"Fiasko"? No way!
"Fiasko" - aut. Stanisław Lem - reż. Magda Szpecht - Stary Teatr w KrakowieCzy największym marzeniem ludzkości nie jest udowodnienie, że nie jesteśmy sami we wszechświecie? Dowody na istnienie innej cywilizacji to byłoby prawdziwe odkrycie! W obliczu rozwoju sztucznej inteligencji i nowych technologii wcale nie musi być ono tak odległe, jak nam się wydaje. Z tego powodu, naprawdę warto obejrzeć "Fiasko" w reżyserii Magdy Szpecht na deskach Starego Teatru w Krakowie.
"Fiasko", czyli ostatnia powieść Stanisława Lema, na podstawie której powstał spektakl, opowiada o Angusie Parvisie. Wylądował on na Tytanie - księżycu Saturna, by uratować uczestników poprzedniej misji, w tym zaginionego komandora Pirxa. Cel, jak się można domyśleć, nie został osiągnięty. Ciało jednego z uśpionych kosmonautów odmrożono wiek później. Ożywiony bohater ma udać się w misję poznania pozaziemskiej cywilizacji zamieszkującej planetę Kwinta.
Niestety, ta wyprawa też jest skazana na porażkę. Dlaczego? Z dość prostego powodu: "brak nam miar i ocen, gdy bierzemy pod uwagę inne istoty innego świata, innej ery dziejów, tak już odmiennych od naszej historii". Kwintanie wcale nie dążą do kontaktu z Ziemianami, a wręcz go unikają. Tak jeden z największych snów ludzkości okazuje się tytułowym fiaskiem.
Teatralne "Fiasko" - fiaskiem wcale nie jest. Jest za to przemyślanym i dobrze zagranym (od początku do końca) spektaklem. Na scenie prym wiedzie Natalia Kaja Chmielewska, Aleksandra Nowosadko oraz Baxi Ostrowski (gościnnie). Scenografia Jana Simona przenosi widzów do wnętrza statku kosmicznego.
Mikstury, menzurki, pipety jak z wielkiego laboratorium sprawiają, że robi się tajemniczo i dość nieswojo. Muzyka Krzysztofa Kaliskiego w połączeniu z choreografią Pawła Sakowicza wprowadza w klimat rodem z filmu science fiction.
Wszystko to uzupełniają całkiem zwyczajne (białe bluzy i beżowe spodnie), ale efektowne (z naszytymi kolorowymi elementami) kostiumy. Jest coś jeszcze! Bezkonkurencyjne wizualizacje, które w pierwszych scenach "grają pierwsze skrzypce". Jeśli dodamy do tego doskonałe w swojej prostocie i tworzone na żywo efekty specjalne (m.in. ugniatanie mąki w blaszanej foremce) to otrzymujemy spektakl, którego wizji artystycznej nie powstydziłby się sam Lem.
Podobne odczucia zdaje się mieć krakowska publiczność, która po chwili cichej zadumy (idealnie "zagrała" na koniec), nagrodziła aktorów i aktorki gromkimi brawami.