Energia spotkania

rozmowa z Martą Mikułą

Teatry, uczestniczące w festiwalu, dobieramy ze względu na intensywność, z jaką budują spotkania z publicznością. Staramy się zapraszać ludzi, który tworzą sztukę z bardzo ważnego dla siebie powodu: intelektualnego, emocjonalnego, życiowego, takich, dla których sztuka jest rodzajem życiowego wyboru. Wtedy mamy pewność, że ich przekaz jest uczciwy, że jest poszukiwaniem "drogi życia" - mówi Marta Mikuła z Teatru Kana, współorganizatorka Festiwalu "Spoiwa Kultury"

Spoiwa Kultury zaczyna się dziś, ale trzeba go zacząć od Zygmunta.

Zgadza się. Początki...

Podczas tegorocznej edycji festiwalu Zygmunt Duczyński będzie cały czas obecny. Już tylko symbolicznie.

Pewnie mało kto zauważył, że bezimienna do niedawna ulica, która schodzi od Teatru Kana do Odry, nosi nazwę Zygmunta Duczyńskiego. Od długiego czasu myśleliśmy o tym, żeby obecność Zygmunta jakoś zaznaczyć, a nadanie nazwy tej ulicy nie wiązało się z żadnymi właściwie kosztami i komplikacjami. Złożyliśmy wniosek, była uchwała Rady Miasta i ulica ma nazwę. Z tym wszystkim trudno nam się jeszcze oswoić, bo trudno widzieć tabliczkę, a nie Zygmunta.

Przy tej ulicy nikt nie mieszka.

Być może to jest dopiero przestrzeń do zagospodarowania, a być może duchy teatralne, które krążą wokół tego miejsca, mają tu swoje siedlisko. Przy ulicy jest trawnik, na którym nasz festiwal wielokrotnie się rozpoczynał. Teraz też tak będzie.

Ulica jest do zagospodarowania?

To jest gotowa przestrzeń do stworzenia dużej sali teatralnej. Taka sala albo studio teatralne im. Zygmunta Duczyńskiego, to byłoby najcudowniejsze, co mogłoby się wydarzyć... Kiedyś powstała idea rozbudowy Teatru Kana, a nawet projekt zrobiony przez jednego ze studentów architektury. Ale to są duże decyzje i duże pieniądze, to też powinno być związane z systemem myślenia o rozwoju miasta. Trudno powiedzieć, na ile nasza inicjatywa może być kiedykolwiek realna. My tworzymy trochę wirtualne przestrzenie i wydaje mi się, że pewne braki tego miasta, które doskwierają na co dzień, staramy się przynajmniej na czas festiwalu troszeczkę łagodzić. Jeżeli nie ma centrum miasta - staramy się szukać jego serca, jak było na przykład podczas akcji Teatru Strefa Ciszy na pl. Grunwaldzkim, czy podczas "Bitew miejskich" na pl. Żołnierza.

Wielokrotnie na Łasztowni. Była też poważna dyskusja o jej zabudowie, niestety zaprzepaszczona.

Ale niekiedy marzenia się spełniają. Wiele osób pamięta, że kilka lat temu zrobiliśmy koncert muzyki poważnej na parkingu przy Komendzie Wojewódzkiej Policji, przypominając, że kiedyś stał tam Konzerthaus. No i teraz jest tam plac budowy, powstaje nowa filharmonia.

Tamten koncert zbiegł się z działaniami różnych grup, które też chciały budowy filharmonii.

Jest pięknie, kiedy różne działania zbiegają się z ogólną atmosferą, z myśleniem wielu ludzi. Wtedy jest szansa, że coś przerodzi się czasem w jakąś faktyczną realizację.

Ulica ma nazwę bardzo ważną dla kulturowej przestrzeni miasta.

O to nam chodziło. Pamięć jest ulotna, a jeśli jest symboliczny napis, który przywołuje postać człowieka tak ważnego dla miasta, to on może wciąż inspirować.

Od kilku lat festiwal, dawniej Artystów Ulicy, ma nazwę Spoiwa Kultury. Można powiedzieć, że Zygmunt Duczyński był jednym z takich spoiw kultury miasta, tak się zapisał. Co będzie się działo przy uliczce jego imienia w czasie tegorocznego festiwalu?

Dziś o godz. 18 będzie symboliczne otwarcie ulicy. Zaprosiliśmy Andrzeja Boj-Wojtowicza, wieloletniego przyjaciela Zygmunta i Kany, który przez cały festiwal będzie pracował nad muralem "Ulica Zygmunta". Andrzej jest trochę artystą szaleńcem, uwielbia ogromne formaty i ekstremalne wyzwania, jest taką osobowością, która pięknie dopełniała się z osobowością Zygmunta - i emocjonalnie, i charakterologicznie. On dwa lata temu zrealizował projekt "Spotkanie Człowiek - Człowiek", malarski i kulturowy jednocześnie. Namalował portrety ludzi głęboko zanurzonych w różnych duchowych tradycjach, różnych religii i wyznań, a potem, tworząc wystawę, zaprosił ich do domu, do wspólnego stołu i dialogu.

Czy wiadomo, co będzie malował przy ulicy Zygmunta Duczyńskiego?

Jego mural będzie jakoś związany z festiwalem i osobą Zygmunta. Prosił nas, żeby przygotować widzów do tego, że być może kogoś będzie chciał sportretować. Może namaluje jakiś rodzaj metafizycznej karawany? Zebraliśmy troszkę wypowiedzi Zygmunta. Gdy Andrzej będzie malował, rozdamy widzom słuchawki. Patrząc na pracę Andrzeja będą mogli słuchać głosu Zygmunta.

Wróćmy do nazwy: Spoiwa Kultury.

Festiwal zaczął się w 2000 roku głównie od występów artystów ulicy i buskerów. Uważam, że w tamtym czasie to było odświeżające i ważne dla tego miasta, taki rodzaj spotkania - ulicznego karnawału. Nie odżegnujemy się od ulicy, wciąż chcemy otwierać miasto na nowe przestrzenie, ale zmiana nazwy była sygnałem, że już nie o samą ulicę nam chodzi. Stwierdziliśmy, że nazwa Spoiwa Kultury wyraźniej definiuje kierunek naszego myślenia, ponieważ mamy wrażenie, że podstawową siłą i funkcją tego festiwalu jest pewien rodzaj zdarzenia, które dzieje się tu i teraz, gromadząc we wspólnym działaniu ludzi z różnych kultur, miejsc i rodzajów wypowiedzi.

Spoiwa Kultury to wielokulturowość, ale nie tylko wieloetniczność, choć niektórzy tak mogą sądzić. W programie są: Indie, Japonia, Tybet, Rosja, Ukraina, Niemcy, Indonezja.

Wielokulturowość to spotkanie różnych kultur. Ale nie chcemy epatować egzotyką, pokazywać, jak jest kolorowa.

Co jest więc kluczem do tegorocznego festiwalu?

Punktem wyjścia były dla nas słowa Eugenia Barby, twórcy słynnego Odin Teater oraz Międzynarodowej Szkoły Antropologii Teatru ISTA. Barba wspomina, że gdy pierwszy raz zetknął się z hinduskim teatrem Kathakali [na zdjęciu], był on dla niego obcy. Mimo to zdarzyło się coś, co go w tym teatrze wciągnęło, jakiś rodzaj emocji, sztuki aktorskiej, energii przekazu, który pozwolił przekroczyć barierę kulturową i spowodował, że widowisko stało się fascynujące. My też chcemy zapytać, czy istnieje jakiś rodzaj uniwersalnego kodu, jakiś łącznik między ludźmi na poziomie niemal archetypicznym, jakiś przekaz "człowiek - człowiek", niezależny od kultury, czasu i miejsca, który sięgałby istoty egzystencji, tego, co uniwersalne. Intuicyjnie czujemy, że ten głębszy wymiar egzystencji jest, że ludzie różnymi technikami i metodami próbują odpowiadać na podstawowe pytania egzystencjalne.

Wracają Freud i Jung? Dziś, w czasie globalizacji?

Czemu nie? Może jest tak, że pewne rzeczy wracają w nowych kontekstach? Myślę, że nieprzypadkowo w naszych europejskich tęsknotach pojawia się dziś potrzeba sięgania do losu dziadków i pradziadków, do naszych źródeł i źródeł kultury.

Globalizacja ujawnia coraz więcej konfliktów kulturowych.

Dlatego też problem: jak znaleźć to, co wspólne między ludźmi różnych kultur, jest dziś tak ważny. My, idąc za Barbą, ukierunkowujemy się na teatr. Barba, prowadząc swoje poszukiwania przez Międzynarodową Szkołę Antropologii Teatru, próbuje dociec, na ile technika aktorska, pewna zwarta struktura, skodyfikowana forma, przez całe wieki powtarzana, doprowadzona do mistrzostwa i przekazywana przez mistrzów z pokolenia na pokolenie, jest właśnie takim ponadkulturowym rodzajem energii. Barba często budował wielokulturowe widowiska, w których rozdawał role aktorom, reprezentującym różne tradycje. Mogli grać w jednym widowisku i ono mogło być nie tylko zrozumiałe, ale też głęboko poruszające dla widzów.

Jak jeszcze rozumieć wielokulturowość?


To wielość wypowiedzi, zestawienia tradycji i nowoczesności, wielość języków, teatry i grupy bardzo tradycyjne, jak i nowatorskie. Kryterium podstawowym jest jakość artystyczna i pewna intensywność emocjonalna, jaką reprezentują.

Na tym samym festiwalu można więc mówić nie tylko różnymi językami etnicznymi, ale też językami różnych konwencji.

Teatry, uczestniczące w festiwalu, dobieramy ze względu na intensywność, z jaką budują spotkania z publicznością. Staramy się zapraszać ludzi, który tworzą sztukę z bardzo ważnego dla siebie powodu: intelektualnego, emocjonalnego, życiowego, takich, dla których sztuka jest rodzajem życiowego wyboru. Wtedy mamy pewność, że ich przekaz jest uczciwy, że jest poszukiwaniem "drogi życia". Są to duże słowa, ale jeśli ktoś pracuje w danej technice przez wiele lat i poświęca temu z przekonaniem i pasją ogromną ilość czasu, to tak można mówić. Oczywiście, że poruszamy się dość intuicyjne, że nie jesteśmy w stanie zweryfikować wszystkiego. Zapraszamy jakiś zespół, bo czujemy, że warto się z nim spotkać i zmierzyć. Najcudowniejsze na naszym festiwalu są spontaniczne zderzenia, które pewnie nigdzie indziej nie miałyby miejsca, a więc to, co wydarza się "pomiędzy" - pomiędzy artystami, oglądającymi nawzajem swoje przedstawienie i spotykającymi się ze sobą, oraz pomiędzy nimi a publicznością.

Czy chodzi też o spajanie teatru i artystów z miastem i mieszkańcami?

Oczywiście. Ten festiwal wziął się z tego, że czuliśmy w tym mieście ranę. Raną był brak centrum, brak spotkania, rynku, brak poczucia wspólnoty i możliwości jej zbudowania. W naszych działaniach chodzi właśnie o budowanie poczucia wspólnoty to jest permanentny projekt poszukiwania tożsamości miejsca i ludzi. Dlatego w każdej edycji festiwalu przypominamy miejsca i wydarzenia zapomniane: kiedyś był to parking, na którym stał Konzerthaus, potem przestrzeń zaginionej kultury żydowskiej, następnie Łasztownia, Niebuszewo z dramatem powojennych wysiedleń i osadnictwa, pl. Grunwaldzki, gdzie powstał między innymi zbiorowy "Portret miasta" i wielki projekt muzyczny "Orion - muzyka miasta". W tym roku będzie to przestrzeń starej cerkwi przy ul. Wawrzyniaka, która już przestała pełnić funkcje sakralne. Zaplanowaliśmy tam trzy koncerty.

Szczecin ma dużo takich miejsc, które warto przypominać w pamięci miasta.

To jest miasto być może trudne, z bolesną historią, mające spore problemy z tożsamością, ale jest to też miasto wyzwanie, które nie jest gotowe, które warto odczytywać, bo wciąż jest rodzajem zagadki. Toteż była inspiracja dla naszego festiwalu.

Spoiwa Kultury to więc trzy dni spotkań teatru z miastem.

Chodzi o ten rodzaj energii, która tworzy się i buduje przy każdym takim spotkaniu. O to walczymy, nikogo z tej energii nie chcemy wykluczać i dlatego bardzo staramy się o to, żeby wydarzenia festiwalu byty otwarte i bezpłatne, żeby były wspólnym świętem, dialogiem. Mam wrażenie, jakby tegoroczny festiwal miał - by tak rzec - trzy nogi. Pierwsza to inspiracje dokonaniami Eugenia Barby i poszukiwanie spotkania z "innym", druga -to co zawsze nas "kręci", teatr rosyjski - widowiskowy fajerwerk, ale też bolesna diagnoza współczesnego człowieka, który się pogubił w chaosie rzeczywistości. I jest trzecia noga, maleńka - "małe narracje", spektakle kameralne, w których chodzi o dociekanie prywatnej tożsamości.

A więc zapraszamy na festiwal.

Bogdan Twardochleb
Kurier Szczecinski
9 lipca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia