Feministka to ma ciężkie życie. A kura domowa jeszcze cięższe

"Gatunek Żeński" - reż. Bartłomiej Wyszomirski - Kujawsko-Pomorski Impresaryjny Teatr Muzyczny w Toruniu

"Gatunek żeński" - pierwsze niemuzyczne przedstawienie na scenie przy Żeglarskiej. Krowa z prawej strony sceny, krowa z lewej... A ściślej - po pół krowy z każdej strony. Pomiędzy nimi drzwi. A poza tym na scenie stoi kilka sprzętów: stół, krzesła, mały barek, fotele pufy. Jesteśmy w wiejskim domu pisarki Margot Mason.

Owo kolorowe "przepołowione" zwierzę nie jest tu li tylko żartem scenografki. Bohaterowie spektaklu "Gatunek żeński" według komedii Joanny Murray-Smith w reżyserii Bartłomieja Wyszomirskiego bowiem co jakiś czas napomykają, że wejście do domu Margot tarasuje krowa sąsiada.

Mimo tej przeszkody jakoś się tam przedostają kolejni goście. Nieoczekiwani i niepożądani - Margot właśnie odebrała telefon od wydawcy, który przypomniał jej o zobowiązaniach i terminach. Tymczasem ona cierpi na twórczy kryzys. Nową książkę ledwie zaczęła pisać i powinna ostro wziąć się do pracy.

Margot Mason, dodajmy, nie pisze powieści, ale połączenie feministycznych esejów z poradnikami, jak żyć. Nie daje się wepchnąć w zniewalające role przypisane kobietom - nawołuje w nich. Żebyśmy nie mieli wątpliwości, że widzimy wojującą feministkę, już w pierwszych scenach spektaklu Margot (w tej roli Agnieszka Płoszajska) rozmawiając z wydawcą zdejmuje spod bluzki stanik...

Pierwszym nieproszonym gościem pisarki jest niegdysiejsza słuchaczka jej wykładów i wyznawczyni jej idei. Jednak nie przybywa tu, by złożyć hołd idolce, wręcz przeciwnie. Potem zjawia się córka Margot, córka "nieudana", bo miast rozwijać swoje talenty, siedzi w domu i wychowuje dzieci. A po niej przyjeżdża nudny do bólu, mieszczański zięć.

I taksówkarz maczo. I wydawca książek Margot, gej...

Nietrudno się domyślić, że będziemy słuchali wzajemnych oskarżeń i pretensji tych (dość stereotypowych) postaci, reprezentujących różne postawy wobec ról męskich i kobiecych. Słuchamy mało odkrywczych tyrad, dowiadując się, że zarówno wyzwolenie z tradycyjnych ról płciowych, jak i całkowite poddanie się im może prowadzić do poczucia pustki. Że macierzyństwo wykańcza, a porzucenie dziecka tym bardziej.

Wprawdzie - zgodnie z zasadą, że jeśli na scenie jest broń palna, to w końcu musi wystrzelić - kilka razy wypala pistolet, temperatury spektaklu to jednak nie podnosi.

Widziałam w Teatrze Muzycznym cztery jego produkcje, prócz najnowszej również "Siostry Parry", "Machiavellego" i "Pannę Tutli Putli". Najlepiej moim zdaniem broni się przedstawienie otwarcia, "Siostry Parry" - dobrym śpiewem Agnieszki Płoszajskiej i Małgorzaty Jakubiec-Hauke.

Dlatego czekam na przygotowane z rozmachem - wszak jest już do dyspozycji sala na Jordankach - muzyczne widowisko, które by istotnie uzupełniało ofertę toruńskich placówek kultury.

Mirosława Kruczkiewicz
Nowości
3 lutego 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...