Gdzie diabeł nie może, tam księdza poślą
"Ksiądz H., czyli..."- reż: B.Frąckowiak - Teatr Wybrzeże w GdańskuNowa premiera Teatru Wybrzeże nie pozostawia obojętnym. Bartosz Frąckowiak dzięki tekstom Mariana Pankowskiego opowiada nam całkiem zgrabną historię. Szkoda tylko, że mówi nam o tym, o czym dobrze wiemy.
Debiutujący z roli reżysera Bartosz Frąckowiak wykorzystał w przedstawieniu "Ksiądz H., czyli Anioły w Amsterdamie" trzy teksty świetnego, chociaż wciąż mało znanego w Polsce pisarza Mariana Pankowskiego - dramat "Ksiądz Helena" służy za podstawę spektaklu, część powieści "Ostatni zlot aniołów" jest wkomponowana w przedstawienie na zasadzie "teatru w teatrze", a fragment "Złotych szczęk" stanowi prolog spektaklu.
Tytułowym księdzem jest kobieta, Helena (gościnnie grająca w Wybrzeżu Anita Sokołowska). Jako nowy ksiądz w upadłej dzielnicy Amsterdamu (w oszczędnej scenografii Mirosława Kaczmarka na jednej ze ścian widzimy charakterystyczne amsterdamskie kamienice i kanały) rozpoczyna ona walkę o nową jakość kapłaństwa. Owo nowe kapłaństwo chodzi w kozaczkach, czarnych obcisłych spodniach i podkreślającym kobiece kształty seksownym gorsecie z koloratką. Helena musi stawić czoła nie tylko nieufnym parafianom, ale przede wszystkim niechętnemu jej biskupowi (bardzo dobra rola Cezarego Rybińskiego). Już jej pierwsze spotkanie ze zwierzchnikiem jest otwartą walką dwóch sposobów myślenia - konserwatywnego (biskup) i liberalnego (Helena).
Helena idzie pod prąd, poszukuje nowatorskich metod dotarcia do wiernych, walczy ze stereotypami - traktuje parafian po partnersku, zamiast ich prowadzić w wyznaczonym kierunku, czego oczekuje biskup. Swoją postawą szybko zraża do siebie dewotki (Gerdę de Stuip Katarzyny Kaźmierczak i Annę van Prium Anny Kociarz) i rozpoczyna ryzykowną grę z Mężczyzną (Marek Tynda) - brutalnym wilkiem w stadzie bezbronnych owieczek. Najciekawiej wypadają jednak konfrontacje Heleny z najbardziej intrygującą postacią spektaklu - prostytutką Lieve (Emilia Komarnicka). Jednak "mission impossible" księdza-kobiety oczywiście nie doczeka się happy endu.
Obok scen bardzo udanych (rozmowa dewotek w kaplicy, czy wysmakowana wizualnie scena sądu nad Heleną) w gdańskiej realizacji znajdują się fragmenty znacznie słabsze, przesadnie formalne (gwałt) albo słabo umotywowane (wyciskanie cytryny podczas rozmowy Heleny z Mężczyzną). Poza walorem komediowym nie znajduję uzasadnienia dla wkomponowania "Ostatniego zlotu aniołów" w dramat "Ksiądz Helena". Wyraźnie obozowy wydźwięk prozy Pankowskiego (anioły formowane są w komanda, opowiadają sobie sprośne kawały jak współwięźniowie Pankowskiego z Oświęcimia) i jej lapidarna forma zaprezentowane są wprost, jako satyryczny teatrzyk zorganizowany przez Księdza Helenę przy pomocy swoich parafian.
To co brzmi najmocniej, reżyser wyraźnie oddziela od fabularnej warstwy spektaklu. Motyw Maryi - gipsowej figury w gdańskiej "Lilli Wenedzie" w reż. Wiktora Rubina (Bartosz Frąckowiak był dramaturgiem tamtego spektaklu) tym razem został rozbudowany i wyostrzony. Podczas prologu Maryja (występująca gościnnie tancerka Iwona Pasińska) upozowana stoi między widzami czekającymi na wejście na widownię. W pewnym momencie zostaje przeniesiona do innego miejsca, ponieważ zwyczajnie zawadza. Tak jak w "Lilli Wenedzie", pojawia się również w scenie finałowej, ale tym razem zareaguje na rozwój wydarzeń.
Utkana z kilku utworów Pankowskiego opowieść Bartosza Frąckowiaka prowadzi jednak do mało odkrywczej konkluzji, że kler pomimo wielu pomysłów na zbliżenie religii katolickiej do współczesnych realiów i stylu życia wiernych, ciągle przegrywa z własnym tradycjonalizmem, a rewolucjoniści i tak muszą ponieść klęskę.
Frąckowiak padł po części ofiarą mnogości podjętych przez siebie wątków. Nie sposób opowiedzieć o Pankowskim w telegraficznym skrócie. Pewnie dlatego wiele wątków zostało rozmytych, a siłę słowa Pankowskiego osłabia efektowny formalizm scen. I chociaż reżyser porusza się po świecie Pankowskiego bardzo swobodnie, narzuca widzom ekspresowe tempo wycieczki, po której niewiele zostaje w głowie.
Debiut Bartosza Frąckowiaka wypada mimo wszystko obiecująco. "Ksiądz H., czyli Anioły w Amsterdamie" jest ostrą w wyrazie i zarazem jedną z ciekawszych realizacji Wybrzeża w ostatnim czasie.