Farsa w strzępach

"Opera gospodarcza...", Teatr im. Kochanowskiego w Opolu

Muzyczno-słowne przepychanki, puste deklaracje, podsłuchy i korupcja, walki o wpływy między krętaczami różnej maści a wszystko zanurzone w modnej, postmodernistycznej papce - to właśnie serwuje parateatralny spektakl Moniki Strzępki "Opera gospodarcza dla ładnych pań i zamożnych panów" w Teatrze Kochanowskiego w Opolu.

Duet Strzępka-Demirski przywraca do scenicznego życia postacie brechtowskie w uwspółcześnionej, przerysowanej formie. Na scenie, od samego początku panuje chaos. Aktorzy na scenie robią ostatnie próby, śmieją się, żartują. Kilkuosobowy zespół stroi instrumenty. Scenografia wygląda tak, jak gdyby była jeszcze niegotowa - porozrzucane wszędzie kartonowe pudła, o które w ciągu całego spektaklu będą potykać się aktorzy. Ściany pozalepiane plakatami jak na ulicznych murach. Plakatami szczególnymi, bo przedstawiającymi głodujące dzieci afrykańskie, opatrzone podpisem: ,,Śpijcie spokojnie – one już nie żyją” oraz pytaniem o cenę biletu do teatru - co miało wywołać, bezcelowe, jak się później okazuje, poczucie winy. 

Tak samo jak w ,,Operze żebraczej” Gay’a, czy ,,Operze za 3 grosze” Brechta, które posłużyły tutaj za inspiracje, mamy do czynienia z satyrą na warstwę burżuazji naszych czasów. Jej przedstawicielami są w tym przypadku mieszczanie, którzy dorobili się na akcjach charytatywnych. Trudno z nimi sympatyzować, a tym bardziej się identyfikować: Pitchum (Mirosław Bednarek), główny bohater, jest szczególnie irytujący, jego córka, Polly (Judyta Paradzińska) naiwna i głupia ze swoim nałogiem pomagania innym, a matka (Ewa Wyszomirska), w swoim snobizmie, niezwykle prostacka. I nie byłoby nic niewłaściwego w skonstruowaniu takich indywiduów, gdyby tylko miało to jakiś wpływ na znaczenie sztuki. Tymczasem mamy okazję do coraz większego dystansowania się: z widowni rozlegają się głosy niezadowolenia dwóch aktorów, którzy w charakterze widzów ingerują w przebieg akcji, pod pretekstem, że to przecież teatr za ich podatki. Bawią przy tym prawdziwą widownię, która nieuważnie, z chwili na chwilę, daje się nabrać na tę farsę teatru. Takich ludycznych chwytów jest więcej - pośród widowni kręci się „ukraińska sprzątaczka” (Beata Wnęk-Malec) rozdająca zdjęcia swojego zaginionego dziecka, Pitchum rzuca dolarami, jego żona proponuje usługi seksualne, a wszystko to nie uchodzi komentarzom coraz bardziej rozbawionych pań i panów na widowni. 

Przy dojmującym poczuciu braku sensu całej tej farsy o rywalizacji mafii i prosperity, wykorzystywaniu chorych dzieci, nie można odmówić zespołowi świetnego aktorstwa. Broni się przewrażliwiona na krzywdę, upośledzona społecznie Polly Paradzińskiej, imponuje trudność poprowadzenia roli Pitchuma w wykonaniu Mirosława Bednarka. Jednak namnożone w spektaklu symbole, które miały naświetlić społeczne problemy, nużą i w tym śmietnisku pustych form nie uzmysławiają widzowi tego, co zamierzone. 

Po spektaklu, oprócz zniesmaczenia, pojawia się pytanie: po co? Prowokacja - jeśli ma zachwiać zastany porządek i sprowokować do myślenia - nie może sprowadzać się jedynie do porozrzucania kawałków radośnie rozbitej przez twórców formy, sprowadzając teatr do ogłupiającego happeningu. Na tle właśnie takich pseudo-spektakli, odczuwa się brak tych, które dają do myślenia, burzą schematy i niepokoją, ale po to, by stawiać ważne, często fundamentalne pytania.

Agnieszka Bujniak
Dziennik Teatralny Opole
28 lutego 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...