Gardzienickie „Wesele" – ta rozśpiewana gromada!

"Wesele" - reż. Włodzimierz Staniewski - Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice

Teatr ma wiele twarzy, bywa wyjątkowo realistyczny ale także metafizyczny, niekiedy baśniowy czy poetycki, innym razem dosadny i pospolity. Bez względu na swą formę zawsze okazuje się trudny do werbalnego opisu. Sztuka teatralna uprawiana przez Włodzimierza Staniewskiego wydaje się w tym względzie być wyjątkowo trudną, albowiem gardzienickie inscenizacje zdecydowanie służą temu, by je przeżywać, nie analizować.

Stanąwszy przed tak karkołomnym zadaniem, skazanym naturalnie na porażkę, postanowiłam pójść nieco inną drogą i opowiedzieć o spotkaniu dwojga ludzi zafascynowanych starożytnością, literaturą i teatrem, ale reprezentujących skrajnie odmienne postawy wobec tychże dziedzin.

Teatralne poszukiwania Staniewskiego...

Teatr najpiękniejszy i najwznioślejszy tkwi w poezji ulotnej, co rozbudza zmysły. Moc zaklęta w sentencjach i słowach, wypowiadanych w gardzienickim tempie, co jak wicher wpada, zakręci i ulatuje. To frazy oraz symbole poruszające wyobraźnię, otulone wykwintną muzyką i tanecznym gestem. A wszystko w rytm i w punkt. Z dzikością, energią i ikrą, z weselnym przytupem i boso i w bucie. A wokół pieśni, piosnki i przyśpiewki, że już nie wiesz, gdzie zaczyna się Staniewski, gdzie kończy Wyspiański. Do tego Malczewski z Koniecznym w ferii barw i dźwięków wprost przez oko do ucha rozbudzają uśpionego ducha. Hybryda poezji – malarstwa – muzyki. „Ach, ta chata rozśpiewana / ta roztańczona gromada". Huka, stuka, przybasuje! A Wyspiański? „ Szopka, pamflet, satyra, kabaret – jasełka i lajkonikowa śpiewogra. Rymy górne i durne, namnożenie teatralnych różności wszelakich... Piąte przez dziesiąte... I emfaza i nadęcie, pouczanie, łajanie, bajanie, besztanie, śledzenie, przerywanie... I gdzie sens? Sens wciąż się gubi (...). Aby Poezja była boginią. Oddzielić od Jaśków, Czepców, Maryś, Gospodyń, Wojtków, Isi... (Czepca zostawić!). I zaśpiewać. Jak homeryccy aojdowie. Wybrać tylko to, co u Eurypidesa nazywa się gnoma – sentencje".

Teatralne oczekiwania Mąki...

W teatrze najbardziej porusza mnie treść, wielka literatura i ukryte sensy, dramatyczne sploty, które rozbudzają arystotelesowską litość i trwogę. Słowa wypowiadane nieśpiesznie i z namysłem, tak by nie umknęły subtelne emocje. Postaci budowane od wewnątrz. I prawda. Zdania zmuszające do autorefleksji i przewartościowania zadomowionych myśli. A wszystko najchętniej w kameralnej, intymnej przestrzeni. Bez fajerwerków, cyrku i przebieranek! I bez niemądrych przeróbek! Bez banalizowania! Poprawianie, aktualizowanie mistrzów – proszę nie. Tu ucięte, tam dodane, wszystko razem przemieszane – nie! Wszystko dla atrakcyjności – nie! Nie znoszę błahych treści ustrojonych jak paw. Forma rzecz dowolna, nie zawsze najwznioślejsza jest najlepsza. Realizm, mistycyzm, brutalizm, metafizyka, wszelkie inne – tak. Ważne by umiejętnie balansować na cienkiej granicy równowagi pomiędzy treścią, a formą spektaklu. I emocje. Emocje w teatrze są najważniejsze, najgorsza zaś jest obojętność.

Cóż zatem zrobić z tak pielęgnowanymi przekonaniami, kiedy się jest widzem w gardzienickich włościach? Nie sposób ich porzucić ani zmodyfikować. A Wyspiański? Jak scalić postrzępione słowa, zdania, sensy? Z pomocą przychodzi wywód Gorgiasza, ten zaś mawiał: „Człowiek, który zwodzi, okazuje więcej prawości niż ten, który tego nie czyni; a człowiek, który daje się zwieść, posiada większą mądrość niż ten, który się opiera".

Zatem daję się wieść przez ten wir i tan. Serce drży, stuka i dzwończy, pląsa, hula, przybasuje!

Magdalena Mąka
Dziennik Teatralny Lublin
6 października 2017

Książka tygodnia

Ziemia Ulro. Przemowa Olga Tokarczuk
Społeczny Instytut Wydawniczy Znak
Czesław Miłosz

Trailer tygodnia