Galeria zdegradowanych ludzi

"W małym dworku" - reż: Iga Gańczarczyk - Teatr im. Kochanowskiego w Opolu

Postaci "W małym dworku" to u Igi Gańczarczyk galeria zdegradowanych ludzi snujących się po scenie niczym nakręcone mechanicznie zabawki, niemające pojęcia, jak rozpoznać i co począć ze swoją tożsamością, seksualnym popędem i erotycznymi doświadczeniami - pisze Aleksandra Konopko.

"W małym dworku" Witkacego nie jest tekstem łatwym do realizacji na scenie. Dramat wydaje się dziś hermetyczny i szczelnie zamknięty w ramach Witkacowskiej konwencji.

Do tego ciąży na nim przypisane mu przez autora zadanie krytycznej parodii mieszczańskiego realistycznego dramatu Rittnera ("W małym domku"), który Stanisław Ignacy Witkiewicz obejrzał w 1920 roku w teatrze Reduta Juliusza Osterwy. Intertekstualna gra z tekstem Rittnera otworzyła drogę do wykorzystania sporych pokładów groteski i radykalnej ucieczki od realizmu świata przedstawionego. Zabawa konwencją, odrealnienie postaci sprawiły, że sztukę Witkiewicza łatwo można było uznać za tekst-grę, wywołujący przede wszystkim sporo śmiechu.

Współcześnie jednak "W małym dworku" właściwie nie śmieszy, a czytanie go jedynie poprzez tę powierzchniową warstwę wydaje się być mało interesujące.

***

Dobrze to wyczuły realizatorki opolskiego przedstawienia Iga Gańczarczyk (reżyser) i Magdalena Stojowska (dramaturg), które postanowiły dobrać się do głębszej warstwy tekstu. Śmiech zamieniając na refleksję, a groteskę na mocno obnażoną teatralność (widoczną szczególnie w ruchu scenicznym opracowanym przez Dominikę Knapik), stworzyły ciekawy i niejednoznaczny obraz sceniczny, który w minioną sobotę reprezentował gospodarzy na festiwalu Klasyki Polskiej 2010.

Gańczarczyk podstawowym problemem spektaklu uczyniła demaskację zdegradowanych relacji damsko-męskich. W sferze symbolicznej ich wymiar został sprowadzony do ciągłych łowów, w których zarówno kobieta, jak i mężczyzna zostają sprowadzeni do roli trofeum. Inspiracją w tej kwestii stały się dla twórców dzienniki myśliwskie, które podczas pracy nad dramaturgią spektaklu zostały subtelnie wpisane w tekst Witkacego.

Łowy stają się tu swoistym leitmotivem. Są obecne w scenografii (m.in. poroża, broń jako rekwizyt), w postaciach (ruch sceniczny, symulacja polowania w gestach postaci), a także w fabule (zastrzelenie Anastazji). Ów motyw wpisany jest dodatkowo w przestrzeń, która sugeruje poddanie, wyniszczenie, nieukończenie, prowizorkę i chaos. Aby wzmocnić ten trop interpretacyjny, reżyserka zdecydowała się na przeniesienie spektaklu ze zwykłej sceny do teatralnej dekoratorni nacechowanej podobną antyestetyką. Scenografia Roberta Rumasa wygląda na niegotową, byle jaką konstrukcję z przypadkowymi, kiczowatymi elementami. Nic dziwnego, skoro całą egzystencję postaci w małym dworku można również określić podobnymi przymiotnikami.

***

Uprzedmiotowienie człowieka, odebranie mu tożsamości to tylko niektóre z upiorności małego dworku. Zaś granice posiadłości rodziny Nibków dzięki tak uniwersalnie postrzeganej problematyce tekstu płynnie przesuwają się w stronę ogólnego wymiaru współczesności. Witkacowskie postaci to u Gańczarczyk galeria zdegradowanych ludzi snujących się po scenie niczym nakręcone mechanicznie zabawki, niemające pojęcia, jak rozpoznać i co począć ze swoją tożsamością, seksualnym popędem i erotycznymi doświadczeniami. Wszyscy są tu w pewnym stopniu emocjonalnymi wrakami.

Mimo tego trudno nie zauważyć, że bardziej przejmujące w tej uczuciowej ułomności są w tej realizacji kobiety. Nie jest jasne do końca, czy takie założenie jest narzucone przez reżyserkę, czy po prostu aktorki tym razem lepiej poradziły sobie z chłodną i silnie sformalizowaną konwencją niż aktorzy, w których grze pojawia się znacznie więcej groteski i egzaltacji.

Najważniejszą postacią kobiecą jest Anastazja (świetna Zofia Bielewicz), która przybywa do dworku po śmierci jako widmo. To poprzez jej obecność zostaje zdemaskowana degrengolada tego świata, następuje - jak piszą w programie twórczynie spektaklu - demontaż rzeczywistości "małego dworku".

Szybko okazuje się, że Anastazja pozbawiana za życia indywidualności i sprowadzana do roli lalki była widmem jeszcze na ziemi. Teraz jako duch wydaje się najbardziej autentyczną, ludzką i realną ze wszystkich postaci.

Reżyserka całą problematykę przedstawienia wzmocniła, czyniąc z Anastazji kobietę dużo starszą i bardziej doświadczoną niż było to w oryginale.

W efekcie tej decyzji córki Anastazji: Amelka (dobra, sugestywna rola Aleksandry Cwen) i Zosia (momentami naprawdę interesująca Kornelia Angowska) nie są w tym świecie dziećmi, ale dorosłymi kobietami z dużym erotycznym potencjałem, ale i zupełnie pozbawionymi umiejętności indywidualnego postrzegania samych siebie (stąd pod koniec spektaklu zostaną połączone jedną wspólną, ale i infantylną suknią).

Opolskie przedstawienie udowadnia, że Gańczarczyk i Stojowska to interesujący tandem także w konfiguracji reżyser - dramaturg. Wspólna wcześniejsza praca nad dramaturgią zaowocowała wnikliwym spojrzeniem na tekst. W efekcie młodej reżyserce udało się stworzyć spektakl, który godnie reprezentował opolski teatr na Konfrontacjach.

Aleksandra Konopko
Gazeta Wyborcza Opole
27 kwietnia 2010

Książka tygodnia

Hasowski Appendix. Powroty. Przypomnienia. Powtórzenia…
Wydawnictwo Universitas w Krakowie
Iwona Grodź

Trailer tygodnia