Fantazy przestaje marzyć
"Niepoprawni (Fantazy)" - reż. Maciej Englert - Teatr Współczesny w WarszawieRzadko się zdarza, aby w tym samym czasie w dwóch teatrach warszawskich można było zobaczyć różne inscenizacje tego samego dramatu z kanonu polskiej klasyki. Dla teatromanów to gratka.
Taka okazja właśnie się nadarzyła, pewnie z okazji jubileuszowego roku teatru narodowego, bo "Fantazy" Juliusza Słowackiego trafił najpierw na afisz Teatru Powszechnego (w reżyserii Michała Zadary), a teraz do Teatru Współczesnego (w reżyserii Macieja Englerta). O ile pierwsze przedstawienie mogło dowodzić, że czas Słowackiego bezpowrotnie przeminął, o tyle to drugie, choć bardziej w formie tradycyjne, dowiodło, że jest przeciwnie, że językiem Słowackiego nadal można się świetnie porozumieć.
Cała scena i widownia Teatru Współczesnego tonie w krzewach, dzięki czemu wydaje się, że jest wielokrotnie większa niż naprawdę. Wykorzystany został każdy skrawek wolnej przestrzeni na sali teatralnej, aby dworek Respektów i jego okolice zagarnęły publiczność. Nawet okna, wychodzące na zewnątrz budynku teatralnego, zostały zaprzęgnięte do scenografii. Ale przecież nikt nie udaje, że to nie jest teatr. Przeciwnie, to dekoracja, demonstracyjna i sztuczna, tak jak sztuczne są sielskie ogrody, a nawet sztuczne łabędzie, którymi próbuje olśnić swoich gości hrabina Respektowa (Agnieszka Pilaszewska), bacząca, aby wszystko układało się po jej myśli. Maciej Englert w swojej inscenizacji "Fantazego", który we Współczesnym idzie pod tytułem "Niepoprawni", jaki nieukończonej komedii (?) Słowackiego nadał jej pierwszy wydawca, pokazuje, czym była i jest ta sztuka.
Niepoprawni, to znaczy, że nic ich nie uleczy, wciąż tacy sami. Tak więc spektakl, zgodnie z intencją poety, to zjadliwy portret romantycznej pozy, a może nawet wszelkiej pozy, maski, udania, zastępującego życie. Prawdziwy w tym udrapowanym świecie jest tylko szlachetny Major (znakomita rola Janusza Michałowskiego), bo już nie Jan (Mateusz Król), zamaskowany w sołdacie polski rebeliant, który w chwilach uniesień chyba bezwiednie dla siebie samego staje się kopią romantycznych herosów.
W tym "Fantazym" zagrano nawet sceny uznawane za szkice, zwykle pomijane w wystawieniach dramatu. Jest tu nastrojowa burza a la Szekspir, sugestia zabłąkanych duchów i stary hrabia Respekt, strzegący dawnych wartości strażnik tajemniczej skrzyni i dawno nieużywanych szabel. Wszystko to tylko oprawa, pozłotka, bo pod spodem toczy się bezwzględna walka o przetrwanie. Respektowie walczą o życie, a Fantazy i Idalia bałamucą się, dając upust swoim poetyckim wzlotom. Na koniec świat przychodzi do porządku, ale maski nałożone są jeszcze szczelniej. Kiedy Respektowie nagle otrzymują spadek (cóż za triumfalny okrzyk, dekonspirujący rzeczywiste sprężyny akcji wydaje wtedy Krzysztof Wakuliński, jako hr. Respekt), mogą od nowa udawać wielkie państwo, któremu wcale nie zależy, aby córkę sprzedać za dobre pieniądze.
Cała ta drapieżna, acz komediowa opowieść, została pokazana we Współczesnym stylowo z uwzględnieniem wielkiej tradycji teatralnej. Nawet, jeśli nie wszystkim aktorom, zwłaszcza młodzieży udało się dorównać przednim kreacjom Pilaszewskiej, Michałowskiego i Wakulińskiego. Michał Mikołajczyk jest jednak na najlepszej drodze, aby wyszlifować rolę Fantazego. Może jeszcze legendarna kwestia "Duchowi memu dała w pysk i poszła" w jego ustach nie brzmi tak głęboko, jak to mówił przed laty Jan Kreczmar do Elżbiety Barszczewskiej (w pierwszej realizacji po wojnie w Łodzi, 1945) czy Mieczysław Milecki do Ewy Krasnodębskiej (w Teatrze Narodowym, 1960). Ale rola Fantazego leży na nim jak dobrze uszyty kostium. Najpewniej stanie się nie tylko kostiumem, ale integralną całością, skoro już teraz sprawia bardzo dobre wrażenie, podobnie jak Idalia (Katarzyna Dąbrowska) czy Rzecznicki (Rafał Zawierucha).
Wielkim zwycięstwem tego spektaklu jest przywrócenie wiary w język Słowackiego, jego sens i melodię, rytm, tak niemiłosiernie zachwianą w niedawnym spektaklu "Fantazego" w Teatrze Powszechnym. Widać jak poeta biegle władał bronią ironii, demaskując przed Wyspiańskim "strasznie polskie miny". Doceni to nawet Fantazy Dafnicki i przestanie bujać w obłokach.