Folwarczne zarządzanie

o teatrach warszawskich

Władza wie, że teatry w Polsce mogą być niebezpieczne, dlatego dyrektorzy są pod ścisłą kontrolą władz. Nie mogłem tego zrozumieć. W Holandii działałem tylko w obszarze artystycznym. W Polsce wszystko jest powiązane z polityką. To patologia wynikająca z tego, że ten system jest niezreformowany.

"Straciliśmy płynność finansową. W zeszłym miesiącu zostały wstrzymane wypłaty dla zespołu. Teatr Rozmaitości powoli obumiera' - Dowiedział PAP-owi Grzegorz Jarzyna. Czy faktycznie sytuacja jest tak dramatyczna, że uzasadnione są tak desperackie ruchy?

Jego wypowiedź nie bierze się znikąd. Jarzyna wielokrotnie powtarzał, że trzeba usunąć kłody, które rzuca się artystom pod nogi, i trzeba zreformować niewydolny i nieprzystający do dzisiejszych czasów system, pochodzący żywcem z PRL-u. O ile wiem, dziś dyrektorzy teatrów nie mają warunków do pracy. Nie mogą planować. Nie można zawierać kontraktów z zagranicznymi artystami, bo teatr nigdy nie wie, ile pieniędzy dostanie, nawet jak ma już od władz miasta obiecaną kwotę. Miasto w każdym momencie może powiedzieć: a jednak nie mamy pieniędzy. Jeżeli ktoś w odpowiedzialny sposób chce prowadzić jednostkę kultury i sztuki, to jest skazany na bycie petentem. Jarzyna jako artysta, który rozsławia Warszawę i Polskę na świecie, musi prosić o pieniądze i znosić poniżanie przez miejskich urzędników. Odkąd Hanna Gronkiewicz-Waltz rządzi, artyści, kultura i sztuka traktowane są jak piąte koło u wozu.

Jaka jest sytuacja w tej chwili?

Z tego, co wiem, Teatr Rozmaitości i Teatr Nowy nie dostały na projekty w tym sezonie żadnych pieniędzy. Ostatnia premiera Jarzyny była robiona za pieniądze niemieckie we współpracy z berlińskim teatrem. Premiera "Kabaretu warszawskiego" Krzysztofa Warlikowskiego została sfinansowana przez Francuzów. Robią to, bo wiedzą, że jeżeli zamknie się teatr, to rozpada się całe DNA, które przez 20 lat było robione. To, że Teatr Rozmaitości stracił płynność, jest bezpośrednim wynikiem tego, że pieniądze zostały zabrane teatrom przed Euro 2012 i wpompowane w Stadion Narodowy.

Przez takie zarządzanie wielu artystów wyjechało za granicę. A w kraju najlepsi są karani za sukces obcinaniem pieniędzy.

Warlikowski mógłby zarabiać krocie, jeżdżąc po świecie i reżyserując opery. To, że jemu chce się prowadzić teatr w takich poniżających warunkach i znosić dyletanctwo, to jego dobra wola. Choć on tak tego nie określi, to rodzaj patriotyzmu. Znosi tę sytuację w kraju, bo uwielbia polskich aktorów i polską publiczność. Polska jest fenomenem. Warlikowski mówi, że publiczność nigdzie tak żywo nie reaguje jak w Polsce. Mało tego, to w Polsce właśnie jest największa w Europie frekwencja ludzi, którzy chodzą do teatru. I artyści, którzy stąd wyjechali, mają poczucie zażenowania. Kiedyś polską elitę wymordowano, dziś zmusza się ją do opuszczania kraju.

Gdy brakuje pieniędzy, to w pierwszej kolejności traci na tym kultura - przyzwyczailiśmy się do tego.

Jeśli jest kryzys, to przecież można zacisnąć pasa. Artyści to naprawdę potrafią. Tylko problem polega na tym, że nikt nam tego nie powie. Władza nie planuje i nie ma żadnej wizji. Władza nie jest zainteresowana tym, żeby rozwijać u obywateli demokratyczną postawę, a właśnie kultura i sztuka mają za zadanie pokazywanie świata i różnych postaw tak, by ludzie mogli rozwijać własny pogląd na otaczającą nas rzeczywistość. Jeśli nie pozwala się istnieć różnym przejawom kultury i sztuki, to społeczeństwu zostają tylko chleb i igrzyska.

Jeden z ministrów PO na nieformalnym spotkaniu o odbiorcach sztuki zapytał: "Ale co to jest za elektorat właściwie?". Ta władza działa tylko dla słupków popularności. A przecież przemysł kreatywny wytwarza poważną część PKB i dlatego warto w kulturę inwestować. Sztuka pracuje na ekonomię. Przypominam, że w Polsce z jednej złotówki włożonej w kulturę do skarbu państwa wraca 20 zł! Przecież to jest olbrzymia szansa dla Polski!

"Kabaret warszawski" zapowiada się jako sensacja. Słyszałem o nerwowej sytuacji w związku z przestrzenią, w której mieliście grać.

Premierę zaplanowaliśmy w miejscu, w którym jeszcze parę miesięcy temu remontowano śmieciarki MPO. Zresztą na marginesie - miasto łaskawie wyprowadziło śmieciarki. W tej chwili cały czas mieszkają tam gołębie, które robią nam na głowę, w nocy chodzą szczury, dach przecieka. Kurz jest taki, że mamy problemy z oddychaniem. Nawet najprostsze roboty nie są zrobione, bo miasto nie chce ponosić żadnych konsekwencji swoich decyzji. Moi koledzy do tego się przyzwyczaili, natomiast ja po przyjeździe z Holandii po wielu latach byłem zaskoczony, w jakich warunkach trzeba tu pracować.

Artyści alarmują. Mówią o korupcji.

Wydaje się, że kultura jest niemierzalna, ale wystarczy spojrzeć, ile pieniędzy jest przeznaczanych w budżecie państwa na kulturę, ale ile realnie trafia do właściwych instytucji. Gdzieś te pieniądze po drodze znikają. To duży obszar dla NIK-u i CBA. Nie ma przejrzystych konkursów. Nie ma uzasadnień komisji, dlaczego wybrano kogoś na stanowisko dyrektora. Władza wie, że teatry w Polsce mogą być niebezpieczne, dlatego dyrektorzy są pod ścisłą kontrolą władz. Nie mogłem tego zrozumieć. W Holandii działałem tylko w obszarze artystycznym. W Polsce wszystko jest powiązane z polityką. To patologia wynikająca z tego, że ten system jest niezreformowany. Za to mamy folwarczne zarządzanie czymś, co powinno należeć do ludzi.

Wielu artystów, którzy poparli PO, dziś przeciera oczy ze zdumienia. "To myśmy na was postawili, a wy mówicie: co to za elektorat?!".

Jeżeli ta władza w czymś się wyspecjalizowała, to w doskonaleniu PR-u. Wytworzyła taką matriksową chmurę iluzji. Ludzie w tę iluzję uwierzyli i teraz są w kropce. Jednak nie należy ich wyśmiewać, trzeba na nich się otworzyć.
"e"
Opracowanie: Sylwia Krasnodębska

(-)
Gazeta Polska
7 czerwca 2013

Książka tygodnia

Teatr, który nadchodzi
Wydawnictwo słowo/obraz terytoria Sp. z o.o.
Dariusz Kosiński

Trailer tygodnia

La Phazz
Julieta Gascón i Jose Antonio Puchades
W "La Phazz" udało się twórcom z "La ...