Festiwalowa premiera

"Pani Koch" - 5. Festiwal Sztuk Współczesnych dla Dzieci i Młodzieży Kon-Teksty

"Pani Koch" na podstawie tekstów Mirona Białoszewskiego to materiał trudny, ale wdzięczny. Obdarowuje on zainteresowanych workiem refleksji, które zmuszają do przemyśleń

Tytułowa pani Koch pragnie odwiedzić męża na oddziale zakurzonego szpitala. Wydawać by się mogło, że pani ze słoikiem kompotu w ręku nie będzie miała z tym żadnych problemów. Otóż nic bardziej mylnego. Niemożliwym okazuje się obejść szpitalne przepisy, które wyraźnie mówią o jednym konkretnym dniu składania wizyt. Koch zaczyna więc borykać się z trudnościami, jakie stawia jej służba zdrowia – wszechobecną biurokracją. 

Zimna, surowa scenografia, w której dominują stare, skrzypiące łóżka dla chorych oddaje idealnie klimat tego miejsca. Od razu przychodzą na myśl betonowe, pozbawione życia obiekty medyczne, w których pacjent traktowany jest niczym materiał na taśmie produkcyjnej. 

Zakładam, że temat spektaklu znany jest każdemu. Bo któż nie miał okazji zetknąć się z opieką medyczną? Istnieje wiele utartych już stereotypów o służbie zdrowia, które reżyserka postanowiła spotęgować, momentami groteskowo, innym znów razem bardzo drastycznie. Bezwzględność personelu, przedmiotowe traktowanie pacjenta to tylko niektóre z poruszanych problemów.

Przerysowane postacie idealnie wpasowują się w mroczny klimat oddziału, na którym leży mąż Pani Koch. Osobnym wątkiem w spektaklu jest życie szpitalne – codzienne wizyty lekarskie, rytuały przyjmowania leków, mierzenia temperatury, pielęgniarka piguła stojąca na straży porządku na oddziale, ale też hazard czy palone w ukryciu papierosy. Wszystko to przedstawione zostało z nutką humoru co sprawia, że widz na chwilę zapomina o cierpieniach i udrękach związanych z pobytem w szpitalu. 

Wśród tych wszystkich absurdów i braków, którymi służba zdrowia hojnie raczy pacjentów żelaznego szpitala każdego dnia, najistotniejszy jest temat śmierci. Śmierć jest czymś, o czym lepiej pomilczeć. Nie ma wątpliwości, że jest, że przyjdzie i nikogo nie pominie. Jednak, mimo to, niechętnie o niej wspominamy. Dlaczego? 

Tłem przedstawienia jest nowoczesna muzyka elektroniczna, wybrzmiewająca w trakcie znakomitych etiud teatralnych. Wbrew pozorom idealnie wpasowuje się w całość. Rytm wyrażany poprzez dźwięk, grę ciałem i tekst wprowadza nas w swoisty trans, z którego nie mamy ochoty się wyrwać. Charakterystyczny jest tu narastający wraz z rozwojem akcji bełkot uskuteczniany przez aktorów, który w pierwszej fazie polega na pomijaniu w artykulacji pojedynczych liter. W kolejnych staje się to zlepkiem urwanych w pół wyrazów.

Para aktorska Anna Rozmianiec i Piotr Wojtyniak bez problemu poradziła sobie z wcieleniem się w kilka postaci scenicznych, nadając im odrębne i zupełnie różne twarze.

Paweł Wrona
Dziennik Teatralny Poznań
21 listopada 2011
Teatry
Teatr Fuzja

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...