Frankensteina pod rękę weź
"Frankenstein" - reż: Wojciech Kościelniak - Teatr Capitol we WrocławiuTeatr "Capitol" dał się ponieść modzie na umarłych bohaterów - wraz z premierą kolejnej części filmowej sagi "Zmierzch" we Wrocławiu wystawiona została musicalowa wersja historii o doktorze Frankensteinie. Nie rozczaruje się nikt, kto, zamiast do kina, wybierze się do teatru!
Reżyser słynnej „Opery za trzy grosze”, Wojciech Kościelniak, tym razem zabiera widzów w świat mrocznego laboratorium genialnego naukowca, Wiktora Frankensteina. Brawa należą się odtwórcy głównej roli - Mariuszowi Kilianowi za genialną kreację. Widzowie śledzą proces rozwoju i nauki młodego naukowca. Poznajemy matkę Wiktora (w tej roli przezabawna Justyna Szafran), jego przyjaciół oraz nauczyciela. Wreszcie docieramy do wnętrza laboratorium i jesteśmy świadkami narodzin Monstrum (Cezary Studniak).
Scena jest domem, uczelnią, laboratorium, a nawet Paryżem i Londynem. Atmosferę tworzy gra reflektorów i - mimo że spektakl odbywa się w Regionalnym Centrum Konferencyjnym, a nie w teatrze - przedstawienie ogląda się z dużym zainteresowaniem, ponieważ każdy element spektaklu został dopracowany i absolutnie nic nie zostało pozostawione przypadkowi.
Z całą pewnością wokale aktorów oraz muzyka robią wrażenie (zasługa Piotra Dziubka), ale efekt dopełnia świetna scenografia (Damian Styrna), kostiumy (Katarzyna Paciorek) oraz ruch sceniczny (Beata Owczarek i Janusz Skubaczkowski). Oprawa tego spektaklu przypomina kultową Rodzinę Adamsów - czarne, proste stroje, blade mroczne twarze. Scena tonie w odcieniach szarości, panuje mroczna atmosfera. Nie dajmy się jednak zwieść kamiennym twarzom aktorów, na sali częściej słychać wybuchy śmiechu niż okrzyki paniki. Przede wszystkim za sprawą niesfornego Monstrum i Igora, którzy przysparzają biednemu Frankensteinowi coraz to nowych kłopotów.
Na wielkie brawa zasługują tancerze z Ewliną Adamską-Porczyk na czele (rola śmiertelnie niebezpiecznej Mariji). Popisy baletu dopełniają prawie każdą piosenkę, zaskakując synchronizacją oraz wyczuciem ruchów.
Mimo że spektakl trwa niemal trzy godziny, zdecydowanie waro mu ten czas poświęcić. Nie ulega wątpliwości, że jest to jedno z najlepszych przedstawień Teatru Capitol na przestrzeni ostatnich lat i miejmy nadzieję, że nie zostanie zbyt szybko zdjęte z afisza. Można na zakończenie pgratulować Konradowi Imieli tak owocnej współpracy z reżyserem. Z niecierpliwością czekamy zatem, jaką premierę twórcy przygotują następnym razem!