Epopeja gangsterska, czyli historia pewnego banku

"Frank V" - reż. Rudolph Straub - Teatr Rozrywki w Chorzowie

„Frank V" (oryginalny tytuł brzmi „Frank V. Opera banku prywatnego") to dramat skreślony napisany przez Friedricha Dürrenmatt'a, szwajcarskiego dramaturga, prozaika oraz teoretyka teatru, w 1959 roku. Całą jego twórczość cechuje groteskowe obrazowanie świata, deformowanie rzeczywistości oraz wplatanie filozoficznych wątków w prozę życia. Wymienione powyżej elementy zostały także zawarte w treści premierowej sztuki, którą chorzowski Teatr Rozrywki zainaugurował nowy sezon teatralny.

W Polsce dramat ten wystawiano już kilka razy , m.in. trzykrotnie w 1962 roku, kiedy to reżyserii podjęli się: Jerzy Jarocki, Jerzy Goliński oraz Konrad Swinarski, czy w 2008 roku- za sprawą Krzysztofa Babickiego. Wersja zaprezentowana na deskach Teatru Rozrywki różni się od poprzednich środkami artystycznego wyrazu oraz zastosowaną technologią inscenizacyjną, gdyż jak przystało na „wiek ekranów", wykorzystano tutaj mnogość telebimów, na których wyświetlano kursy walut, zegary, wykresy giełdowe, czyli wszystko to, co można znaleźć w prawdziwej instytucji finansowej. Pojawiły się także wizerunki drapieżnych zwierząt takich jak: orzeł, czy pantera – czyżby były to herby drapieżnych łupieżców bankowych? Co więcej, zastosowano także projekcje nagrań wideo „na żywo" z bankietu organizowanego po przejęciu banku przez dzieci Franka V.

Scenografia to zdecydowanie najmocniejszy element spektaklu. W jednej z pierwszych scen bankierzy, przedstawiając się publiczności, tańczą na tle bryły imitującej front Banku Frank. Dzięki odpowiedniemu oświetleniu, przeszklony gmach przypomina lustro zwielokrotniające liczbę pracowników instytucji finansowej, przypominających armię uzbrojonych i wyszkolonych żołnierzy-gangsterów. Na uwagę zasługuje scena rozgrywająca się na cmentarzu, gdzie tłum hipokrytów o wątpliwej moralności żegnał zmarłego Franka V, twórcy imperium bankowego. Scenografia została utrzymana w estetyce typowej dla obrazów amerykańskiego reżysera Tima Burtona, znanego z takich produkcji jak np. „Jeździec bez głowy" czy „Edward Nożycoręki". Widok mrocznej nekropolii przepełnionej nagrobkami pokrytymi mchem i subtelną mgła, typową dla filmów grozy budzi skojarzenia m.in. z „Gnijącą Panną Młodą". Dodatkowo, światło padające z góry na scenę układa się w kształt złocistych liści, pokrywających jesienią cmentarne alejki. Co więcej, rozproszone, cienkie snopy światła przypominają nieco promienie z malarskich obrazów i barokowych rzeźb przedstawiających ekstazę (np. „Ekstaza św. Teresy") bądź wniebowzięcie świętych. Scena ta stanowi malowniczy kadr, którego nie powstydziłby się Pieter Lastman, Rembrandt van Rijn czy Jan Vermeer van Delft, gdyż podobnie jak wymienieni, scenograf Paweł Dobrzycki maluje światłem niezapomniane obrazy. Na uwagę zasługują także kostiumy, szczególnie te noszone przez żałobniczki uczestniczące w pogrzebie, stworzone przez Dorotę Roqueplo. Niemal każda z pań ozdobiła swą głowę wymyślnym kapeluszem, idealnie dopasowanym do sukni. Interesująca wydaje się także kreacja dzieci Franka V, których strój, zakrawający na styl gotycki, wyrażał zbuntowaną młodzieńczą naturę.

Scena, w której pracownicy banku wraz z szefostwem zgromadzeni są dookoła stołu, snują plany zamknięcia instytucji  i ucieczki z powierzonymi im milionami do odległych kurortów, co tym samym pogrąży w ruinie oraz skaże na życie w nędzy klientów banku, przywodzi na myśl kadr wycięty z spektaklu teatru tańca „Green Table" z 1932 roku wyreżyserowanego przez niemieckiego choreografa Kurta Jooss'a. W tym to filmie przywódcy największych państw decydują o losie milionów ludzi wydając wyrok i rozpoczynając wojnę. W sztuce brakuje już tylko zielonego obrusu, lecz wydźwięk jest podobny. Oto bankierzy-gangsterzy ważą w swych rękach los osób, które powierzyły swe oszczędności renomowanej firmie  o dwustuletniej  tradycji, niczym przywódcy świata z pierwszej połowy dwudziestego  wieku, decydujący o wojnie i pokoju przy zielonym, przypominającym miejsce do gry, stoliku. Życie ludzkie i przyszłość instytucji jest jedynie igraszką gangsterskiego światka.

Choć dramat „Frank V" reklamowany jest pod szyldem komedii, to jednak do komedii wiele mu brakuje. W rzeczywistości jest tragikomedią. O ile pierwsza część utrzymuje napięcie, cechuje się niezłą grą aktorską, dobrym warsztatem wokalnym oraz scenografią pełną przepychu, to o drugiej można powiedzieć, że im dalej, tym nudniej. Odnosi się także wrażenie, że niektóre sceny epatujące komizmem zostały umieszczone w scenariuszu nieco na siłę, ponieważ brak motywacji dla ich zaistnienia. Dotyczy to przede wszystkim momentu, w którym Frank V siedzi w pokoju ozdobionym podobiznami jego przodków i wertuje książki, podśpiewując sobie piosenki ułożone na cześć założycieli swego rodu, czy też sceny, w której śpiewa, aby przynieść ukojenie konającemu przyjacielowi-księgowemu, w momencie, gdy Otylia wstrzykuje mu śmiercionośną truciznę. Jednak, i w tej części, pomimo licznych mankamentów, można odszukać i coś pozytywnego, czyli obraz o dużych walorach estetycznych, jak na przykład scena śmierci Franka V, który ginie w płomieniach, w bankowej piwnicy.

„Frank V" to kolejna duża produkcja chorzowskiego Teatru Rozrywki, która prawdopodobnie przyciągnie wielu widzów, gdyż operująca groteską opowieść o bankowym gangsterskim świecie piętnuje przywary najczęściej komentowanych instytucji (liczne afery związane z parabankami), ukazując związki łączące banki z wielkimi magnatami finansowymi, którzy działając bez skrupułów, dążą do pomnożenia swoich dochodów. Motorem napędowym ich działań jest wyłącznie żądza posiadania. Dodatkowo, bogata scenografia urzeka pomysłowością oraz reżyserią świateł, pozwalającą uzyskać interesujące efekty wizualne wyłącznie za pomocą precyzyjnego operowania scenicznym oświetleniem.

Szwajcarski dramat w sposób satyryczny próbuje obnażyć mechanizmy rządzące sferą finansjery oraz powiązania władzy państwowej z finansowymi elitami. Przedstawia także zmiany pokoleniowe zachodzące w dziedzinie zarządzania instytucjami. Wraz z wybraniem  nowego szefa banku, po śmierci Franka V, jego syn wprowadza liczne reformy mające na celu modernizację instytucji. Przesłanie płynące z dramatu Dürrenmatta? Można rzec, że stary świat odchodzi w zapomnienie, lecz przestępczość kwitnie. Aczkolwiek nowocześni gangsterscy bankierzy stosują już zgoła odmienne metody i mają niewiele wspólnego z zabijaniem. Oni już nie brudzą sobie rąk krwią, lecz wzbogaceni w wiedz zdobytą na najlepszych uniwersytetach, miast na pistolety, toczą potyczki na gruncie prawa, knując i wyszukując kruczków prawnych pozostawiających otwartą furtkę dla ich machlojek.

Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
5 października 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...