Fałsz i obscena
"Mein Kampf" - reż. Jakub Skrzywanek - Teatr Powszechny w WarszawieTrwamy w okresie Wielkiego Postu. W naszej Ojczyźnie jest to czas szczególny. I nie tylko dla katolików. Nawet Polacy, którzy są agnostykami albo w ogóle niewierzącymi, zdają sobie z tego sprawę i traktują ten czas na zasadzie wielowiekowej tradycji.
Spoglądając zaś na repertuary teatrów, to - poza nielicznymi wyjątkami - nie tylko nie ma żadnego odzwierciedlenia tego wyjątkowego okresu, ale bywa wręcz odwrotnie. Skala obrazoburstwa, bluźnierstwa, obsceny, propagowania dewiacji, ataków na Kościół, ośmieszania i dyskryminowania katolików (którzy przecież w Polsce są większością, a nie mniejszością), wcale się nie zmniejszyła. A niektóre teatry jakby wręcz specjalnie w czasie Wielkiego Postu prezentują swoje premiery, w których uczucia religijne katolików są wyszydzane. I cóż z tego, że obrażanie uczuć religijnych jest w Polsce penalizowane? Podobną postawę jak wobec uczuć religijnych większość teatrów zajmuje względem uczuć patriotycznych, naszego dziedzictwa narodowego. Patriotyzm, słowo "narodowy" w teatrze najczęściej są postrzegane jako nacjonalizm równoznaczny z faszyzmem.
Zgrane klisze
Najnowsza premiera w warszawskim Teatrze Powszechnym (znanym głównie z "Klątwy"; spektakl ten mimo protestów nie został zdjęty z repertuaru) "Mein Kampf" jest adaptacją książki Adolfa Hitlera. Po co wyciągnięto tę grafomańską pozycję? Ano z dwóch powodów: po pierwsze po to, aby pod historycznym "kostiumem" ukazać "faszystowską" Polskę, "faszystowskich" Polaków i "faszystowskiego" wodza. A skoro w naszym kraju rozwija się faszyzm, no to konsekwencje można przewidzieć. Toteż nie należy się dziwić, że spektaklem bardzo zainteresowane są przede wszystkim media izraelskie, a także środowiska żydowskie w USA. Zresztą reżyser Jakub Skrzywanek nie miał żadnych skrupułów, by w związku z premierą "Mein Kampf" udzielić wywiadu izraelskiemu pismu "Jerusalem Post", w którym atakuje się Polskę i wypisuje o niej brednie. Z kolei sam dyrektor Teatru Powszechnego Paweł Łysak ochoczo udziela wywiadu dla "New York Times'a", informując amerykańskiego czytelnika, że ideologia faszystowska znajduje w Polsce akceptację. Dlatego wystawił ten spektakl ku ostrzeżeniu. Po prostu brak słów. Tu już nie można podpierać się wolnością artystyczną, bo jest to zdrada, zaprzedanie własnego kraju, na czym cierpi wizerunek Polaków.
Powtórka z "Klątwy"
Drugą przyczyną, dla której wyciągnięto ten zatęchły tekst Hitlera, jest chęć kolportowania kłamstwa, że za nazizm, faszyzm odpowiedzialny jest Kościół katolicki, my, katolicy, wszak Hitler pochodził z rodziny chrześcijańskiej, katolickiej. Zatem idąc za ideologiczną tezą reżysera, gdyby nie katolicy, nie byłoby antysemityzmu. Uwiarygodnianiu tego chorego założenia służy zawieszony na ścianie wielki obraz Matki Bożej Jasnogórskiej, pod którym członkowie rodziny Hitlera spożywają obiad i pienią się z nienawiści do innych. Tak tworzył się faszyzm - chcą nam powiedzieć reżyser Jakub Skrzywanek i dramaturg Grzegorz Niziołek. I w niecny sposób wykorzystują do tego obraz Matki Bożej. Warto przypomnieć, iż Jakub Skrzywanek był asystentem Olivera Frljicia przy realizacji "Klątwy". "Main Kampf" w stylu, w prowadzeniu narracji i budowie scen jest powtórką "Klątwy". Spektakl rozpoczyna kuriozalna scena, która w tym teatrze nie powinna dziwić: dwoje aktorów, Natalia Łagiewczyk i Oskar Stoczyński, obnażają się, wypowiadając swoje kwestie, co zamiast wygwizdania przez widzów, powoduje chichoty. Zakończenie jest nieco inne, ale w podobnym stylu i na podobnym poziomie, albowiem w trzecim akcie pojawiają się aktorzy przebrani za dziwne monstra i niemal cały czas imitują akt seksualny.
Między początkiem i końcem spektaklu pojawiają się nudne tyrady polityczne, jakaś szopka z karykaturami m.in. Jarosława Kaczyńskiego, nie wiedzieć dlaczego Klara Bielawka biega nago po scenie (jak niemal w każdym przedstawieniu), itd., itd. O stronie artystycznej nie ma co mówić, bo tej tu nie ma.