Emanacja zła w służbie feminizmowi

"Diabły" - reż. Agnieszka Błońska w Teatr Powszechny w Warszawie

Myślę, że żaden szanujący się, profesjonalny reżyser, traktujący poważnie swój zawód, nie przyjąłby propozycji pracy w warszawskim Teatrze Powszechnym, który z każdą kolejną premierą stacza się coraz niżej. Bo byłoby to nie tylko dyshonorem dla reżysera, ale też - najoględniej mówiąc - zakwestionowaniem wiedzy merytorycznej, profesjonalizmu i przyznaniem się do amatorstwa i nieuctwa.

Zwłaszcza po wystawieniu przez ten teatr takiej miernoty, pod każdym względem, jak "Diabły". Słowo "artyzm" jest twórcom spektaklu całkowicie obce. Nie mówiąc już o niedopuszczalnych w zawodowym teatrze elementach, jak brak fundamentalnego rzemiosła, czyli podstawowej wiedzy w zakresie warsztatu reżyserskiego i aktorskiego.

Na stronie teatru można przeczytać, iż przedstawienie jest inspirowane opowiadaniem Jarosława Iwaszkiewicza "Matka Joanna od Aniołów". Wspomniana inspiracja jest tylko "hasłowa", bo w spektaklu tekst Iwaszkiewicza został całkowicie przeinterpretowany i wykorzystany stricte propagandowo na użytek ideologii feministycznej, mającej swoje źródło (podobnie jak ideologia LGBT) w neomarksizmie. Cel jest oczywisty i realizowany już wprost, bez żadnej osłony. Chodzi o zakwestionowanie, a następnie obalenie naturalnego porządku świata i przypisanych temu porządkowi ról: kobiety i mężczyzny. Gdy uważnie przyjrzymy się temu, co dzieje się na scenie (pokonując odruch obrzydzenia), widzimy wyraźnie, że reżyser przedstawienia, Agnieszka Błońska, realizując propagandowe postulaty feminizmu, tworzy odrażające (w obrazie i słowie) widowisko, w którym człowiek jest pozbawiony całej sfery duchowej, intelektualnej i emocjonalnej. Ten kadłub, który zostaje z tak okaleczonego człowieka, nie jest zdolny przeciwstawić się niszczącym nurtom zalewającym dziś kulturę, deprawującym ludzkie umysły, sumienia czy poczucie estetyki, wrażliwość.

Obscena i chaos

Ostrze nienawiści owej lewackiej, feministycznej ideologii kierowane jest w spektaklu głównie w stronę ludzi Kościoła katolickiego (m.in. karykatura postaci ks. abp. Marka Jędraszewskiego, obsceniczne pomiatanie stułą księżowską itp.), w polski patriotyzm (m.in. ośmieszanie znaku kotwicy, symbolu Polski Walczącej), wartości konserwatywne, model życia zgodny z naturalnym porządkiem. Obscena masowo wypełnia spektakl Agnieszki Błońskiej - rozebrani do półnaga i całkowicie nadzy aktorzy z tęczowymi opaskami bezładnie biegają po scenie, propagując LGBT, czy obsceniczna sytuacja szydzenia z Ducha Świętego, a także bluźniercza parodia pieśni religijnej "Ave Maryja", znieważanie osoby Matki Bożej, sceny lesbijskie oraz szydzenie przez ukraińską aktorkę z tragedii Polaków - ofiar rzezi wołyńskiej.

"Diabły" w Teatrze Powszechnym nie mają właściwie żadnej spoistej budowy, są bełkotliwym zlepkiem rozrzuconych bezładnie słów i sytuacji, których nie będę tu szczegółowo opisywać z szacunku do Czytelników.

Po obejrzeniu "Diabłów" w reżyserii Agnieszki Błońskiej w Teatrze Powszechnym dochodzę do wniosku, iż dalsze używanie nazwy "teatr" nie godzi się w odniesieniu do tej instytucji. Właściwym miejscem dla takiego widowiska są tzw. domy publiczne z odpowiednią klientelą. Właśnie "klientelą", bo tak została tu potraktowana publiczność. Zwłaszcza mężczyźni zaczepiani na widowni przez aktorki, wysuwające jednoznaczne propozycje, ośmieszani, upokarzani, a mimo to uśmiechający się i z wyraźną chęcią wchodzący w interakcję z aktorkami.

Poza tym spektakl skłania do zastanowienia się nad mentalnością reżyser Agnieszki Błońskiej, która wręcz z upodobaniem odbiera kobietom ich godność osoby ludzkiej (duchowość, intelekt, uczucia) i nurza je w słownych ekskrementach, brudach i wyuzdanym erotyzmie. Przestrzeń intelektualna w tym spektaklu nie istnieje, wszystko rozgrywa się od pasa w dół z silnym, ordynarnym, w wulgarnej formie eksponowaniem narządów płciowych kobiety (projekcja wideo). Odjęcie człowiekowi sfery intelektualno-duchowo-emocjonalnej degraduje osobę ludzką do poziomu instynktu popędu erotycznego, jak u zwierząt. Takie zrównanie człowieka z poziomem zwierzęcia, przekraczanie granic gatunków, było jedną z osi pseudofilozofii neomarksistowskiego ekologizmu (Herbert Marcuse), o czym mówił niedawno w Toruniu w znakomitym wykładzie ks. prof. Tadeusz Guz.

Wreszcie trzeba by zapytać o widzów, którzy tak ochoczo oklaskują tego typu widowisko. Kim są? Ano właśnie publicznością tego teatru, "wychowaną" na takich właśnie pseudoprzedstawieniach. To głównie młodzież. Praca Teatru Powszechnego nad takim właśnie jej uformowaniem zaczęła się właściwie od początku rządów obecnej dyrekcji, czyli Pawła Łysaka. Najpierw odbywało się to drobnymi kroczkami, ale od słynnej "Klątwy" (w reżyserii Oliviera Friljicia) idzie to już pełną parą, bez żadnych osłonek.

I najważniejsze: ten spektakl jest nie tylko bluźnierczą, antypatriotyczną, antypolską i antyreligijną prowokacją, ale ma szersze, niebezpieczne i priorytetowe zadanie: realizuje program nakreślony przez neomarsistowskich aktywistów ideologicznych dotyczący totalnej erotyzacji wszystkich przestrzeni kultury, co ma doprowadzić do kultu popędu seksualnego, którego celem jest uzależnienie człowieka od seksu. To jest ideologia, której celem jest uformowanie nowego człowieka i nowego porządku świata.

Temida Stankiewicz-Podhorecka
Nasz Dziennik
24 lutego 2020

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia