Finały spektakularne

"Tannhäuser" - reż. Laco Adamik - Opera Krakowska w Krakowie

Od lat Opera Krakowska wieńczy sezon artystyczny Letnim Festiwalem. Tradycją Festiwalu jest operowa premiera na jego inaugurację. W tym roku ta premiera wzbudzała szczególne zainteresowanie, bowiem po raz pierwszy od siedemdziesięciu lat Opera sięgnęła po dzieło Richarda Wagnera.

Różne były przyczyny nieobecności muzyki mistrza z Bayreuth na powojennej krakowskiej scenie operowej. Podstawową była anatema, która po wojnie w atmosferze zrozumiałej wrogości do wszystkiego co niemieckie, dotknęła opery Wagnera, uchodzące za uosobienie nazistowskich teorii o wyższości rasy germańskiej nad innymi. Nie bez znaczenia były antysemickie poglądy kompozytora głoszone w licznych jego pismach i wieloletnia przyjaźń jego synowej Angielki Winifred Wagner, członkini NSDAP, z Hitlerem, który był częstym gościem w Bayreuth. Zaważyła też na tym hitlerowska propaganda z chęcią wykorzystująca do swoich celów podniosłe, niesłychanie emocjonalne i energetyczne fragmenty dzieł Wagnera. Słusznie powiedział niegdyś znakomity dyrygent i pianista Daniel Barenboim, że "najgorsze, co mogło przytrafić się Wagnerowi, to miłość Hitlera do jego muzyki". Musiały upłynąć lata, by wartość samego dzieła przysłoniła polityczne uprzedzenia.

Równie ważną przyczyną niechętnego sięgania przez dyrektorów polskich oper po utwory Wagnera były trudności, jakie one nastręczały. Wagnerowskie opery wymagają z reguły dużych chórów, zwiększonej obsady orkiestry, potrzebują także głosów solowych o specyficznej ekspresji i niemałej mocy. Utarła się opinia, że u nas takie głosy się nie rodzą lub się ich nie kształci, choć "Tannhäuser" w dwadzieścia lat po drezdeńskiej prapremierze wystawiony został w 1867 roku na scenie lwowskiej opery w języku niemieckim, a w 1883 roku zaprezentowano go z polskim tłumaczeniem libretta. Przed rokiem 1939 także krakowianie oglądali "Lohengrina" i "Tannhäusera", a obie pozycje przygotowano siłami lokalnymi. W czasach nam bliższych właśnie z kręgów Opery Krakowskiej pochodził najlepszy w latach 60. polski odtwórca roli Tannhäusera Roman Węgrzyn, kreujący tę partię z wielkim powodzeniem nie tylko w poznańskim Teatrze Wielkim, lecz także na scenach niemieckich, m.in. w Bonn i Karlsruhe. Jedna jaskółka nie czyni jednak wiosny i kolejni dyrektorzy Opery Krakowskiej słusznie mierzyli zamiar według sił. A siły powoli rosły, czego dowody oglądaliśmy w minionych latach, by wspomnieć choćby premierę "Ariadny na Naxos" Straussa. I wreszcie doczekaliśmy się. 9 czerwca w sali przy ul. Lubicz zagościł "Tannhäuser". Reżyserii opery Wagnera podjął się Laco Adamik, scenografię i kostiumy zaprojektowała Barbara Kędzierska, muzycznie przygotował i poprowadził premierę Tomasz Tokarczyk.

Libretto opery kompozytor wysnuł z niemieckich legend o Wenusbergu, czarodziejskiej grocie w górach, w której mieszkiwała bogini miłości ze swym dworem. Ten wątek połączył z historią średniowiecznych turniejów śpiewaczych na zamku w Wartburgu. Dołożył do tego jeszcze postać Elżbiety, która z kochającej Tannhausera siostrzenicy landgrafa zamienia się w finale w św. Elżbietę z Turyngii rezydującą niegdyś na Wartburgu. Z tych różnych elementów powstało jedno z najlepszych librett w historii opery, dające się odczytać w różny sposób, ale zawsze tworzące dobry, pełen namiętności teatr. Można w "Tannhäuserze" widzieć walkę chrześcijaństwa z pogaństwem, można znaleźć opozycję boskości i śmiertelności. Można odczytać go jako historię człowieka poszukującego swojej drogi w świecie wbrew ogólnie panującym regułom. Laco Adamik w drukowanym programie opery mówi: "Każdy człowiek składa się z dwóch części. Jedna z nich to biologia, natura, a druga - to duch, świadomość, kultura. (...) Dychotomia człowieka, który składa się ze szczęścia i nieszczęścia, z młodości i starości, z miłości i odrzucenia, przejawia się we wszystkich sferach naszej egzystencji. (...) Obraz raju i obraz ziemskiego życia w tym utworze jest dla mnie figuracją naszego losu".

Czy widz może trafnie odczytać idee reżysera? Dwoistość podkreślona jest kontrastem czerni i bieli, chwilami nieco męczącym dla oczu. Brakło mi "boskiego raju" w świecie Wenus. Bachanaliom, które zajęły sporą część uwertury, brak było radości, dużo natomiast było w nich bezładnego ruchu. Ale cóż można dziś zaproponować widzom jako kwintesencję zmysłowej miłości? Przyznam się, nie wiem, choć słuchając namiętnej muzyki Wagnera i oglądając ruch sceniczny przygotowany przez Katarzynę Aleksandrę Kmieć, myślałam, że może lepsza byłaby elektroniczna gra barw pozostawiająca pole wyobraźni odbiorców. Na szczęście w miarę rozwoju akcji obraz połączył się z dźwiękiem, a może nawet został przez muzykę zdominowany. Można było też zastanawiać się, dlaczego reżyser wraz z kostiumografką przenieśli akcję ze średniowiecza w lata międzywojenne minionego wieku. Dla podkreślenia uniwersalności przesłania spektaklu?

Krakowska premiera "Tannhäusera" została przez Tomasza Tokarczyka przygotowana bardzo starannie i poprowadzona z prawdziwą miłością do muzyki Wagnera. Dało to bardzo dobry rezultat. Obudziło niespodziewany potencjał tkwiący w operowej orkiestrze, i Gradacje dynamiczne i dramatyczne, szlachetny gatunek dźwięku orkiestry, tworzyły dobre muzyczne theatrum. Ładnie śpiewał chór przygotowany przez Zygmunta Magierę, choć chciałoby się, by był liczniejszy, o gęstszym brzmieniu. Ale największym walorem spektaklu 9 czerwca był zestaw solistów. W tej obsadzie nie było jednego słabego ogniwa. "Tannhäuser" to życiowa rola Tomasza Kuka. Ewa Vesin - drapieżna i władcza Wenus, Wioletta Chodowicz - delikatna, a przecież silna duchem Elżbieta, Mariusz Godlewski - szlachetny, wierny w przyjaźni Wolfram, Andrzej Lampert - Walter, byli doskonali muzycznie, a przez to wiarygodni aktorsko. A obok nich: Monika Korybalska jako Pastuszek, Aleksander Teliga - Landgraf, Krzysztof Kozarek - Der Schreiber, Jacek Ozimkowski - Reinmar, Andrzej Biegun - Biterolf... Oni wszyscy sprawili, iż publiczność opuszczała gmach Opery ze świadomością, że ta premiera to ważny moment w dziejach naszego teatru muzycznego.

Anna Woźniakowska
Miesięcznik Kraków
14 lipca 2016

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...