwoliły mi wejść we wrażliwość bohaterki i nagle odkryłam, że nieświadomie jąkam się w życiu. Doszło do tego, że po próbach "Zbombardowanych" wróciłam do grania "Między nami dobrze jest" i zaczęłam jąkać się w tym spektaklu, co jest niedopuszczalne. 

Współczuje pani swojej bohaterce... 

- Trudno jej nie współczuć. Z taką wrażliwością, z wrażliwością Sarah Kane, znalazła się w środku wojny, obok umierającego mężczyzny. On ją rani, bo wie, że umiera, i próbuje zmierzyć się z własną śmiercią. Kane pokazuje ludzi na skraju człowieczeństwa. 

Ta dramaturgia wymaga od aktora odrzucenia wstydu, obnażenia psychiki. 

- Prób było bardzo dużo i w pewnym momencie otwartość na to wyzwanie przyszła do mnie sama. Nie było już mowy o jakimkolwiek wstydzie, bo w takiej sytuacji, w jakiej znaleźli się bohaterowie sztuki, ludzie nie mogą się wstydzić. Dochodzi do ekstremalnego obnażenia. Trzeba próbować wyobrazić sobie ludzi w takim położeniu. Nie ma więc mowy o lansowaniu siebie poprzez role czy też o zwyczajnym graniu postaci. Trzeba wejść w psychikę bohaterki, jej uczucia. Wobec siedzących na wyciągnięcie ręki widzów jest to wciąż bardzo trudne. 

Takie role muszą chyba boleć. 

- Nie da się przyjść z ulicy i zagrać sobie Kate. Przychodzimy do teatru dużo wcześniej, aby osiągnąć odpowiedni stan skupienia. Z drugiej zaś strony w "Zbombardowanych" jest rytm, szybki dialog, nie można rozsiadać się na kwestii. Najistotniejsze jednak, że jest to pierwsza rola, w której słowami autorki mówię to, co sama myślę o świecie i co najbardziej mnie boli. Rzadko aktor zyskuje taką okazję, a tematyka wojenna od zawsze mnie interesowała. Nie znaczy to, że żyję, zamartwiając się, i zajmuje mnie tylko śmierć. Przeciwnie, jestem szczęśliwa, bo wychowuję dziecko w czasie pokoju. Dlatego czuję, że jestem coś winna tym, którzy nie mieli takiej możliwości. Grając spektakl, staram się myśleć o tym samym, o czym myślała Sarah Ka-ne, pisząc tekst o Srebrenicy, a podobnych miejsc było tysiące. I o tej powieszonej dziewczynie ze zdjęcia. 

To jest spełnienie pani marzeń? 

- Można tak powiedzieć. Tuż po szkole marzy się o Julii, Ofelii, ale z czasem i wraz ze zdobywaniem wiedzy o świecie marzenia się zmieniają. Kate to jedna z ról, które nie tylko chciałam zagrać, ale chciałam też poczuć, co odczuwa człowiek żyjący w zagrożeniu. Nie chcieliśmy robić teatru lekkiego, łatwego i przyjemnego, takiego, który zabiegałby tylko o poklask widzów, a nam dawał szansę zagrania efektownych ról. Chcieliśmy powiedzieć coś istotnego o człowieku i myślę, że ten tekst dał nam taką możliwość. 

Rola otworzyła w pani nowe możliwości? 

- Chyba tak, aczkolwiek mój dalszy rozwój zależy od propozycji, które dostanę i... czyje dostanę. Chcę tylko, grając, mówić coś istotnego o świecie. Najbardziej interesuje mnie tajemnica śmierci, bo jest nie do rozwiązania. Zbigniew Religa uznawał ją za "wieczny sen". Ile musi mieć odwagi człowiek, żeby w obliczu śmierci nie wzywać Boga? Na jego świeckim pogrzebie trębacz odegrał "What a Wonderful World" Armstronga - ta piosenka znalazła się w naszym przedstawieniu. Cieszę się z pracy z Grzegorzem Jarzyną nad sztuką "Między nami dobrze jest", bo też - chociaż w zupełnie inny sposób - porusza podobne tematy. 

Z Markiem Kalitą spotykacie się w pracy nie po raz pierwszy. 

- To jest reżyser, który daje ogromną wolność. Niczego na samym początku nie narzuca. Pozwala dojrzewać postaci w aktorze, wie, że na to potrzeba czasu. Może dlatego, że sam jest aktorem i wie, jak to jest po drugiej stronie. 

Aktorstwo polega na transformacji, która pozwala ukrywać się za postacią? 

- Nie nakładam kolejnych masek. Raczej próbuję w każdej z granych przeze mnie postaci odnaleźć siebie. Być może jestem tylko materiałem. Tak naprawdę do końca nie wiem, kim jestem i jaka jestem, chociaż dzisiaj jestem bardziej świadoma niż kiedyś. Nie zabiegam o sukcesy, próbuję ocalić własną niezależność. Nie każda rola zostawia w człowieku ślad. Myślę, że Kate ze "Zbombardowanych" należy do ról, które zostają w aktorze bardzo długo.

Jacek Wakar
Dziennik
13 czerwca 2009

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia