Fenomen śmierci

"Matka Mejra i jej dzieci" - reż. Stanisław Miedziewski - Teatr Rondo w Słupsku

Monodram "Matka Mejra i jej dzieci" był inspirowany fenomenem dr Ewy Klonowskiej, antropolog polskiego pochodzenia, która od 1996 r. pracuje przy ekshumacji i identyfikacji ofiar wojny w Bośni, m.in. dla Międzynarodowego Trybunału Kryminalnego ds. byłej Jugosławii oraz Międzynarodowej Komisji ds. Poszukiwania Zaginionych. Sztuka powstała w oparciu o zbiór reportaży Wojciecha Tochmana oraz Ryszarda Bilskiego dotyczących masakr etnicznych na Bałkanach w latach 1992-95

Caryl Swift to angielska aktorka dobrze znana słupskiej publiczności, gdzie przez 18 lat mieszkała i pracowała. Nadal uczestniczy w jego życiu kulturalnym, wykłada również anglistykę na Akademii Pomorskiej. Sztuki z jej udziałem były wielokrotnie nagradzane. Możemy ją zobaczyć m.in. w.: „Das Küchendrama czyli dość niesmaczna wariacja na temat matki Witkacego w czterech koszmarnych częściach”, „Ćmie” na motywach powieści Tomasza Manna „Lotta w Weimarze”, czy w roli Guślarza w Dziadach. Współpracuje z Teatrem Rondo, a także z Nowym Teatrem im. Witkacego w Słupsku. Jest także autorką wielu przekładów teatralnych (m.in. dla Festiwalu Teatralnego Divadlo w Nitrze na Słowacji), a także współautorką scenariusza filmu dokumentalnego „Królik po berlińsku” nominowanego do Oscara.

Czytając reportaże Wojciecha Tochmana dokumentujące okrucieństwa wojny w Bośni i zebrane w książce pt.: „Jak byś kamień jadła”, ma się wrażenie, że chyba nie można być już bliżej śmierci: body bags, skomputeryzowane chłodnie, brytfanny na kółkach: precyzja i wnikliwość dziennikarza, bez koloryzowania. Jednak po monodramie Caryl Swift „Matka Mejra i jej dzieci” w Teatrze w Oknie, doświadczenie śmierci staje się wręcz "namacalne". Staje się bliskie, ponieważ poznajemy w nim twarz ludzką, twarz Matki.

Matka Mejra to tak naprawdę Mejra Dautović, przez wielu zwana Matką, ze względu na to, co robi. Przyjeżdża co czwartek do domu kultury we wsi Luszci Palanka, gdzie prowadzone są identyfikacje, by asystować dr Ewie, pocieszać rodziny, podtrzymywać na duchu. Sama od kilku lat jeździ po okolicy i na murach rozkleja fotografie swoich dzieci. Liczy na jakąkolwiek informację, która doprowadzi ją do prawdy. W takich sytuacjach człowiek chce znać choćby poszlaki, strzępki wiedzy. Po co? Dlaczego? Czy nie łatwiej byłoby zapomnieć? Bohaterka, wokół której Matka Mejra snuje swoją historię, twierdzi inaczej. Dr Ewa chce zwrócić rodzinom ich najbliższych, nawet jeśli miałoby to być tylko odnalezienie nazwiska.

Jest coś jeszcze. To dokumentacja zbrodni. Tego, do czego zdolny jest posunąć się człowiek i tego, co z człowiekiem można zrobić, gdzie leżą granice. Czy ludzkie jest to, że sąsiedzi, którzy jeszcze niedawno spotykali się w kawiarni, strzelają do siebie? Jak wyjaśnić fakt, że były chłopak okazał się najgorszym katem podczas przesłuchania? Tytułowa Mejra zmusza nas niejako do konfrontacji z konsekwencjami wojny, do wypicia czary goryczy skutków, które pozostawiła. Nie jest to jednak jedno z pełnych suspensu, obfitujących w nagłe zwroty akcji opowiadań, ani też sterylna relacja korespondenta wojennego. To indywidualna historia tragedii rodzinnej, opowiadającej również o tragedii wielu rodzin, na których swoje piętno odcisnęła wojna. Osobista opowieść o rozpaczliwym poszukiwaniu prawdy,  choćby skrawka informacji, fragmentu wiedzy, odpowiedzi na pytania: Jak odszedł? Kto zabił? Kto gwałcił? Kto mordował?

Monodram nie pozostawia złudzeń, że siedzimy w wygodnym fotelu Starego Kontynentu, z dala od całego tego zgiełku, okrucieństw, wszechobecnej śmierci, słuchając jakby od niechcenia w wieczornych wiadomościach o liczbach i statystykach: zabitych, rannych, poszukiwanych. Nie ma miejsca na iluzję, że dzieje się to w jakimś małym, zapomnianym przez Boga i ludzi państewku. Choć Mejra stara się w pewnym momencie pokazać lapidarność i powszechność doświadczenia śmierci, również jej doświadczenia − hipnotycznie odliczając numery już nie ludzi, tylko plastikowych,  rozsuwanych toreb, wnikliwie opisując powtarzalne procedury − nie udaje jej się to. W przeciwieństwie do reportaży Tochmana, postać Mejry jest nam zbyt  bliska, zbyt żywa. To matka, która straciła prawie całą rodzinę, a jej mąż po dziś dzień unika ciosów od niewidzialnych oprawców, to kobieta naznaczona ciężko przez los, któremu jednak się nie poddała. W pewnym sensie to również opowieść o indywidualnej walce, o stawieniu czoła historii i okolicznościom.

Spektakl nie jest może typową formą rozrywki na piątkowy wieczór, jednak myślę, że warto było przeżyć coś, wobec czego nie można pozostać obojętnym. Ekshumacje masowych grobów, rozbite rodziny, tysiące poległych czy też zaginionych nie są niestety niczym nowym. Wojna w Bośni, podobnie jak inne równie krwawe, brutalne,  staje się tylko pretekstem do refleksji nad naturą człowieka, nad demonami, które są w nim zakorzenione, nad tym, co może je wyzwolić. Niesamowicie ważne jednak jest, to, że Mejra nie żąda zemsty, nie wygraża  swoim wrogom, chce tylko odzyskać spokój ducha: pogrzebać bliskich, zwrócić im to, czego ich pozbawiono - pamięci i należnego szacunku.

Dominika Rucińska
Port Kultury
17 września 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...