Farsowe political fiction

"Szajba" - reż: J. Klata - Teatr Polski we Wrocławiu - IV R@port

Z autorytetem reżyserskim Jana Klaty niewielu wdaje się w polemikę. Jego "Szajba" została okrzyknięta przez wielu faworytem jeszcze zanim miała premierę. Trudno jednak uznać spektakl za godny reprezentowania polskiej sceny teatralnej. Gdyby było inaczej, znaczyłoby to, że w Polsce teatr mówi o niczym.

Podstawowym problemem „Szajby” jest jej banalność. Kolejnym - próba wmówienia widzowi, że spektakl ten coś ze sobą niesie, jakieś przesłanie. Poza przyjemną dla oka scenografią i w humorystyczny sposób opowiedzianą mało oryginalną opowiastką, trudno się dopatrzyć czegokolwiek więcej. 

Fatalnym pomysłem wydaje się, że na jedyny pokaz podczas festiwalu R@port zaproponowano scenografię, która uniemożliwiła znacznej ilości chętnych i upoważnionych zobaczenie spektaklu. Szczęśliwców było około 140, rozczarowanych prawdopodobnie przynajmniej drugie tyle. Tym, którym udało się dotarcie na widownię przyszło siedzieć w namiocie imitującym szklarnię. Scenografia skomponowana głównie z żółtych kwiatów, które w otoczeniu soczystych, miłych barw, wprawiała w pozytywny nastrój. W tym miejscu jednak kończy się piękno spektaklu.  

Już w pierwszych minutach spektaklu można odnieść nieprzyjemne wrażenie, że reżyser spektaklu, Jan Klata, wciąż pragnie się bawić w anarchistę. Co więcej, marzy mu się bycie kontrowersyjnie dowcipnym niczym Masłowska. I to prawdopodobnie jest w tym spektaklu najśmieszniejsze. „Szajba” to farsa ocierająca się o political fiction. Opowiada historię podboju Wielkich Kujaw przez komórkę terrorystyczną islamskich żołnierzy Osamy bin Ladena. W spektaklu znajduje się nawet miejsce dla samego przywódcy Al-Kaidy, który ucina sobie pogawędkę z polskim premierem dożywotnim – Misterem Ble (Wojciech Ziemiański). Karykaturalni pseudo-terroryści przez całą sztukę próbują namieszać, skonstruować bombę, podbić świat. Jeden z nich (99 Groszy - Marcin Czarnik) mimowolnie odbija Misterowi Ble kobietę. Owa Wiktoria (Kinga Preis) to prosta, naiwna dziewczyna, która ma zwidy w postaci trzech duchów. Klata w swoim spektaklu personifikuje Polskę i nadaje jej głos... Dziwki – jednego z duchów nawiedzających Wiktorię.  

Trzeba przyznać autorce sztuki, Małgorzacie Sikorskiej-Miszczuk, że nie sposób niekiedy się nie uśmiechnąć, nie roześmiać. Kiedy jednak już się znudzi widzowi ten chichot z czegoś, co mogłoby być raczej kabaretem niż spektaklem teatralnym, przychodzi moment refleksji. Osoba, która szuka czegoś więcej niż jednorazowej rozrywki przy przedstawieniu, które nie niesie ze sobą zupełnie niczego bardzo się rozczaruje najnowsza propozycją Jana Klaty. Nawet jako farsa, sztuka ta jest wyjątkowo płytka, banalna. Scenicznie wabi jedynie kolorami przywodzącymi na myśl wiosnę.  

„Szajba” jest nieudanym produktem relacji polityczno-wiosennej. Nie ma w tym ani przesłania, ani interesującej puenty. Trudno też poczuć się po tym przedstawieniu jak wtedy, kiedy czuje się pierwszy powiew wiosny. Można jedynie zaczerpnąć kilka powiedzonek do rubasznych pogaduszek przy piwie i zapomnieć o spektaklu, którego jedynym celem jest zabawienie publiczności przez 90 miniut, by potem na zawsze przepaść w ludzkiej świadomości.

Natalia Klimczak
Dziennik Teatralny Trójmiasto
16 maja 2009

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia