"Faust", czyli ciąg skojarzeń

"Faust" - reż. Michał Borczuch - Teatr Polski im. Hieronima Konieczki w Bydgoszczy

"Faust" w reżyserii Michała Borczucha to luźna wariacja na temat dramatu J.W. Goethego. Mimo to spektakl w wielu miejscach może się podobać.

Najmocniejsze punkty przedstawienia? Na pewno scenografia, reżyseria świateł i muzyka. Współgrają ze sobą tworząc klimat, który wciąga widza od pierwszych minut. Dobrym wyborem było też skorzystanie z "Fausta" we współczesnym tłumaczeniu Adama Pomorskiego. Słychać, że ten tekst po prostu dobrze "siedzi" aktorom w ustach. Jest komunikatywny, mimo wtrącanych tu i ówdzie archaizmów.

Zwróciłbym uwagę na to, co wyczynia na scenie Piotr Wawer. To nowy aktor bydgoskiego teatru. Już w "Thermidorze" dał się poznać z jak najlepszej strony. W "Fauście" jest i narratorem podającym audiodeskrypcję, i Mefistofelesem. Kocie ruchy, doskonalą dykcja i sceniczna charyzma sprawiają, że na tego aktora od razu zwraca się uwagę. Dużą rolę Małgorzaty udźwignęła Dominika Biernat, która wraca na bydgoską scenę po kilku latach. Aktorka odkryła przed widownią nie tylko wnętrze postaci, ale i swoje ciało. To akt - nomen omen - dużej odwagi. Znakomita - zwłaszcza w partiach śpiewanych - okazała się Marta Malikowska (Bietka), obdarzona ciekawym głosem. Małgorzata Witkowska pokazała za to, jak należy mówić wierszem, a nie tylko mówić wiersz.

Reżyser Michał Borczuch i adaptator dramaturg Tomasz Śpiewak zaprosili do współpracy osoby niewidome i niedowidzące. Inspiracją z pewnością była scena oślepienia Fausta przez Troskę, na chwilę przed śmiercią bohatera. Jednak nie mamy tu przeniesienia dramatu na scenę, to raczej ciąg skojarzeń inspirowanych "Faustem", choć zachowano pokaźne partie oryginału. Bałem się trochę, że niewidomi na scenie będą czymś w rodzaju "dziwowiska".

Początkowy rechot części widzów na widok ludzi z białymi laskami zdawał się te obawy potwierdzać. Jednak później było już lepiej, momentami komicznie, ale częściej - poważnie, wzruszająco. Obok osób niewidomych mieliśmy aktorów grających niewidomych. Z jednej strony próba wyobrażenia sobie, jak to jest - widzieć, z drugiej - wysiłek mający na celu zrozumienie, czym jest niewidzenie. Wszyscy w jakiś sposób jesteśmy ślepcami - jedni nie widzą dlatego, że nie mogą, inni - bo nie chcą zobaczyć. Przejmujące są monologi osób niewidomych - mężczyzna mówi o tym, jak stracił wzrok. Kobieta (wspaniała Krystyna Skiera, grająca jak zawodowa aktorka) - opowiada, jak sobie wyobraża wschód słońca.

Pobocznie został potraktowany główny wątek "Fausta", czyli zmagania bohatera z Bogiem i szatanem. Znaczeń wielu scen (choćby tej końcowej, której nie zdradzę) widz musi się domyślać, ale takie chyba było założenie. Chcecie "Fausta"? No to macie i róbcie z nim, co chcecie. Dlatego ci, którzy nie czytali arcydzieła Goethego - niech to koniecznie zrobią przed pójściem do teatru po to, żeby lepiej zrozumieć zamysł twórców. Łatwiej wtedy wysiedzieć dwie i pół godziny na wysłużonych, "madejowych" fotelach Teatru Polskiego w Bydgoszczy.

Jarosław Jakubowski
Express Bydgoski
17 marca 2015

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia