Gdyby Tarantino był Żydem
8. Festiwal Dialogu Czterech KulturCałonocny wernisaż i energetyczne koncerty. Po raz ósmy wystartował Festiwal Dialogu Czterech Kultur
Na inaugurującą Festiwal Dialogu Czterech Kultur wystawę "Anabasis. Rytuały powrotu do domu" zwiedzający zostali zaproszeni... do domu. Główną część ekspozycji przygotowano w willi Ludwika Grohmana, od lat zamkniętej na głucho i niedostępnej dla łodzian. Nic dziwnego, że podczas sobotniego wernisażu wnętrze budynku z przepiękną klatką schodową budziło nie mniejsze zainteresowanie niż dzieła sztuki rozmieszczone w poszczególnych pomieszczeniach. Dreszczyku emocji dodawał fakt, że ekspozycję można było zwiedzać przez całą noc. Przemieszczanie się po zakamarkach XIX-wiecznego pałacyku i zaglądanie za kotary ukrywające kolejne projekcje wideo sprzyjało wytworzeniu aury niesamowitości. Nie lada przygodą okazało się wejście na strych oświetlany tylko latarką przez jednego z festiwalowych wolontariuszy. Pokazywany jest tam film "Dom z basenem", mieszkającego w Teksasie duetu Teresy Hubbard i Alexandra Birchlera. Zapętlona projekcja zdaje się nie mieć początku ani końca. Choć z głośników słychać dźwięki związane z czynnościami, jakie wykonują bohaterowie (plusk wody, przekładanie przedmiotów, gra na fortepianie), to w filmie nie pada ani jedno słowo. Autorzy w iście lynchowskim stylu operują tajemnicą - nie wiemy, co poróżniło dwie kobiety, ani dlaczego mężczyzna, który czyści basen, wyciąga z wody martwą sarnę. Interpretacja jest kwestią domysłów.
Duże zainteresowanie zwiedzających budziła widoczna od wejścia instalacja Ernesto Neto, który w ogromnej pończosze umieścił ziarna pszenicy, spod których - za pomocą iPoda - wydobywa się ćwierkanie. Było zimno, dlatego nie do końca udał się zapowiadany przez organizatorów całonocny piknik. Na rozmowy o sztuce można było jednak schronić się w rozstawionym przed willą namiocie, a całonocny wernisaż urozmaicały projekcje filmowe oraz performance. Sobotnia noc była jedną z niewielu okazji do bezpiecznego spacerowania nocą parkiem im. Kilińskiego, łączącym willę Ludwika Grohmana z Muzeum Książki Artystycznej - willą Henryka Grohmana, w której przygotowano dalszą część ekspozycji. W parku stanęła "Kompozycja przestrzenna" Pedra Cabrity Reisa, inspirowana rzeźbami Katarzyny Kobro.
Festiwal podobnie jak przed rokiem miał pecha do koncertu plenerowego w Manufakturze. W przeddzień koncertu przyszło ochłodzenie, które odstraszyło część potencjalnej publiczności. Ten tysiąc, który pojawił się na rynku Manufaktury, ogrzały zespół Boom Pam i słynna cygańska Kocani Orkestar. Grupa z Tel Awiwu, jedna z największych gwiazd izraelskiej muzyki ostatnich lat, grała z surfrockowym polotem, hendriksowską wirtuozerią (solówki nie tylko na gitarach, ale także na tubie, która pełni w zespole rolę basu) i bałkańską zadziornością. Tę mieszankę Boom Pam raz po raz zabarwiał nutą klezmerską. Gdyby Quentin Tarantino był Żydem i kręcił w latach 70., jego filmy miałyby właśnie taką ścieżkę dźwiękową.
Goręcej zrobiło się pod sceną, gdy pojawiła się na niej 11-osobowa drużyna (nieszczęśni ci, którzy wybrali w tym czasie oglądanie nomen omen jedenastek Polski i Irlandii Płn.) z macedońskiego miasta Kocani - wspaniała reprezentacja państwa cygańskiego. Muzyka jest tą dziedziną, w której ten nieistniejący na mapach kraj jest potęgą. W czasie ponadgodzinnego koncertu Kocani Orkestar nikogo nie trzeba było zachęcać do klaskania czy "robienia hałasu"; ręce same składały się do rytmicznego klaskania, a nogi nie pozwalały stać spokojnie. Najgoręcej przyjmowane były utwory znane z filmu "Czas cyganów" Emira Kusturicy oraz te spopularyzowane przez Gorana Bregovicia ("Mesecina", "Kalashnikov"). Muzycy zaskoczyli nietypowym bisem, wykonanym już bez nagłośnienia, wśród roztańczonej publiczności. Gdyby nie temperatura, byłoby naprawdę jak na Bałkanach...
W niedzielę rano Łódź weszła w rolę współtwórcy "Barkaroli. Opery przejścia na alt, interpasywne fortepiany i miasto, które brzmi" austriackiego artysty Georga Nussbaumera. W sześciu punktach miasta pojawiły się stare, nieco zdezelowane fortepiany. W centrum najłatwiej jest na nie trafić w dawnym sklepie z dżinsami przy Piotrkowskiej 78 i Muzeum Przyrodniczym od strony ul. Kilińskiego. Umieszczone na zewnątrz budynku mikrofony przekazują miejski szum do megafonów stojących na fortepianach, te - do telefonów komórkowych, a komórki do sali kameralnej Filharmonii Łódzkiej. Tej odrealnionej, pełnej cyfrowych zakłóceń muzyki miejskiej można słuchać codziennie między godz. 10 rano a północą.