Freelancer

to leń, który udaje, że pracuje, bo mu się nie chce rano wstawać?

- Wujku - pyta mały Jasio - a kim jest freelancer? Widzisz, freelancer - odpowiada wujek - jest jak dzielny rycerz, który walczy ze smokami. Jest jak superbohater, który walczy samotnie ze złoczyńcami. A Mama i tak mówi, że to leń, który udaje, że pracuje, bo mu się nie chce rano wstawać.

Polskie państwowe szkoły teatralne każdego roku opuszczają dziesiątki absolwentów. Jeśli zsumować tylko same wydziały aktorskie i założyć, że z każdego z nich wypływa na głębokie wody zawodu około dwadzieścia osób to już mamy osiemdziesięciu młodych, pełnych marzeń, nadziei, energii i pasji szukających zatrudnienia aktorów i aktorek. Do tego dochodzą wydziały lalkarskie, wokalno-estradowe, taneczne oraz coraz popularniejsze studia aktorskie działające przy teatrach. Razem uzbiera się około dwieście osób. I mowa tu o ludziach z tzw. papierem w ręku. Aż strach policzyć tych, którzy aktorami się czują i również stają do boju o role czekając w jednej kolejce na castingach z profesjonalistami. Taka rywalizacja zwyczaj nie dotyczy teatru chociaż i to powoli ulega zmianie.

Dlaczego tak? Ano dlatego, że nie ma w Polsce silnych związków zawodowych aktorów, które walczyłyby o interesy tej grupy zawodowej. To znaczy, związki są, ale tylko w teorii, gdyż realną siłę sprawczą i naprawczą mają znikomą. Świadczą o tym choćby coraz to nowe projekty ustaw uderzające w twórców, z łatwością zdobywające większość w Parlamencie.

Wróćmy jednak do naszych baranów. Kończą młodzi ludzie szkoły, dostają papier i i tym papierem mogą sobie kanapkę owinąć, bo ostatecznie w pracy nikt nie pyta o to, jaki masz glejt, bo i tak wartość każdego aktora weryfikuje scena i kamera.

Teatrów w Polsce mamy dość sporo, a ich poziom i linie repertuarowe są bardzo zróżnicowane. Szczęśliwi, chciałoby się rzec, ci, którzy złapali ciepłą posadkę i okopali się w teatrze, w którym mają możliwość grania ciekawych ról i niemartwienia się o byt, pracując za najniższą krajową albo trochę wyższą. Kokosów nie ma, ale jest spokój, że na chleb z masłem wystarczy, za lekarza płacić nie trzeba, a na stare lata 150 Euro emerytury będzie. Takich osób jest jednak mniejszość, bo etaty w teatrach ani się nie zwalniają proporcjonalnie do przyrostu absolwentów, ani ich nie przybywa.

A co z resztą? Ano są też tacy, którzy grzeją etaty nie grając zbyt wiele oraz tacy, którzy grają sporo, ale niekoniecznie jest to to, o czym by marzyli. No ale ostatecznie praca to praca, ważne że jest. Bo gdy jej nie ma, wielu odpuszcza, przekwalifikowuje się, albo wyjeżdża do Irlandii. Spora grupa aktorów wykonuje prace luźno związane z zawodem, aby się utrzymać w Warszawie i móc od czasu do czasu pójść na casting, żyjąc nadzieją na wielką rolę i zwrot w karierze. Wśród nich są też tacy, którzy podejmują wyzwanie wyjazdu za pracą z Warszawy, grając gościnnie w różnych teatrach, gdzie tylko trafi się ciekawa robota, za wszelką cenę nie chcąc stracić kontaktu ze sceną - zostają freelancerami. Z wyboru, z przypadku, z konieczności spowodowanej brakiem innych perspektyw.

Powodów takiego stanu rzeczy jest wiele, ale utrzymanie się na powierzchni, kiedy konkurencja drepcze po piętach, wymaga nie lada sprytu, uporu, mobilności oraz gotowości zawodowej. Tak jak w zacytowanym powyżej dowcipie, są wśród freelancerów rycerze walczący ze smokami i superbohaterowie zmagający się ze złoczyńcami i są też lenie, którym nie chce się "robić ról" i pracować na swoją pozycję, bo albo im za daleko do teatru w innym mieście, albo się nie opłaca finansowo, bo trzepnąwszy reklamę, szybciej można zarobić większe pieniądze. Wielu zapewne zwyczajnie ogarnia też strach, że może zapomnieli już, jak się zabrać do tego, co jest istotą ich zawodu. Jest też grupa osób, która po serii porażek, niepowodzeń, włożonym wysiłku w przemierzaniu dżungli zawodowej egzystencji straciła wiarę w siebie oraz w to, że może się jeszcze coś zmienić. W takim przypadku depresja i frustracja zdają się być najmniejszymi z niebezpieczeństw, jakie na nich czekają.

Jedną z pierwszych "złotych myśli", jakie usłyszałem rozpoczynając studia w szkole teatralnej, było stwierdzenie, że "w tym zawodzie trzeba mieć wrażliwość listka i skórę słonia". I być może to, co teraz napisałem, wyda się komuś banalne i tendencyjne, ale należy sobie co jakiś czas o tym przypominać, szczególnie będąc wolnym strzelcem, gdyż pracując w ten sposób, pomimo wielu niedogodności, również można, a nawet należy być szczęśliwym.

Robert Zawadzki
tu-jest-teatr.pl
4 marca 2013

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia