Fortuna kołowrotkiem się toczy
po premierze edukacyjnego projektu Centrum Kultury w GdyniŚpiąca Królewna" Sceny 138 spokojnie może stać się gdyńskim towarem eksportowym, chociaż przy tempie i żywiołowości spektaklu, "spokojnie" to nie najbardziej trafne określenie
Scena 138 czyli gdyński edukacyjny projekt artystyczny, czyli niezależna grupa teatralna, czyli takie tam warsztaty dla młodzieży nawet nie w centrum miasta... Scena 138 przekroczyła granice zwykłego odgrywania fabuły, poprawnego odgrywania fabuły, wyśmienitego odgrywania fabuły, granice nowej interpretacji, granice unowocześnienia baśni, nawet granice przedstawienia tematu wielowymiarowo, czyli interesująco dla widzów w różnym wieku.
"Śpiąca Królewna" - tej z lekkością przekraczającej granice - Sceny 138 spokojnie może stać się gdyńskim towarem eksportowym, chociaż przy tempie i żywiołowości spektaklu, "spokojnie" to nie najbardziej trafne określenie. Prawda, los bywa kapryśny, los jest nieprzewidywalny, los to ludzie, których mamy obok siebie. A premiera na orłowskiej plaży losowo(?) zbiegła się z terminem zlotu żaglowców Operation Gdynia Sails i wszystko się może zdarzyć. Gdybym była trzynastą, nieproszoną, wróżką wywróżyłabym, że scenariusz i interpretacja na jednym z żaglowców dotrą do samej Ameryki, do samego Tima Burtona. Pomysłowość i precyzja scenariusza Mirona Miotka zasługują na szczególną uwagę.
Wszystkie warstwy baśni
Akcja, mimo że to teatr współczesny, rozpoczyna się, rozwija i logicznie kończy, dzięki czemu dzieci wpatrują się w scenę skupionym, rozumiejącym wzrokiem, zaś dorośli treści i atmosferę baśni wchłaniają łatwo, gdyż scenarzysta potraktował współczesną kulturę przekrojowo.
Mamy warstwę historyczną: lata 1914-2014, z konfliktami, rewolucjami i nowym porządkiem świata, w którym figury namaszczonego władcy i królewskich dziedziców straciły na znaczeniu.
Mamy warstwę psychologiczną: dorastającą pannę, która wykazuje się po raz pierwszy samodzielnością, pierwszy raz łamie zakaz, którego łamać nie wolno, zasypia i nie dojrzewa przez całe sto lat, by zbudzić się w męskich objęciach tak świeża i naiwna, jakby wcześniej podjęte działania nie były decyzjami, a wyłącznie odruchowym reagowaniem na zewnętrzne okoliczności.
Mamy warstwę obyczajową: obrzędy przejścia - chrzest, z podarkami typu zabawki czy buciki, oraz urodziny, tu piętnaste, czyli obrzędy typu quinceaera czy pierwszy bal, gdy dziewczyna jako młoda kobieta pierwszy raz wkłada dorosłą suknię; mamy też nowomodne starania młodego ojca, by być przy rodzącej żonie, tu akurat Królowej.
Jest i warstwa dla umysłów ścisłych: 12, 13 (nawet w piosence), 14, 15, 100, oraz coś dla socjologów i filozofów: dary i jednocześnie problemy - bliskość z ludźmi, pewność siebie, zaludnienie Ziemi, długa młodość, równouprawnienie, długowieczność, urodzaj.
Taki los
Czegoś też wyraźnie brakuje, ludzkości brakuje, o czym przypomina Los. Bo ta dziwna postać (Aleksandra Magulska), wyróżniona czarnym strojem i makijażem w stylu Królowej Mab z telewizyjnego filmu Merlin S. Barrona (1998), stała się centralną postacią baśni. Rozmawia z niebiosami, nie wiadomo jednak, dialoguje czy gada jak dziad do obrazu. Przynosi dar, który ma decydujący wpływ na życie Królewny i królestwa, tak istotny, że matczyna miłość Królowej, lub mówiąc inaczej, wszędzie wpychane matczyne paluchy, gotowa jest przehandlować światowy pokój za przytępienie tego podarunku.
Nieproszony gość, pechowa, trzynasta, nie do pary, zakłócająca harmonię eleganckiej matematycznie dwunastki, burząca piękno uświęconego tradycją dwunastomiesięcznego kalendarza. Czy chrzciny - tu genialnie skrótowo zaznaczony obrzęd religijny - czy stypa, czy jakakolwiek potańcówka, impreza, bal, zdarza się napotkać tę nie do pary, w której obecności przewidywalny, sielski scenariusz staje się niepewny, jak sam los. Ta dziwna postać w Śpiącej Królewnie jest zasłonięta swoim czarnym strojem, zakryta charakterystycznym makijażem, schowana w chmurze niejasnych wpływów i intencji. Jest zła, bo widać w jej zachowaniu agresję? A może to uzasadniony gniew lub konieczny pośpiech? Może jest dobra, bo chce oszczędzić Królewnie cierpień. Może przędzie nić losu, tu troszkę naciągając, tam troszkę nadrywając, a może nić przechodzi tylko przez jej dłonie, rwąc się i pętląc, mimo starań prządki.
W tanecznej scenie Los, dyrygujący ludźmi, sprawia chwilami wrażenie nie dyrygenta, ale kogoś kto tylko macha rękami do niezależnie istniejącego rytmu. Rolą Losu może okazać się wyłącznie przypominanie o własnej niestałości oraz napominanie, by zbytnio nie przywiązywać się do wielkich idei, bo te mogą pokierować światem zgodnie z intencjami wcielających je w życie, ale mogą też poprowadzić świat w całkiem przeciwnym kierunku, czego zaznał XX wiek.
Profesjonalizm amatorów
Pomysłowość scenarzysty, umiejętności reżyserskie Tomasza Podsiadłego bez których nie byłoby bezpretensjonalnej gry roztańczonych aktorów, brak (widocznej) tremy, sprawiają, że spektakl ogląda się lekko, na zasadzie "być tu i teraz", a małe lub większe conieco zostaje do przemyślenia na potem. Gołym okiem było widać, że aktorzy-amatorzy czują się pewnie i dobrze, stanowiąc zgrany zespół.
Sceny taneczne, z choreografią opartą na powtarzającej się sekwencji, zadziwiały synchronizacją i lekkością wykonania, nadawały rytm wartko toczącej się akcji, wywoływały uśmiechy na twarzach widzów. Żeby pokazać, bez (widocznego) wysiłku, podobieństwa dworskich tańców do nowoczesnego podrygiwania, po drodze bawiąc się konwencjami lat 20., 30., 50., 60., 80. XX wieku trzeba było zapewne wielu godzin ćwiczeń, dużo pracy, ale chyba i nie mniej wspólnej zabawy.
Scenografia autorstwa Magdaleny Kurek była spójna, ujmująco prosta, stwarzała przestrzeń i bezpieczne warunki dla ekspresji ruchowej aktorów. Kostiumy tego samego autorstwa były dobrze pomyślane jako komponująca się na scenie całość. Stroje, podobne do siebie, ale nie jednakowe; dużo bieli, z barwnymi akcentami dokładnie tam, gdzie były one potrzebne; luz i poczucie humoru - duża, prawie za duża korona Króla, maleńka, gadżetowa korona Królewny, czarne szpilki Królowej, noszone z królewską pewnością siebie do białej sukni, słuchawki na uszach Księcia współczesności, przez które tak słychać, że nic nie słychać. Makijaże i fryzury były teatralne, ale w pozytywnym sensie - wyraźne i dobrze widoczne również z dalszych rzędów, nie zakrywały młodości występujących.
Oklaski bez końca
Widzowie dostali możliwość współtworzenia baśni. Chętni mogą opisać sen Królewny, śniony przez sto lat, na specjalnym, baśniowym formularzu ze złotą koroną.
Pięknym zakończeniem premierowego spektaklu były podziękowania dla artystów oraz króciutka i serdeczna przemowa reżysera. Tomasz Podsiadły pochwalił się sukcesami członków zespołu, którzy w tym roku rozpoczną edukację w szkołach teatralnych. Scena 138, jako teatr amatorski traci tym sposobem część swojej młodej energii... Ale... Nigdy nie wiadomo, co przyniesie los. Może z nawiązką napłynie do zespołu nowa moc, gdyż wszyscy, którym w duszy grają okołoteatralne tematy mogą czuć się zaproszeni na wrześniowe warsztaty w Centrum Kultury w Gdyni.
Lato, wakacje, zabawa, sztuka! Pozostaje jeszcze raz podziękować. Jeszcze raz, słowem pisanym, bo najważniejsze podziękowania było słychać - szczodre oklaski trwały i trwały.