Elementarne niezrozumienie

"Lot nad kukułczym gniazdem" - aut. Ken Kesey - reż. Maja Kleczewska - Teatr Nowy w Poznaniu

Gdy dowiedziałem się, że Teatr Nowy w Poznaniu wystawia „Lot nad kukułczym gniazdem", w dodatku w reżyserii, moim zdaniem genialnej Mai Kleczewskiej, byłem, nie boję się użyć wielkich słów, wniebowzięty. Autorka dobrze znana poznaniakom, to pod jej dyrekcją powstały dwa ''behemoty", jak lubię je nazywać; twory genialne i jedyne w swoim rodzaju.

Mowa oczywiście o sztukach: "Ulisses" oraz "Hamlet", przygotowanych dla konkurencyjnego Teatru Polskiego w Poznaniu. Oczekiwania były więc duże i wciąż rosły, gdyż po raz pierwszy miałem zobaczyć twór Kleczewskiej klasycznie na scenie (wcześniejsze sztuki wymykały się tym ramom). A jeśli tego było mało, poczucie „to nie może się nie udać" zwiastowała sama fabuła na podstawie powieści o tym samym tytule autorstwa Kena Keseya oraz podświadome łączenie sztuki z filmem z '73, który przecież z marszu dołączył do klasyki kina.

Zrozumiałe więc, że szedłem na spektakl z nastawieniem doświadczenia czegoś, pozostając przy nomenklaturze chrześcijańskiej, boskiego, wykraczającego poza ramy profanum. Moi kochani czytelnicy, jakże się tego dnia pomyliłem. Wszystkie założenia i pewniki zawaliły się jak domek z kart — coś poszło nie tak.

Kleczewska, moim zdaniem, nie zrozumiała, w czym tkwiła moc poprzedników: książki, jak i filmu, w głównej mierze filmu. Chodzi mi o lubialność głównego protagonisty. Jacka Nicholsona w roli McMurphy'ego po prostu się lubi, współczuje się temu pokręconemu wariatowi - nie wariatowi. Kibicuje się mu na dobre i na złe. Niestety, nie da się tego powiedzieć o McMurphyim w wykonaniu Danieli Popławskiej. Zarówno Kleczewska, jak i sama aktorka, nie zrozumiały motywu lubialności, co skutkuje postacią niepoważną. Postacią, która irytuje, jest grubaśna; jej żarty wzbudzają politowanie, a sposób ekspresji wywołuje niekontrolowaną niechęć. Nie pomaga strój; zadłuża reggae koszulka, do pary z reggae czapką, potęgując poczucie braku powagi, a nawet niezamierzonej, w moim odczuciu, groteski. Chcę przez to powiedzieć, że chodzi mi o sposób ukazania McMurphy'ego; słowa wypowiadane przez aktorkę pokrywają się z oryginałem i filmem, chodzi tu jedynie o sposób, o obrany model ekspresji. Dla mnie obrany kierunek doszczętnie zniszczył magię, która wydobywa się z tej historii.

Tak więc, to jedno wielkie-małe nieporozumienie rujnuje sztukę całkowicie, pomimo genialności pozostałych elementów. Na szczególną uwagę zasługuje Antonina Choroszy wcielająca się w siostrę Ratched. Buduje postać konsekwentnie, trzyma nas widzów w niepewności; nawet po finale nie wiem i pytam siebie — czy była zła czy mimo wszystko dobra? — wystąpiła wielowymiarowość bohaterki. Nieodzowne jest poczucie, że ta postać ma swoją historię przed scenami, których byliśmy świadkami w trakcie spektaklu, jak i poczucie, że jej historia będzie trwać dalej, nawet po opadnięciu kurtyny.

Na wzmiankę zasługuje również aktor młodszego pokolenia, w którym to ze spektaklu na spektakl wyczuwam coraz większe pokłady geniuszu i wybitności, która, moim zdaniem, może tylko eskalować. Mowa o Bartoszu Włodarczyku wcielającym się w Billego; ważna rola i moim zdaniem trudna, lecz Włodarczyk spisał się na pięć gwiazdek. Nie było na scenie aktora, był tylko Billy, chłopiec o zwichrowanej psychice.

Zachwyt wzbudza również scenografia Dariusza Libery. Zbudował na scenie szpital, a żeby być precyzyjniejszym, jedną salę szpitalną z detalami godnymi twórców naturalizmu w malarstwie. Piękna i hipnotyzująca przestrzeń, którą wspiera ciekawa gra światłem, za którą odpowiedzialna była sama reżyserka.

Zbliżając się do końca, czy ja w swoim imieniu polecam spektakl? Z szacunku i podziwu do reżyserki chciałbym go szczerze polecić. Jednak nie pozwala mi na to moje credo; błąd w konstrukcji roli głównej jest błędem eliminującym nawet najpiękniejszy wizualnie spektakl, wybitne role drugoplanowe też za wiele nie pomogą. A na pewno nie pomogły w omawianym przypadku. Więc czy polecam? Nie, ale nie oznacza to, że odradzam wizytę w Nowym. Przecież to, że jakiś recenzent pisze wam, że coś mu się nie podoba, nie oznacza, że ma się nie spodobać wam.

Mateusz Nowicki
Dziennik Teatralny Poznań
18 grudnia 2023

Książka tygodnia

Zdaniem lęku
Instytut Mikołowski im. Rafała Wojaczka
Piotr Zaczkowski

Trailer tygodnia