Festiwal sztuk obejrzanych

15. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych

Nierówna jubileuszowa edycja festiwalu skłania do zastanowienia się nad przyszłością imprezy.

Tegoroczny festiwal rozpoczął się wyśmienicie. "Sprawa Dantona" Stanisławy Przybyszewskiej, wyreżyserowana przez Jana Klatę w Teatrze Polskim we Wrocławiu to, moim zdaniem, najlepszy spektakl tej edycji.

Tuż za nim plasują się w mojej ocenie przejmujące "Anioły w Ameryce" Od rewelacyjnej "Sprawy Dantona" Klaty do słabej "Plaży" Zioły Tony\'ego Kushnera Od rewelacyjnej "Sprawy Dantona" Klaty do słabej "Plaży" Zioływ reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego z TR Warszawa; dużą teatralną przyjemnością była jeszcze "Spowiedź w Tanacu" w reż. Andrei Serbana z Teatru Odeon w Bukareszcie, a potem... było gorzej. Szkoda, że zabrakło "Wymazywania" w reż. Krystiana Lupy z warszawskiego Teatru Dramatycznego, a wybitny "Kosmos", wyreżyserowany przez Jerzego Jarockiego w Teatrze Narodowym, trochę trudno tu klasyfikować, bo po pierwsze - był to pokaz mistrzowski, pozakonkursowy, a poza tym trzeba się było na niego wybrać do stolicy, więc za bardzo o udziale w łódzkim festiwalu mówić nie można. Odstawała jakością "Plaża" w reż. Rudolfa Zioły, zaprezentowana przez Teatr im. Bogusławskiego z Kalisza, a z pewnością przykładem poszukiwań współczesnego teatru był "Utwór sentymentalny na czterech aktorów" Teatru Montownia z Warszawy w reż. Piotra Cieplaka. Ale jak to w poszukiwaniach bywa - raz się udaje, a raz nie. "Utwór..." okazał się wzruszający, oddziałujący na wyobraźnię, ale przez swoją nieszczególnie oryginalną wymowę, klasyfikujący się raczej do teatralnej ciekawostki.

Jak to na festiwalu, jednym się podobało to, innym tamto. Jednak łódzki Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych zaczyna sprawiać trudność innego rodzaju. Traci on, według mnie, swoją ideę, charakter, czemu nie pomagają nawet wymyślane hasła przewodnie poszczególnych edycji. Impreza "Powszechnego" nie jest właściwie już festiwalem, a jedynie autorskim przeglądem spektakli obejrzanych i wybranych przez jego dyrekcję. To oczywiście jest przyjemne, bowiem możemy bez ruszania się z Łodzi zobaczyć spektakle, o których słyszeliśmy. Nieprzyjemne jest jednak to, iż przez formułę szerokiego przeglądu, która sprawia, że na imprezie można pokazać właściwie każde przedstawienie, trudno, by sprowokowała ona jakąś głębszą dyskusję o współczesnym teatrze i stała się wyjątkowym elementem promocyjnym dla miasta. Tracimy też okazję zobaczenia spektakli mniej znanych, a niezwykłych, być może nawet przygotowanych specjalnie na festiwal. W efekcie, festiwal tylko pokazuje, a nie kreuje.

Piętnaście edycji imprezy to ładny jubileusz, może więc warto przed kolejną serią festiwali, zbliżającą do kolejnego jubileuszu, pomyśleć o jego odświeżeniu. Tym bardziej że festiwali czy przeglądów teatralnych w Łodzi jak na lekarstwo, a FSPiN to jedna z tych imprez, która ma wierną publiczność. Ideałem byłoby dołączyć do niej też tę, która szuka i nie wybiera się do teatru jedynie na rzeczy głośne lub warszawskie gwiazdy.

Dariusz Pawłowski
Polska Dziennik Łodzki
24 marca 2009

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...