Festiwal Boska Komedia: 'Biała siła, czarna pamięć'
9. Międzynarodowy Festiwal Teatralny BOSKA KOMEDIABrunatna pocztówka, jaką z Białegostoku śle Piotr Ratajczak, robi piorunujące wrażenie. Nie tyle z powodów artystycznych, co smutnej, przygnębiającej, ale potrzebnej treści. Recenzujemy spektakl "Biała siła, czarna pamięć" z Festiwalu Boska Komedia w Krakowie.
- To aktor czy wariat? - zareagował przytomnie jegomość z pierwszego rzędu na głośne obelgi lecące w stronę sceny. Jeszcze zanim białostocki Teatr Dramatyczny rozpoczął występ na Boskiej Komedii, pod jego adresem posypały się oskarżenia. Że jeździ po festiwalach i opowiada te swoje kłamstwa o rodzimym mieście. Przed widownię wyskoczył krzykacz z megafonem, a także pan filmujący zajście. Dla widzów z Krakowa, odwiedzających Stary Teatr to chyba nie pierwszyzna. Dla reszty - ważne przypomnienie, w jakich warunkach funkcjonuje obecnie kultura. Cały zabieg był rzecz jasna celowym działaniem ze strony reżysera Piotra Ratajczaka. Działaniem pewnie zbytecznym, albowiem już sama treść sztuki "Biała siła, czarna pamięć" wywołuje poczucie sporego dyskomfortu.
Pod ostrzałem lokalnej krytyki
Niełatwo oceniać spektakl Ratajczaka z perspektywy krakowskiej, festiwalowej. Wspólnie z aktorami Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgielki, reżyser wziął na warsztat książkę Marcina Kąckiego - rzecz reporterską, interwencyjną, silnie wpisaną w lokalny koloryt. Dość wspomnieć, iż białostockiej premierze towarzyszyły głośne protesty miejscowych radnych i organizacji katolickich. Pół roku później nie ustają próby blokady przedstawienia. Jeden z radnych wystosował oficjalną interpelację przeciwko wysyłaniu na spektakl młodzieży szkół średnich. Zaliczając inscenizację do radykalnych, fałszujących i atakujących dobre imię i wizerunek Białegostoku pseudo-sztuk.
Jak więc osobie z zewnątrz, przy tego rodzaju rozbudzonych emocjach, analizować dzieło Ratajczaka? Na zasadzie interwencyjnego dokumentu czy artystycznej transpozycji? Wiernego książce scenicznego reportażu czy happeningowej gry? Czy pojechana po bandzie disco-polowa wersja "Pierwszej brygady" to obrazoburczy koncept czy tylko zapożyczenie z realu? Słowa o zmianie nazwy miasta z Białegostoku na Strach wynikają z jednostkowych czy zbiorowych wrażeń? Na ile białostoccy aktorzy odnoszą się do dotykającej ich bezpośrednio rzeczywistości, a na ile materiału czysto dramaturgicznego?
Portret zafarbowany na brunatno
Tych pytań jest dużo więcej, gdyż "Biała siła, czarna pamięć" reprezentuje najbardziej potrzebną, ale też najmniej wdzięczną formę dzisiejszego teatru. To dramaturgia zaangażowana, zrodzona ze swoistego obywatelskiego sprzeciwu. Konieczna choćby dla higieny społecznej. Wtedy, kiedy właśnie teatr bywa ostatnią instancją zdrowego rozsądku. Tyle, że tak mocne wejście w publiczny dyskurs kończy się wiadomym efektem - uwięzieniem w głosach, świadectwach, oskarżeniach.
Ratajczak ma chyba świadomość tego impasu. Już przy okazji realizowanych w Łaźni Nowej "Niewiernych" pokazał, iż potrafi wznieść się ponad schematyczne ujęcia medialnych tematów. W białostockiej inscenizacji ujmuje przede wszystkim panoramiczna perspektywa. Rozpisany na osobiste wyznania portret miasta. Pocztówka złożona z rozmaitych wycinków, które farbują całość na brunatny kolor. W odcieniach antysemityzmu, faszyzmu, homofobii, ale i bezrefleksyjnej religijnej ortodoksji.
Ofiary jedynie słusznej wykładni
W krótkich, odgrywanych przy minimalnej scenografii epizodach, pojawiają się wyznania osób reprezentujących różne profesje i pokolenia. Wiele z tych historii posiada bardzo gorzką wymowę. Polonistka, która ośmieliła się zareagować na swastykę, miłośnik historii odkrywający żydowską przeszłość miasta czy kobieta będąca żoną Hindusa - wszyscy padają ofiarą społecznego ostracyzmu. Konfrontowani z opresją jednorodnej opcji światopoglądowej i jedynej właściwej wykładni historii.
Ale w spektaklu Ratajczaka są i fragmenty bardziej groteskowe. Poza wspomnianym disco-polo, reżyser przytacza absurdalną opowieść teatralnego technicznego. Człowieka, który z narodowca stał się filosemitą. Po statystowaniu w "Skrzypku na dachu". W sztuce przypomniana została także sprawa uhonorowania pamięci twórcy esperanto - pochodzącego z Białegostoku Ludwika Zamenhofa. Uhonorowania rzecz jasna tak, aby nie ucierpiał na tym honor. Najlepiej po cichu.
Zgromadzona przez Ratajczaka obsada imponuje ekspresją, synergią i przede wszystkim jakąś elementarną cywilną odwagą. Justyna Godlewska-Kruczkowska, Aleksandra Maj, Bernard Bania, Rafał Olszewski, Paweł Pabisiak, Piotr Szekowski, Michał Tokaj stanowią tu bardzo spójny organizm sceniczny, który w wielu momentach potrafi porwać widza. Tak jak w finale, gdy gasną światła i o zwrócenie imion proszą polegli przedstawiciele mniejszości żydowskiej. Następujący potem apel o wypchanie miasta poza cmentarną przestrzeń, ku morzu, to już tylko symboliczna koda. Ciekawe, co na to w Trójmieście?
Spektakl "Biała siła, czarna pamięć" bierze udział w konkursie głównym festiwalu teatralnego Boska Komedia, który potrwa do 17 grudnia.