Festiwalowy zawrót głowy

25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej

W przeddzień zakończenia Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej czyli we wtorek widzów zaskoczyła różnorodność form i stylów. Mogliśmy podziwiać teatr maski, teatr cieni, teatr eksperymentujący (w znaczeniu dosłownym!), teatr gestu i milczenia i teatr wyobraźni.

Prawdziwą, estetyczną ucztę zaserwował nam Białostocki Teatr Lalek ze spektaklem „Widmo Antygony” w reżyserii Fabrizio Montecchiego – specjalisty od teatru cieni. Przedstawienie było bardzo interesujące od strony wizualnej, gdyż toczyło się niejako na dwóch poziomach postrzegania. Aktorzy grali w pięknie rzeźbionych maskach, które jednocześnie rzucały cień na białe płótna, tworząc tym samym teatr cieni. 

W warstwie treści „Widmo Antygony” nawiązywało oczywiście do konfliktu bohaterki z władcą Teb, Kreonem, który zakazał pogrzebania ciała jednego z jej braci – Polinika. Antygona, uczyniwszy to, wbrew prośbom siostry Ismeny. została pogrzebana za życia – strącono ją do zamurowanego więzienia. Kiedy na Kreona przychodzi otrzeźwienie w postaci wieszcza Terezjasza, jest już za późno – Antygona zostaje znaleziona martwa w swej celi. W konsekwencji Kreon traci to, co w życiu najważniejsze – rodzinę. Syn Hajmon, narzeczony Antygony zabija się na oczach ojca, matka – usłyszawszy o tej wieści, także popełnia samobójstwo. Treść tej antycznej tragedii delikatnie koresponduje z wątkiem współczesnym, umiejętnie wplecionym w narrację o Antygonie: podobnie jak w tragedii obserwujemy dwie siostry, które czuwają nad chorym bratem, utrzymywanym przy życiu tylko dzięki skomplikowanej aparaturze medycznej. Jedna z sióstr pragnie odłączyć brata od tej męczarni i pozwolić mu godnie umrzeć, bo jego już nie ma, pozostało tylko ciało. Tak jak Antygona – dokonuje pewnego wyboru, który może kłócić się z punktem widzenia lekarzy, moralności, społeczeństwa, brzmiącym, że życie należy ratować za każdą cenę. Tylko czy kilka lat leżenia w stanie wegetatywnym można nazwać życiem? Na to pytanie i kilka innych musimy sobie sami odpowiedzieć po spektaklu.

Wracając do warstwy wizualnej spektaklu – sceny współczesne odbywały się w minimalistycznych, właściwie nieoznaczonych przestrzeniach, zaś sceny odnoszące się do tragedii Antygony i jej bliskich aranżowano przy pomocy białych prześcieradeł, które służyły także do oglądania teatru cieni. Teatr ten tworzył się wtedy, gdy aktorzy zakładali w pewnym sensie ‘podwójne’ maski: twarz wyrzeźbiona była zarówno en face jak i z profilu maski, dawało zaskakujący i świetny efekt w połączeniu z ruchami aktorów i blasku reflektorów. Należy też podkreślić, że same maski były piękne, wykonane z wielką dbałością o szczegóły i finezją godną podziwu! Dzięki temu zabiegowi ożył w mojej świadomości teatr, który znałam tylko z kart książek – teatr starożytny.

Oryginalny okazał się monodram Poliny Borisovej (Francja – Rosja) pt. „Go!”. Młoda aktorka, drobiąc powolutku nogami, zgarbiona, z maską na twarzy i peruką siwych włosów wcieliła się w samotną staruszkę, której życie upływa na przywoływaniu wspomnień. Cały spektakl przebiegł w milczeniu, a przywoływanie ludzi, uczuć i przedmiotów z przeszłości odbywało się za pomocą wyklejania ich białą taśmą na ścianie, walizce, podłodze a nawet na ubraniu kobiety. Trzeba przyznać, że przedstawienie zarówno rozbawiło jak i rozczuliło festiwalową widownię. Niektórych bawiły pewne czynności staruszki jak naprawianie okularów taśmą klejącą, zabawa lampką czy odliczanie sobie porcji płatków na śniadanie. Rozczulały sceny, kiedy bohaterka dobitnie uświadamiała nam poczucie samotności, wyobcowania ze współczesnego świata oraz tęsknotę za tymi, którzy już pomarli. Piękna jest ostatnia scena spektaklu, kiedy to na ścianie wyrysowany zostaje domek z uchylonymi drzwiami, ukochanymi osobami i piecykiem. Przez te uchylone właśnie drzwi zniknie bohaterka zostawiając nam swoje kapcie i swoją samotność. Podsumowując – „Go!” to przejmujący spektakl o starości i powolnym odchodzeniu. Oszczędne aktorstwo, pomysłowe rozwiązania scenicznie oraz prostota tego przedstawiania sprawiły, że ‘kupiliśmy’ tę historię!

Mniej zachwycający okazał się spektakl portugalskiej grupy Bonecos de Santo Aleixo „Stworzenie świata”. Może i był to teatr oryginalny, bo tradycyjny i prezentujący treści za pomocą niespotykanych kilkudziesięciocentymetrowych kukiełek, w malutkiej podłużnej scenie (w tzw. retablo) z użyciem tylko naturalnego oświetlenia (dwóch palących się świec) jednak niczego z tej prezentacji się nie dowiedzieliśmy. Wiadomo tylko było, że przedstawienie było swobodą adaptacją mitu o stworzeniu świata (pojawiają się m.in. Adam i Ewa w raju oraz zwierzęta), reszty zaś musieliśmy się domyślić. Niestety – chyba niewielu widzom się to udało. Ja zapamiętam z tego spektaklu krzyczących niezrozumiałe słowa lalkarzy oraz bardzo szybkie, wahadłowe ruchy kukiełek ‘tańczących’ portugalską odmianę fado. Z pewnością energii „Stworzeniu…” nie brakowało, ale co z tego skoro wszelka para poszła w gwizdek…

Ciekawą propozycją dla najmłodszych widzów był występ dwójki aktorów z izraelskiego The Train Theatre pt. „Cyrk sześcianów”. Artyści przez kilkadziesiąt minut zabawiali siebie i publiczność sześcianami i tym, co można z nich wyczarować lub jak je można wykorzystać. A można na wiele sposobów na przykład tworząc kubistyczne zwierzątka, szeregi miast czy elementy ubioru!

Na zakończenie dnia gospodarze, czyli Teatr Lalek Banialuka zaprezentował swoją ostatnią premierę – „Gwiazdę” wg Helmuta Kajzara. Spektakl, przeznaczony dla publiczności powyżej 16 lat, był próbą zmierzenia się zarówno z trudną i mało jeszcze znaną twórczością Kajzara jak i spojrzenia na status współczesnej kobiety, aktorki, gwiazdy… Na scenie pojawiły się o odegrały swoje role wszystkie aktorki Banialuki a towarzyszyła im lalka, którą animowały i która był pewnego rodzaju symbolem pragnień bohaterek lub też czymś na czym mogły się zemścić, wyżalić, przytulić. Problemem tego spektaklu jest jednak jego hermetyczność i dość zagmatwany stopień tekstu, jakim posługują się aktorki. Przypuszczam, że ktoś kto nie zna twórczości Kajzara (a jest tych osób raczej niewiele) zupełnie nie zrozumie spektaklu i problematyki w niej poruszanej. A dużo mówi się także o samym teatrze i życiu autora „Gwiazdy” - i mimo że spektakl może poszczycić się zgrabnymi kreacjami aktorskimi to jednak nie wciąga stuprocentowo a z czasem wręcz nuży.

Marta Odziomek
Dziennik Teatralny Katowice
2 czerwca 2012

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...