Festiwal Dialog toczy się dalej

5. Międzynarodowy Festiwal Teatralny DIALOG-WROCŁAW

Animatorka piątego festiwalu Dialog Wrocław, Krystyna Meissner, zaprosiła wielu swoich ulubionych reżyserów, którzy bywali najpierw na toruńskim festiwalu Kontakt, a potem także na wcześniejszych edycjach wrocławskiego Dialogu.

W stolicy Dolnego Śląska pojawili się więc Christopher Marthaler, Luk Perceval, Oskaras Korśunovas czy Eimuntas Nekrośius. 

Oni to, między innymi, przewodzili przez lata teatralnej awangardzie. W wyborach dyrektor Meissner zawsze ważne było pytanie, w którą stronę zmierza teatr i czym kusi albo prowokuje widza. Zapraszała spektakle, o których sama chciała porozmawiać, pospierać się z twórcami i publicznością. Hasło tegorocznego Dialogu, "Wobec zła", jakby ogniskowało obawy twórców komentujących naszą rzeczywistość przez pryz-mat swojej wrażliwości. Dominowała europejska klasyka. 

Jak się można było spodziewać, największym wydarzeniem był kolaż z trzech dramatów Shakespeare\'a: "Koriolan", "Juliusz Cezar" oraz "Antoniusz i Kleopatra", zatytułowany "Tragedie rzymskie", wyreżyserowany przez Ivo van Hove i przywieziony przez Toneel-groep z Amsterdamu. W ubiegłym roku spektakl był entuzjastycznie przyjmowany m.in. na festiwalach w Wiedniu i Awinionie. Wchodzimy jakby do ogromnego studia telewizyjnego, przez które przewijają się permanentnie i debatują przed kamerami politycy, wodzowie wracający z wojen i przywódcy narodów. 

Bezlitosne kamery pokazują nam na wielkich zbliżeniach ich każdy gest, grymas złości, łzę i wybuch furii. Widzimy też, jak się do tych potyczek szykują, ile w tym wszystkim cynizmu, zakłamania, fałszu i sztuczności. Podglądamy, jak Antoniusz szykuje się na wojnę, wkłada zbroję, czyli dobrze skrojony garnitur i krawat, by jak najlepiej wyglądać przed kamerami. Momentami można było odnieść wrażenie, że przyglądamy się naszym politykom, którzy przybrali pseudonimy rodem ze starożytności, kłócą się, spiskują jeden na drugiego i wyzywają się, nie wiadomo dlaczego, po holendersku. 

Uniwersalność tego totalnego teatru, który przypomina wielką machinę funkcjonującą z precyzją szwajcarskiego zegarka, może zaimponować. Na dole ekranu na pasku dowiadujemy się dokładnie, za ile minut zginie Juliusz Cezar. To wszystko łącznie z krótkimi, parominutowymi przerwami nadaje przedstawieniu niezwykły rytm. By jeszcze głębiej wciągnąć się do tej teatralnej zabawy, możemy swobodnie poruszać się po całej przestrzeni, siadać między aktorami, oglądać wszystko z najbliższej odległości, korzystać w trakcie spektaklu z bufetów, co miało też praktyczną stronę, bo spektakl trwał sześć godzin. 

Tu wielki ekran i monitory pomagały nam zrozumieć myśl reżysera, wybrane fragmenty dramatów sprawiały wrażenie, jakby William Shakespeare napisał je specjalnie do tego widowiska, wymyślonego przez van Hove\'a. 

Obok tak totalnego teatru mieliśmy skromny w środkach, choć też opowiedziany przy pomocy kamer i ekranów, spektakl z Libanu "W poszukiwaniu zaginionego pracownika". Jego twór-ca pokazuje nam gromadzone przez siebie autentyczne wycinki prasowe i opowiada historię ich bohatera, pracownika ministerstwa finansów, który zaginął w tajemniczych okolicznościach. Cały schemat manipulacji układa się na naszych oczach. Wycinek po wycinku. 

W duszach grzebali nam twórcy "Idioty" i "Hamleta", dwóch litewskich przedstawień, bardzo rzetelnych aktorsko i, jak w wypadku tego drugiego, bardzo efektownych teatralnie. Niczym nas nie zaskoczyli, bo nie tego po Nekrośiusie i Korśunovasie się spodziewaliśmy. Nie błysnął tym razem "Troilusem i Kresydą" Luc Perceval, który przed laty brylował na wielu europejskich festiwalach. 

Jak zwykle na Dialogu mieliśmy bardzo różne stylistycznie teatry. Sporo kontrowersji, i to od zachwytów do pytań, po co przyjechały do Wrocławia, wzbudziły dwa spektakle: rosyjska "Burza" z Magnitogorska w reżyserii Lwa Erenburga i młodzieńcza sztuka Brechta "Baal" z Rotterdamu, którą pokazała Alize Zandwijk. 

To był najdzikszy i zrobiony z premedytacją prymitywnymi środkami spektakl, z grubą kreską rysowanymi postaciami, ze znakomitą Fanią Sorel w męskiej roli Baala. Tym też mocniejsze wydało się przesłanie, jak małą mamy tolerancję wobec ludzi od nas odmiennych, wrażliwych i prostolinijnych, jednak sam ten spektakl na początku nas trochę obrzydzał. Natomiast siermiężna, przaśna rosyjska "Burza" z perspektywy tego Dialogu wyglądała trochę jak spektakl bardzo utalentowanych aktorsko amatorów. 

Jak na tym festiwalowym tle pokazał się polski teatr? Wśród pięciu przedstawień najoryginalniej wypadł moim zdaniem "Kaspar" Handkego w reżyserii młodziutkiej Barbary Wysockiej. Odbijał się prostotą i temperaturą samego przedstawienia bez teatralnych fajerwerków i popisów. Festiwalowej publiczności w naszej reprezentacji chyba najbardziej podobał się satyrycznie i oryginalnie napisany dramat o niemożliwości porozumienia się Polaków "Między nami dobrze jest". 

Z tej sondy przygotowanej przez Krystynę Meissner wynika, że teatr europejski porzucił szczęśliwie różne postmodernistyczne zabawy. Aktor znów stał najważniejszym motorem przedstawienia.

Krzysztof Kucharski
POLSKA Gazeta Wrocławska
21 października 2009

Książka tygodnia

Wyklęty lud ziemi
Wydawnictwo Karakter
Fanon Frantz

Trailer tygodnia