Gdy zamiast Jezusa Diabła ukrzyżują

"Sprawa" - reż: Jerzy Jarocki - Teatr Narodowy w Warszawie

Od wieków jest wszędzie: zarówno w naszym zwyczajnym życiu jak i w sztuce. Posyłamy do niego wrogów i nieżyczliwych nam ludzi. Mimo że się go boimy i nie chcemy mieć z nim do czynienia to - tak naprawdę - ekscytuje nas i intryguje. Kto taki? Diabeł oczywiście...

Czy odwieczna walka dobra ze złem rozgrywa się między Szatanem a Bogiem, czy też między ludźmi? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć "Sprawa" w reżyserii Jarockiego w Teatrze Narodowym. Temat spektaklu w Narodowym – nie ukrywajmy – jest ciężki do zrealizowania. Jednak wybitny reżyser bardzo misternie utkał całą jego konstrukcję. 

Spektakl w reżyserii Jerzego Jarockiego od strony technicznej podzielony został na trzy akty. Pierwszy i ostatni stanowią swoistą klamrę kompozycyjną, istotą drugiego zaś jest przedstawienie odrębnej, nie związanej z pozostałymi dwoma aktami akcji. Jest jednak postać wiążąca wszystkie trzy części widowiska – to Lucyfer.

Niesamowitym przeżyciem, przynajmniej dla mnie, były rozwiązania inscenizacyjne zastosowane w drugim akcie – skonstruowanym w bardzo nowatorski i niezwykle udany sposób. Pierwsza scena wspomnianego, drugiego aktu, w której pojawiają się Oceanidy z Amfitrytą powodują u odbiorcy jeśli nie szok, to przynajmniej zdziwienie. Początkowo na scenie panuje ciemność, słychać jedynie kroki nadchodzących osób. Dopiero chwilę później naszym oczom ukazują się kobiety odziane w stroje płetwonurków z całym osprzętem (okularami, płetwami). Następnie z offu daje się słyszeć mocną, heavy-metalową muzykę, w rytm której wszystkie kobiety zaczynają nienaturalnie się wić. Po chwili dołącza do nich Szatan. Doprawdy – pieczołowitość, z jaką tę scenę budowano godna jest najwyższego podziwu.

Niezwykle klimatyczna i przejmująca jest jedna ze scen w akcie trzecim. Wtedy to oczom widzów ukazuje się długi podest, na który kolejno wchodzą duch za duchem. Idą w jednym, równomiernym tempie. Ich lniane stroje lekko falują. Docierając do krawędzi podestu, rozchodzą się na dwie strony. Cały ów przemarsz duchów trwa kilka minut. Na samym końcu, za ostatnim duchem na podest wstępuje Lucyfer. Aktorzy mają założone na głowy kaptury w kształcie kloszów. Dodatkowo światła, które padają na nich dodają im tajemnicy.

Na prostą w gruncie rzeczy scenografię spektaklu składały się pewne elementy i konstrukcje. W pierwszym akcie były to m.in. podświetlone fragmenty szkieletu czy figura ubrana tylko w cekinową bieliznę, której ręce były złożone na wzór egipskich faraonów. Również w pierwszym akcie pojawia się konstrukcja kładki, po której kroczą córka rybaka i Eolion. W następnych scenach widzimy złamany krzyż czy wcześniej już wspomnianą drogę duchów. Ciekawa scenografia prezentowana jest także w akcie drugim, kiedy Lucyfer komentuje pogrzeb Juliusza Słowackiego – na scenie znajdują się tylko znicze, które zapala Lucyfer, a na ścianie zostaje wyświetlany pogrzeb Słowackiego.

Tytuł spektaklu nakierowuje odbiorcę na interpretację kilku wybranych wątków, jakie przewijają się przez całą sztukę. Jarocki świadomie akcentuje pewne tematy, społecznie dla Polaków istotne, zwłaszcza dziś: kwestie związane z religią, historią naszego narodu, osądzaniem pewnych spraw. Wszystkie te elementy sprzęgają się w jedną całość w akcie trzecim, podczas sądu Trybunału Boskiego, na którym roszczenia swe przedstawia sam Lucyfer. To właśnie w owej finalnej scenie osądu mamy okazję obcować z niezwykłymi efektami wizualnymi. Kostiumy oraz scenografia, usytuowanie i ruch sceniczny aktorów były świetnie zaplanowane. Ruchomy podest zaś dodawał dynamiki i niejednokrotnie zaskakiwał.

Aktorzy świetnie oddali charaktery kreowanych przez siebie postaci. Dominika Kluźniak, która w pierwszym akcie wcieliła się w rolę Eoliona, wprost poraziła swoim występem. Widzowie, którzy kojarzą aktorkę tylko z ról komediowych od teraz mogą być pewni jej talentu także dramatycznego. Na osobną uwagę zasługuje również Jacek Mikołajczak, który w drugim akcie wcielił się w księdza. Aktor bardzo realistycznie pokazał osobowość odgrywanej postaci. Myślę, że cała obada może być z siebie zadowolona, gdyż naprawdę „błysnęła” świetną interpretacją tak trudnego tekstu.

Inscenizacja w Narodowym pozytywnie zaskakuje również pod względem muzycznym – rodzaj i rozpiętość wykorzystanych przez reżysera motywów muzycznych są doprawdy imponujące. Daje się tutaj usłyszeć motywy m.in. z „Czarodziejskiego fletu” Mozarta, „Marsza Żałobnego” Chopina, jak również utwór „Lucifer” w wykonaniu zespołu Behemot. Owa różnorodność stylistyczna jednak świetnie ze sobą współgrała, stanowiąc świetne tło dla przedstawionych scen nadając im dodatkowych znaczeń.

„Sprawa” w reżyserii Jerzego Jarockiego to trudny spektakl wymagający od widza uwagi. Jednak uważam, że trzeba obejrzeć, ponieważ dostarcza widzowi zarówno niespotykanych i niesamowitych wrażeń jak i okazji do wielu przemyśleń na istotne dlań tematy. Nowoczesne podejście do tekstów Słowackiego z XIX wieku owocuje świetnymi efektami. Dodatkowymi atutami jest gra aktorów i cała oprawa przedstawienia. „Sprawa” to po prostu świetne widowisko na bardzo wysokim poziomie artystycznym i merytorycznym.

Katarzyna Prędotka
Dziennik Teatralny Warszawa
7 lutego 2012

Książka tygodnia

Twórcza zdrada w teatrze. Z problemów inscenizacji prozy literackiej
Wydawnictwo Naukowe UKSW
Katarzyna Gołos-Dąbrowska

Trailer tygodnia