Faceci mają kompleks Odysa
rozmowa z Grzegorzem JarzynąGrzegorz Jarzyna inauguruje sezon Europejskiej Stolicy Kultury w Essen spektaklem "Areteia" według "Odysei"
Rz: Historię rodziny antycznego Odysa można opowiedzieć w prosty sposób: ojciec wyjechał na wojnę, wokół jego żony Penelopy pojawiło się wielu adoratorów, syn Telemach cierpi z powodu rodziców, nie może się odnaleźć. A co pana zainteresowało?
Grzegorz Jarzyna: Odys to postać, z którą wiąże się kanon męskości. W starożytności homerycki bohater stał się wzorem męskich cnót – odwagi, skuteczności. Ale także przebiegłości. Wymyślił przecież konia trojańskiego, a dzięki niemu Grecy dostali się do miasta i nocą dokonali rzezi. Ten podstęp i także mord zalotników żony Penelopy wyniosły go na ołtarze historii.
Stał się wzorem mężczyzny, ale wywołał też dramat rodzinny.
Dlatego chciałem spojrzeć na "Odyseję" z perspektywy żony Penelopy i syna Telemacha. Jak wiadomo Odysa nie było w domu przez 20 lat, ale tylko dziesięć spędził pod Troją, resztę – razem z boginiami Kirke i Kalypso. Powrót i spotkanie po latach jest zderzeniem zmienionej świadomości bohaterów – ich czas płynął inaczej. Zainteresowało mnie, co Odys ma do powiedzenia swojemu synowi, który nie może go pamiętać. Jak po latach odnajduje się wśród najbliższych.
Rzecz dzieje się współcześnie. Czy mimo wieków tradycji chrześcijańskiej antyczne wzorce okazały się silniejsze?
Nasi chrześcijańscy przodkowie także zabijali w imię Boga. To chyba kwestia męskiego genotypu, który jest odporny na czas.
W pana tekście bogowie się skarżą, że ludzie mieszają ich do swoich porachunków.
Z uczłowieczaniem bogów wiąże się tragiczny paradoks: bóg upodobniony do człowieka staje się śmiertelny, w "Królu mrówek" Zbigniewa Herberta antyczni bogowie się skarżą, że nikt już ich nie wielbi, bo zbytnio upodobnili się do ludzi.
Gdzie jeszcze szukał pan inspiracji do teatralnego scenariusza?
Tekstów o Odysie są tysiące, ale moją uwagę zwrócił przede wszystkim "Powrót Odysa" Stanisława Wyspiańskiego – wyjątkowy na tle światowej literatury. Pokazuje, że Odys wyszedł z domu naznaczony ojcowską klątwą, skłócony z Leartesem, co zaciążyło na jego życiu i losach.
Pogłębił pan ten wątek, pokazując, że duch wojny rodzi się w rodzinie, jeśli jej relacje zatruwa konflikt ojca i syna.
Spór rozgrywa się pomiędzy trzema pokoleniami: Leartesem, Odysem, Telemachem, czyli dziadkiem, ojcem i synem. Homer napisał, że cnotą syna jest przewyższyć ojca, być lepszym od niego. To źródło zaciętości i morderczej rywalizacji.
Co z kobietami?
Odys, mitologizując swój męski świat, chce obcować tylko z boginiami: piękna – Kirke i Kalypso, albo wojny – Ateną. Penelopa jest skazana na towarzystwo frajerów. Odyseusz chce tylko kobiet pomnikowych – nadzwyczajnie pięknych bądź niewyobrażalnie niebezpiecznych. Nie wystarcza mu rywalizacja z mężczyznami.
Dziś panowie znajdują spełnienie swoich chorobliwych ambicji głównie w polityce i biznesie.
Właściwie można zacząć mówić o kompleksie Odysa. Kreują sztucznych bogów, którzy są potrzebni jako alibi w nieczystej grze.
To jaki, pana zdaniem, powinienem być normalny mężczyzna?
Otwarty na świat. Umiejący zwyciężać, ale i rezygnować.
A pan potrafi?
Ja? Ja nic nie potrafię! Pływam gdzieś. Nawet, nie wiem gdzie...
Chyba jest pan Odysem, od 20 lat wciąż w podróży. Sprawdza się pan?
To nie są podboje. Pokazuję spektakle.
Potrafiłby pan prowadzić osiadły tryb życia?
Odkąd zacząłem podróżować, ciągle mnie gdzieś ciągnie. Pewnie takie jest moje przeznaczenie.
Jak długo udaje się panu wytrzymać w jednym miejscu?
Niedługo. Dużo podróżuję ze spektaklami, często reżyseruję za granicą. Teraz jest mi łatwiej, bo pracuję z życiową partnerką Jacqueline Sobiszewski. Mamy podróżnicze natury i tam, gdzie jesteśmy – jest nasz dom. Rozmawiamy o koncepcji przedstawień. W Zagłębiu Ruhry towarzyszy nam także polski zespół wyjątkowych ludzi, w tym aktorzy – Kasia Herman, Sandra Korzeniak, Jan Peszek i Marcin Czarnik, bez których moja teatralna podróż byłaby niemożliwa.
Czy myśląc o relacjach między Leartesem, Odysem i Telemachem, inspirował się pan rodzinnymi doświadczeniami?
Nie. Ale to ważny temat powojennej Europy. Myślę, że agresja, chęć dominacji, dążenie do uzależniania, przez nasze pokolenie, obecnych czterdziestolatków, były dziedziczone od ojców i dziadków. Nieświadomie. Zdaliśmy sobie z tego sprawę dopiero jako ludzie dorośli. W wieku średnim pomaga to zrozumieć młodsze pokolenie i patrzeć na świat z perspektywy syna. Inaczej dochodzi do dramatów.
A reżyser powinien być dla aktorów ojcem sprawiedliwym czy dominującym, wampirycznym?
Trudno porównać rolę reżysera i ojca. Artysta się odsłania, dąży do szczerej wypowiedzi. Zależy mi na tym, żeby była mocna i dotarła do widzów, bo wierzę, że może być dla nich pomocna, zmienić coś istotnego w ich postrzeganiu rzeczywistości.