Emocjonalna podróż w zaświaty

„Dybuk" - reż. Maja Kleczewska – Teatr Żydowski w Warszawie

W trudnych czasach zarazy Teatr Żydowski w Warszawie zdecydował się na wprowadzenie repertuaru online. Pierwszą premierą, którą można było zobaczyć na ekranie własnego laptopa stał się spektakl „Dybuk" w reżyserii Mai Kleczewskiej.

„Dybuk" to niewątpliwie jeden z tych spektakli, które nie pozwalają o sobie zapomnieć jeszcze przez długie chwile po opuszczeniu teatru. W tym wypadku po zgaszeniu ekranu komputera. I chociaż żal przejmował, że się tej sztuki nie zobaczyło bezpośrednio z fotela teatralnego, to ogrom emocji i tak dał się we znaki. Bo „Dybuk" to spektakl emocjonalny, trudny, poruszający i wstrząsający. A to dlatego, że dotyka czułych punktów wrażliwości widza. Opowiada o tragicznej miłości, tęsknocie, żalu, przedwczesnej śmierci i generalnie wielkim nieszczęściu młodej dziewczyny. Ale mówi też o holocauście i mogę sobie tylko wyobrazić jakie emocje przeżywałby widz doświadczając sztuki w teatrze, wybudowanym na terenie dawnego getta warszawskiego. Znając z codziennych przechadzek okolicę przy ulicy Senatorskiej czuję dreszcze na myśl, że tam, gdzie ginęły tysiące, aktorzy wypowiadają świadectwa umęczonych. Tak, ten spektakl nie daje zapomnieć o sobie i o tych, którzy niespełna wiek wcześniej umierali za niewinność.

Spektakl jest niczym śnieżna kula, która staczając się ze stromego stoku nabiera prędkości, powiększa się aż wreszcie eksploduje z wielkim hukiem i niemałym rabanem. Tak właśnie wzbiera zatrważające napięcie, stające się dla odbiorcy istną męczarnią. Dramatyczna historia Lei przesiąknięta jest tajemniczym i spirytualnym nastrojem folkloru żydowskiego. Są żydowskie zwyczaje i obrzędy, muzyka, taniec i niematerialna wędrówka do świata zmarłych. Motyw nieboszczyków spiralnie powraca i okazuje się, że krąg dusz, które nie zaznały spokoju po śmierci jest nieskończony.

Genialna gra aktorska potęguje wrażenie nieosiągalności tego, co dzieje się na scenie. Scenografia choć uboga doskonale wkomponowuje się w całość. Jest oszczędna i otwiera przed aktorami szerokie pole do popisu. A tego popisu nie oszczędziła widzom Magdalena Koleśnik w porażająco autentycznej roli Lei. Scena opętania zasługuje na miano wybitnej. Choć takich scen jest kilka, a i doskonałych aktorów nie brakuje. Zdaje się, że każdy dał od siebie cząstkę prawdziwej emocji, dzięki czemu powstał tak prawdziwy i skończony spektakl. Stanowcza rola Henryka Rajfera – Rebe Azriela, szukającego porozumienia z dybukiem cadyka wprowadza napięcie i grozę. Kluczowa scena sądu, gdzie oskarżycielem okazuje się dusza zmarłego nawołuje do refleksji. Na ile pragnienia tych, którzy odeszli są przez nas respektowane? Czy po śmierci ktoś jeszcze zadba na ziemi o naszą wolę i tęsknoty?

Tak niedosięgłe tematy stają się z czasem nieco bliższe. Potem oswajamy się z wizją kontaktu z duszą umarłego. Aż wreszcie dochodzi do momentu, gdy już nie czuć jakiejkolwiek granicy między obydwoma światami.

Maria Markowska
Dziennik Teatralny Warszawa
31 marca 2021
Portrety
Maja Kleczewska

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia