Festiwal godny zazdrości

10. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek "KATOWICE - DZIECIOM"

Zawsze wiosną w okolicach Dnia Dziecka na domu przy ulicy św. Jana w Katowicach pojawiają się rozmaite flagi. Ich obecność wyjaśnia rozciągnięty nad ulicą transparent: Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek "Katowice dzieciom"

Świetny termin, nie koliduje z innymi wydarzeniami kulturalnymi. Ta impreza, która już jest "wizytówką" Katowic, organizowana w czasie kiedy tzw. , sezon kulturalny się kończy, ponadto zaś w szkołach myśli się o tym, co zrobić z uczniami przed rozdaniem świadectw, okazała się "strzałem w dziesiątkę". Ten wyświechtany zwrot pojawił się nieprzypadkowo, bo właśnie w tym roku odbył się dziesiąty już, więc jubileuszowy festiwal, którego hasła (Katowice dzieciom) - o czym mówiło od lat wielu gości - inne miasta nam zazdroszczą.

Zjazd laureatów

Pomysł na jubileuszowy festiwal był prosty - zaprosić teatry, które zostały nagrodzone na poprzednich. Tak się też stało, ale przyjechały też zespoły nowe, wcześniej w Katowicach nie oglądane. I tak doszło do tego, że 27 maja wiceprezydent Katowic Krystyna Siejna razem z dyrektorką "Ateneum\'1 Krystyną Kajdan oraz dziewczynką z widowni uruchomiły machinę do otwierania festiwalu. Zaczęło się pechowo. Organizatorzy musieli odwołać występ Jadgisha Bhatta z Indii, który nie dostał wizy. Okazało się też, że z powodu choroby aktorki wycofał się Teatr Animacji z Poznania, który poza ponoć świetnym spektaklem konkursowym miał zaprezentować widowisko dla widzów dorosłych. Pierwszego więc dnia zaprezentowali się tylko gospodarze (poza konkursem), którzy pokazali Bajkę o szczęściu, Japończyk Noriyuki Saa w widowisku Ninja i inne bajki oraz węgierski teatr Tintalo Tarsulas z przedstawieniem o kocie, który zawsze chadzał własnymi drogami. W tym ostatnim spektaklu występowała niedoceniona przed chyba dwoma laty przez jury Angela Badacsonyi - dla mnie wówczas absolutna złota medalistka. Tym razem jednak węgierskie przedstawienie było co najwyżej ładne. Zaważył chyba już sam wybór tej akurat bajeczki Kiplinga, w której jest mało akcji I wiele gadania.

Gra w PIKI daje wyniki

Już drugiego dnia festiwalu -jak się potem okazało - jury (międzynarodowe), w którym miałem zaszczyt zasiadać, mogło przyznać Grand Prix. Przewodniczący Zivomir Jokovic z Serbii, Jana Drażdiakova z Czech, irka Józefiak, z którą zawsze się kłócimy, oraz Sztefan Kulhanek z Austrii, no i ja byliśmy pod wrażeniem występu słowackiego divadla PIKI. Zdobywcy wszystkich nagród w roku ubiegłym i tym razem zachwycili swoją Muubajką. Ten prywatny, dwuosobowy (i rodzinny, bo Katarina Aulitisova i Lubomir Piktor są małżeństwem) tworzy naprawdę arcydziełka (kameralne arcydzieła). Rewelacyjne aktorstwo (trzeba dodać, że mówili po polsku, zaś kiedy jadą do Niemiec grają po niemiecku), perfekcyjna animacja, granie muzyki "na żywo", bardzo wyszukana plastyka (po spektaklu przyłapałem naszego przewodniczącego na tym, jak wśród dzieci bawiących się laleczkami z Muubajki, sam animował kukiełkę złego wilka). Słowaccy artyści swoim przedstawieniem - używając terminologii sportowej - zawiesili poprzeczkę bardzo wysoko. Od tego momentu jury niewele miało do roboty. Poza przyznaniem PIKOM po raz drugi z rzędu Grand Prix oraz zamiast nagrody za najlepszą rolę kobiecą (pierwszy raz mogliśmy sobie pozwolić na modyfikowanie regulaminu) nagrody zespołowej. Katarina i Lubomir są bowiem jakby jednym teatralnym organizmem. "Na planie" przekazywali sobie nawzajem laleczki nie zakłócając ich ruchu, bo akurat partner już musiał wykonywać inne zadanie. Kolejne teatry - z Ukrainy, Litwy, Niemiec, Czech, Słowacji, Hiszpanii, no i oczywiście nasze, krajowe były od tego momentu "przykładane" do PIKÓW - lalkowego "wzorca z Sevres".

Węgier potrafi

Pierwszym, który taką konfrontację wytrzymał był Janos Palyi, który w Ga-leriii "Ateneum" pokazał Laszlo Yiteza.

Teatr lalek ma swoją historię sięgającą do starożytności. Ma też klasykę - Puncha, Pietruszkę. Na Węgrzech ich odpowiednikiem jest właśnie Laszlo Vitez. Jest jednak pewna różnica. Punch to w gruncie rzeczy postać obrzydliwa - egoistyczny morderca. Laszlo też zabija, ale z pobudek szlachetnych, chce obronić młyn po to, żeby ludzie mieli chleb. W dodatku morduje tylko diabły i śmierć.

Jury było pod wrażeniem przedstawienia Janosa Palyia z kilku powodów. Po pierwsze -jednoosobowo odegrał niesłychanie sugestywnie całą historię, przy czym, mimo okrucieństwa tej opowieści, dzieci na widowni się nie bały, przecież dobro zwyciężało. Animował swoje lalki olśniewająco. Wreszcie - był to powrót do korzeni, do historii lalkowego teatru. Nagroda dla niego za rolę męską była dla całego jury oczywista. Śmiałem się, że powinien ich dostać siedem, tyle bowiem męskich postaci kreował, zmieniając głos, sposób wypowiedzi, tworząc akustyczną iluzję.

Jury dostało w tym roku do rozdysponowania dodatkową nagrodę z Biura ESK. Poza regulaminowymi, za "coś" - może scenografię, muzykę... Pełna dowolność. Tym razem przyznaliśmy ją za animację Japończykowi No-ryiemu Savie. On naprawdę jest wielki, mam tylko nadzieję, że nie uwiodą go multimedia i zostanie przy "rękodzielnym" ożywianiu przedmiotów.

Joanna po raz trzeci


Do festiwalu są jakby przypisane imprezy towarzyszące oraz wieczorne spektakle dla dorosłych. 28 maja w Galerii "Ateneum" odbył się wernisaż grafik Joanny Piech - to naprawdę były prace "z najwyższej półki". Myślę, że kierownik tego miejsca, Zbyszek Mędrala, ma instykt, który pozwala na wyszukiwanie ciekawych artystów. W tej samej galerii gospodarze pokazali Joannę D\'Arc - autorski spektakl dyrektora artystycznego teatru, Karela Brożka. Świetne przedstawienie, pisałem o nim w Śląsku zaraz po premierze, bohaterka tytułowa - Marta Popławska dostała za tę kreację Złotą Maskę. Była rzeczywiście wspaniała. W czasie festiwalu obejrzałem ten spektakl po raz trzeci. Powinno mnie to już trochę nudzić, tymczasem okazało się, że Marta-Joanna nie jest w tym spektaklu sama. Zespół, który towarzyszył głównej bohaterce właściwie w tle, tym razem sprawił, że moim międzynarodowym partnerom z jury "szczęki opadły". Brawo "Ateneum", brawo miasto, które ma godny zazdrości festiwal.

Bogdan Widera
Śląsk
25 lipca 2011

Książka tygodnia

Białość
Wydawnictwo ArtRage
Jon Fosse

Trailer tygodnia