Facet z goździkiem

"Facet mojej żony" - reż. Natalia Fijewska-Zdanowska - Teatr Młyn w Warszawie

Spektakl "Facet mojej żony" w reżyserii Natalii Fijewskiej-Zdanowskiej to przewrotna historia wielkiej miłości - jednostronnej, niedostrzeżonej i niedocenionej.

Scena rozświetla się i oczom widzów ukazuje się siedzący na ławeczce przeciętny facet; jeden z tych, których obojętnie mijamy na ulicy. To on zaczyna snuć opowieść o sobie i o "kobiecie wyzwolonej", którą poślubił. Prowadzi swój monolog tak umiejętnie, że widzom wystarcza jedynie kilka minut, by zupełnie oderwać się od rzeczywistości i z zapartym tchem śledzić losy jego opowieści. Nasz bohater pracował kiedyś jako kanalarz i wtedy to zakochał się w pewnej uroczej pracownicy sklepu... Błaha z pozoru historia zaczyna niczym lustro odbijać prawa rządzące naszym społeczeństwem.

Wraz z rozwojem spektaklu zaczyna nas dręczyć niepokojąca myśl, że nie wystarczy być partnerem idealnym, by zapobiec pojawieniu się "tego trzeciego". Główny bohater zdaje się swoim przykładem potwierdzać taką tezę. Mimo, iż spełnia wszystkie zachcianki swojej żony, nawet te najbardziej niedorzeczne, przy tym nie zadaje pytań, staje się jedynie talerzem w jej serwisie - wymienianym zgodnie z nastrojem. Zakochany bez pamięci nie dopuszcza myśli o zdradzie. Niestety pewnego dnia musi stawić czoła prawdzie, bo kochanek żony wprowadza się do jego domu...

"Facet mojej żony" w interesujący sposób wpisuje się w modny ostatnio dyskurs gender. Fijewska-Zdanowska inteligentnie tekst interpretuje i gra ze stereotypem. W jej spektaklu dochodzi do odwrócenia tego, co przyjęło się brać za męskie i żeńskie. Zanegowany zostaje tradycyjny podział obowiązków - tutaj to mężczyzna wykonuje polecenia żony, rezygnuje z pracy i zaczyna się opiekować dzieckiem. Ta zmiana prowadzi jednak do zaburzenia porządku. Mężczyzna, może nieco nieudolny, ale jednak zawsze mężczyzna, staje się dzieckiem. Zaczyna jeść kaszkę bez przypraw, co w metaforyczny sposób pokazuje, że zaczyna tracić smak życia. Jest bezbronny i potrzebuje, żeby ktoś za niego decydował.

Monodram w wykonaniu Sławomira Packa nie jest spektaklem melancholijnym czy monotonnym. Wręcz przeciwnie, dzięki umiejętnemu rozłożeniu akcentów komicznych i tragicznych udaje się nie znudzić i nie zmęczyć widza.

Niezwykle sprzyjająca dla aktora była mała scena i odpowiednie oświetlenie, które pozwoliły wykreować atmosferę intymnego spotkania. Jedynym rekwizytem był czerwony goździk, tworząc piękną klamrę kompozycyjną monodramu; opowieścią o kwiecie Pacek zaczyna i kończy spektakl.

Nam zostaje pamiętać - jak mawiał van Gogh - że czasami "kochać, to także umieć się rozstać".

Justyna Piechota
Teatr dla Was
20 grudnia 2012

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia